[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jakby przebito go na wskroÅ›.
- Rebeko... - zaczął bezradnie, bo słowa utknęły mu
w gardle i coś zaczęło go dławić.
Rebeka czekała na jego odpowiedz.
- Rebeko...  W jego głosie brzmiał żal i
wzburzenie. - Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie.
Przesunęła dłonią, by otrzeć łzy. Doceniał to, że za
nic nie chce się rozpłakać. Gest Rebeki oznaczał, że
pragnie okazać się dzielna.
Connor, chociaż wiedział, że pózniej tego pożałuje,
bo będzie dla niego udręką konieczność wypuszczenia jej z
objęć, porwał ją w ramiona i ucałował w skroń.
PrzymknÄ…Å‚ oczy i przesunÄ…Å‚ policzkiem po jej
włosach.
- Och, Rebeko, moja dzielna dziewczynko - szepnÄ…Å‚.
- Proszę cię, nie płacz. Strasznie mi przykro. Czasami
uważam twoją odwagę za coś tak oczywistego!
Zapominam wówczas, że znalazłaś się z dala od domu,
między obcymi, w okolicznościach, które niełatwo
przyszłoby znieść niejednemu dorosłemu mężczyznie, a co
dopiero młodej panience. A ta wstrętna cygańska
dziewczyna...
- Wstrętna! - zgodziła się Rebeka z nosem wtulonym
w jego ramiÄ™.
- .. .nabiła ci głowę różnymi bzdurami.
247
- Czy myślisz, że jestem głupia?
- Głupia? Bo zazdrośnica nastraszyła cię,
wykorzystujÄ…c twoje obawy?
- Wiedziałam, że mnie zrozumiesz.
- Już taki jestem. Rozumiem innych.
Zaśmiała się słabo, nadal kryjąc twarz w jego
koszuli.
- Wiem, Rebeko, że jest ci ciężko, ale czuję głęboką
wdzięczność za to, że mi zaufałaś.
Na niczym więcej mi nie zależy jak na twoim
zaufaniu. - Powiedział to miękko i cicho, gładząc ją po
plecach i włosach.
- Chciałabym tylko, żebyśmy byli razem.
- Będziemy razem. Na zawsze. I to już wkrótce.
Proszę cię, wytrwaj jeszcze kilka dni. A jeśli chodzi o
piersi...
- To, co?...
- Nie widziałem twoich przez cały dzień. Zaśmiała
się. Och, jakże umiał ją pocieszać!
- A co będzie z przyzwoitością? - spytała, udając
zatroskanie, lecz potem powiodła wargami po nasadzie
jego szyi. Connor drgnął i cały zesztywniał.
- Do licha z przyzwoitością! - Mimo obietnicy danej
Raphaelowi pochylił głowę ku Rebece.
Pocałunek niemal ją zabolał. Okazał się tak
gwałtowny, że niemal odrzuciło ją do tyłu. Musiała
kurczowo chwycić obiema rękami za jego koszulę, żeby się
nie przewrócić. Zdumiało ją, że pragnie go coraz mocniej
za każdym dotknięciem, jakby pragnienie nie miało granic.
Zaświtała mu myśl, że mógłby zaciągnąć ją gdzieś
między drzewa i tam się z nią kochać, wspartą o jakiś pień,
ale nie mógł tego zrobić, skoro następnego dnia zamierzał
248
ją opuścić.
Przestraszył się jednak własnych myśli i odstąpił od
niej o krok, co wcale nie pomogło Rebece, pod którą
uginały się kolana.
- Cokolwiek się stanie, proszę, nie przestań mi ufać -
powiedział, dysząc ciężko. -
Obydwoje tego potrzebujemy.
- Dobrze - odparła po chwili. Wciąż jeszcze czuła
zawrót głowy po pocałunku. Teraz zgodziłaby się na
wszystko.
Usłyszeli czyjeś zbliżające sie głosy. Muzyka
umilkła, a Cyganie rozchodzili się do namiotów.
- Dobranoc, Rebeko. Pamiętaj, że cię kocham.
A potem szybkim krokiem odszedł, zostawiając ją
osłabłą, oszołomioną i zachwyconą.
- No, no, sporo masz tych pistoletów! - mruknął
Raphael ze swego posłania. Wsparty na łokciu patrzył
uważnie na broń w świetle brzasku.
- Tylko brakuje mi prochu i kuł - burknął Connor.
W świetle świeczki przeglądał pistolety odebrane
bandytom. Wszystkie były, niestety, bez pocisków.
Raphael cmoknął ze współczuciem.
- Mogę ci pożyczyć nóż. Albo bicz. Z przykrością
przyznaję, że nie mam ani prochu, ani kul.
- Bicz? - Connor raptownie uniósł głowę. - Na cóż
by mi się przydał bicz?
- Mógłbyś podciąć komuś nogi - powiedział z
satysfakcją Raphael. - Gdybyś tylko, oczywiście, potrafił
się nim należycie posłużyć. Albo wytrącić komuś pistolet z
ręki.
- Powiedz, jak to siÄ™ robi.
Raphael zaśmiał się i legł z powrotem na posłaniu,
249
zakładając ręce pod głowę.
- Przepraszam, wcale nie miałem zamiaru cię budzić
- powiedział Connor. - Przynajmniej póki nie odejdę.
- Jesteś pewien, że chcesz zrobić tak, jak
zamierzałeś?
- Przecież wiesz, żę muszę. Zamilkli na moment.
- Rzeczywiście. - Raphael westchnął z rezygnacją. -
Musisz.
- Ale wrócę - dodał Connor po chwili. - Może nawet
jeszcze dziś, póznym wieczorem.
Przynajmniej muszę spróbować jakoś się z tym
wszystkim uporać.
- Nie będę się z tobą sprzeczał - odparł pojednawczo
Raphael, po czym zamilkł na długo, Connor myślał, że
może śpi.
Jednak Raphael nie spał.
- Ona wie, że mam coś do załatwienia, nim ruszymy
do Szkocji. Tylko tyle - zwierzył mu się Connor. Minę miał
jednak niewesołą.
- Jesteś pewien, że nic jej nie powinieneś mówić?
- Masz racjÄ™ - westchnÄ…Å‚ Connor - nie jestem
pewien, wiem za to, że tak mi będzie łatwiej. %7ładnych
pytań, żadnych próśb czy łez. Pojadę tam i wrócę za
niecały dzień.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, pomyśleli
obydwaj, ale żaden nie powiedział
tego głośno.
- Wiesz, że będziemy na targu tylko przez dwa dni?
- Wrócę - powtórzył z naciskiem Connor. Raphael
pokiwał głową.
- Dopilnujesz, żeby mogła zobaczyć tego lwa z
menażerii?
250
- DopilnujÄ™.
- A gdyby coś mi się stało...
- Zajmiemy się nią - odparł bardzo cicho Raphael.
- Dziękuję ci za wszystko.
- Przed laty uchroniłeś mnie od stryczka, Connor -
odezwał się Raphael.
- A, zdaje się, że istotnie tak było - odparł Connor.
Raphael zaczął się śmiać.
Connor nie pojawił się na rannym posiłku. Wzięli w
nim za to udział Raphael oraz inni Cyganie. Rebeka zaczęła
rozpoznawać ich twarze. Podano ten sam co zawsze
wspaniały gulasz i już wygaszono ognisko, ale nigdzie nie
widziała Connora. Czy zachorował?
Czyżby jego rana... Serce Rebeki aż podskoczyło na
tę myśl. Niemożliwe! W takim przypadku Raphael zaraz
posłałby po Leonorę.
Och, ten jego dziwny, wręcz gniewny pocałunek
wczorajszej nocy! Całkiem jakby miał być ostatni. Albo też
pożegnaniem. Pamiętaj, że cię kocham, powiedział.
Dlaczego miała o tym pamiętać? Czemu nie rzekł po prostu
 kocham ciÄ™"?
Rebeka ze wzrastajÄ…cym zdenerwowaniem
przyglądała się koniom przywiązanym za obozowiskiem.
Westchnęła z ogromną ulgą, gdy zobaczyła, że i gniada
klacz, i siwek Connora wspólnie skubią trawę.
- Wziął karego konia Raphaela  wyjaśniła jej
Marta, zachodząc ją od tyłu. - Odjechał przed świtem.
Słowa Marty spadły na Rebekę niczym gorący
żużel. Oczywiście! Bandyci szukaliby dwojga jezdzców, na
siwku i na gniadej klaczy. Odwróciła się powoli do Marty.
- Nie martw się, Rebeko. - Cyganka kiwnęła
porozumiewawczo głową. - Wiem na pewno, że twój
251
blondyn nigdy ciÄ™ nie rzuci!
I odbiegła niezwykle uradowana.
Rebeka przez chwilę stała jak skamieniała, a potem
ujrzała Raphaela i szybko podeszła do niego, choć ledwie
mogła się utrzymać na nogach, całkiem jakby grunt falował
jej pod nogami, a stopy trafiały w próżnię.
Raphael zobaczył jej pobladłą twarz i odpowiedział,
nim jeszcze zdążyła zadać mu pytanie.
- On ma coś do załatwienia, panno Rebeko -
tłumaczył jej łagodnie. - On wróci...
Rebeka wyprostowała się dumnie.
- Oczywiście. Wiem o tym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl