[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przykazanie Jezusa -  Bądzcie moimi świadkami , tzn. dawajcie świadectwo o mnie swoim życiem.
To, że prawa którymi rządzi się Kościół przeszkadzają księżom w dawaniu takiego świadectwa już
wiemy.
Widzimy sami po sobie, jak bardzo kochamy to podłe życie. Wyobrazmy sobie, że nagle (odpukać!)
dowiadujemy się o swojej nieuleczalnej chorobie. Pozostało nam parę miesięcy życia. Naturalnie
wpadamy w panikę - złorzeczymy Bogu, a w najlepszym wypadku wołamy z wyrzutem  dlaczego
ja?! Inną, równie powszechną reakcją jest pragnienie godnego odejścia i jak najlepszego
przygotowania się na śmierć poprzez pojednanie z Bogiem i ludzmi. Niemal każdy wykorzystuje
swoje ostatnie chwile na pozostawienie po sobie dobrego wspomnienia. Ci, którzy mają kochające
dzieci umierają spokojniejsi, że jakaś cząstka ich samych przetrwa i będzie życzliwie o nich myślała.
Z drugiej strony - jakże trudno opuścić swoich ukochanych! Jakby się umierający człowiek nie
pocieszał i jaką by nie przyjął
postawę, zawsze łączy się ona z przeogromnym bólem. Ten ból bywa nieraz tak bardzo dotkliwy, że
zupełnie paraliżuje zachowania człowieka. Staje się on wówczas kompletnie zrezygnowany i
bezwolny. Widziałem ludzi, którzy bez chwili przerwy, przez kilka tygodni, łkali i wyli... aż w końcu
umarli. Oczywiście bywają, choć niezwykle rzadko, przypadki odwrotne - pogodzenie z losem i
śmierć z uśmiechem na ustach. Tak umierają jednak na ogół
tylko ludzie wielkiej wiary i czystego sumienia albo bardzo podeszli w latach starcy, znękani
chorobami i zmęczeni życiem, dla których śmierć jest ukojeniem. Nie bez powodu zahaczam ciągle o
problem umierania. Aączy się on bowiem niewątpliwie z najbardziej dotkliwie przeżywanym
cierpieniem, a właśnie o nim mamy mówić. Umierający ludzie poza ogromnym wewnętrznym bólem
(często większym od bólu umęczonego ciała) pytają przeważnie o powód swoich cierpień.
Pewien 14 - letni, niezwykle zdolny i inteligentny chłopiec z wrodzonym zanikiem mięśni, leżąc bez
ruchu na łóżku zapytał mnie kiedyś:  Wiem, wkrótce spotkam się z Bogiem.
Jestem też pewien, że On wynagrodzi mi wszystko, czego nie doświadczyłem za życia. Na tamtym
świecie będę chodził, biegał, grał w piłkę z kolegami. Nie mogę przecież grzeszyć, bo się nie
poruszam więc na pewno pójdę do Nieba. Niech mi jednak ksiądz powie - po co Mu teraz moje
cierpienia? Jeśli mnie kocha to dlaczego na to pozwala?... Inna młoda dziewczyna, umierająca na
nowotwór krzyczała:  ...Niech mi tu ksiądz nie mówi, że Pan Bóg jest moim kochającym Ojcem!!!
Mój ojciec sprzedał wszystko z domu na lekarstwa dla mnie. Od miesiąca prawie nie odstępuje mnie
przy łóżku. Powiedział, że gdyby mógł, oddałby za mnie swoje życie. To się nazywa ojciec...!!! Nie
tylko młodzi ludzie chcą żyć i nie tylko oni buntują się w obliczu śmierci. Jest to uzależnione w
dużym stopniu od tego, jak układało się całe życie. Na ogół trudniej jest odchodzić bogatym i tym,
których oszczędzał los. Najzwyczajniej w świecie spodobało im się na Ziemi.
Przypomina mi się pewna zabawna historia niemal żywcem wyjęta z filmu pt.  Sami swoi . Bardzo
bogaty gospodarz, m.in. właściciel kilku wielkich szklarni, leży na łożu śmierci (według zapewnień
lekarzy). Wokół męża, ojca i dziadka zgromadziła się cała rodzina.
Zbolały 80 - letni człowiek z postępującym paraliżem, po wylewie - patrzy pytająco i przenikliwie
na pięcioro swoich dzieci z nadzieją, że choć jedno z nich osiądzie na stałe w ojcowiznie. Pyta o
dalsze losy dorobku swojego życia, ale po jego pytaniu zapada cisza.
Wszystkie dzieci są już  pożenione i  na swoim , z wyjątkiem najmłodszej córki. Wnuki jeszcze za
małe, żeby przejąć ster po dziadku. W końcu nikt się nie zdobył na przejęcie
 tatowego sierpa . Faceta tak to wkurzyło, że ku zdumieniu wszystkich podniósł się na łóżku i
wykrzyczał:  ...Co wy sobie kurwa mać myślicie - to po co ja zapieprzałem całe życie! Póki żyję nikt
nic ode mnie nie dostanie... .  To już nie długo może być
- pomyśleli zapewne niedoszli żałobnicy, ale srodze się pomylili. Nie wiadomo: czy z tych nerwów
krew zaczęła szybciej krążyć w dziadku, czy była to tylko wielka siła woli; faktem jest, że chłopina
zdrowiał z godziny na godzinę. Po dwóch dniach był już na nogach, a po tygodniu pracował w
gospodarstwie. Opowiadał mi o tym wszystkim przy kieliszeczku samogonu i śmiał się do łez z
numeru, jaki wykręcił zupełnie niechcący swoim
 szczeniakom . Kiedy spotkałem go po dwóch miesiącach, szykował się na ...rejs statkiem po Morzu
Zródziemnym.  Nic gnojkom nie zostawię, wszystko sam przepuszczę, bo na to pracowałem! - śmiał
się dziadek. Nie wiem co się teraz z nim dzieje, ale - choć minęły już trzy lata - jestem niemal
pewien, że ciągle ucieka przed  kostuchą i niezle się bawi.
Zobaczmy, jak wielka może być wola życia i jak bardzo niektórzy ludzie są przywiązani do tego, co
muszą opuścić. Jeśli zawsze dążyli do jednego celu lub poświęcili się bez reszty jakiejś sprawie -
nie odejdą spokojnie, zanim wszystkiego nie uporządkują, jak po każdym dniu pracy. Nie znaczy to
wcale, że ci którzy mają niewiele do stracenia nie kochają życia. Zresztą powiedzmy szczerze -
gdyby każdy wiedział na 100% o istnieniu tej  drugiej strony , a do tego jeszcze miał wgląd w swoje
akta w Sądzie Najwyższym i widoki na ułaskawienie, ewentualnie łagodny wyrok - z pewnością nikt [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl