[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Valerie zaniemówiła. Siedziała nieruchomo z otwartymi ustami i brakowało jej sił, by je
zamknąć. Czy dobrze słyszała? Jasne, przecież zapytał po raz wtóry. Pokręciła głową i już miała
odmówić, ale nie dał jej dojść do głosu.
- To nie jest intryga czy niemoralna propozycja, Val. - Uśmiechnął się niepewnie. - Ja również
pragnę, żeby moje dziecko miało pełną rodzinę. Chcę wziąć ślub. Proszę, żebyś za mnie wyszła.
- Dlaczego ja? - spytała otwarcie.
- Czemu nie? - odparł.
- Słabo się znamy, to ważna przeszkoda - wymamrotała Val.
- Czy można dobrze poznać drugiego człowieka?  spytał Thorne. - Wyznałaś mi przed
chwilą, czego pragniesz. Wiesz o mnie dość, aby nabrać pewności, że mogę ci to dać. Zakładam,
że jesteś w stanie spełnić moje marzenie. - Uniósł brwi. - Zgadza się? - Valerie mimo woli
skinęła głową. - To doskonale. - Nim odważyła się sprzeciwić, ruszył w jej stronę.  Dlaczego
nie mielibyśmy połączyć naszych sił dla urzeczywistnienia życiowych celów?
- Ponieważ nie mogę... - Nagle zamilkła.
- Wiem, że wspominasz ukochanego, który zginął - stwierdził rzeczowo i chłodno - ale jeśli
chcesz osiągnąć swój cel, nie możesz żyć przeszłością. Im szybciej o nim zapomnisz, tym lepiej.
Valerie zadrżała, słysząc okrutną radę. Zacisnęła zęby i zaczęła z trudem:
- Panie Thorne...
- Mam na imię Jonas. - Znów nie pozwolił jej dokończyć. Obszedł biurko i wielkimi dłońmi
chwycił ją za ręce. - Musisz stawić czoło bezdusznej rzeczywistości, Val. Dzięki mnie będzie to
znacznie prostsze, bo pieniądze ułatwiają życie. - Uśmiechnął się, gdy szeroko otworzyła oczy. -
Tak, Val. Mam wielki majątek i chcę się nim z tobą podzielić, a ty urodzisz mi syna.
- Może spłodzisz gromadę córek, nim na świat przyjdzie upragniony dziedzic - powtórzyła
machinalnie jedno z ulubionych powiedzonek swego ojca i natychmiast zwymyślała się od
idiotek.
- Nie wymagam od ciebie takiego poświęcenia - odparł żartobliwie. - Jeśli posłuchasz rozumu,
Valerie, rozważysz starannie moją propozycję. Jestem idealnym kandydatem na męża.
ROZDZIAA 5
Co za głupota, wymyślał sobie w duchu. Jeżeli Valerie nie przyjmie jego oświadczyn, sam
będzie sobie winny. Idealny kandydat na męża, dobre sobie! Przez kilka chwil, które okropnie się
dłużyły, obserwował, jak zmienia się wyraz jej twarzy. Milczała, więc cofnął ramiona, podszedł
do okna i wyglądał przez nie, zaciskając zęby tak mocno, aż go szczęki zabolały.
Pragnął jej niczym szaleniec! Zmrużył oczy oślepiony promieniami słońca odbitymi w
lśniących karoseriach niezliczonych aut, które stały na parkingu za biurowcem firmy. Do tej pory
żadna kobieta go nie pociągała równie mocno jak Val. Niestety, bał się odmowy. Z wolna
nabierał przekonania, że zaraz ją usłyszy, i ta pewność była dla niego torturą.
Nie żałował nigdy swoich decyzji. Zwykle brakowało mu na to czasu. Teraz jednak miał do
siebie pretensje, że ustąpił Janet i pozwolił jej zabrać Val do Stanów. Uznał mściwie, że trzeba ją
było zostawić w Paryżu, żeby się nad sobą użalała, pogrążona w głębokim smutku.
Wcisnął ręce w kieszenie i opuszkami palców masował napięte mięśnie ud. Cholera, jaki był
ten Etienne, ukochany Valerie, którego zabrała śmierć?
Nacisnął z całej siły twarde mięśnie, aż poczuł ból. Rozświetlony słońcem parking i szeregi
lśniących aut nagle zniknęły mu sprzed oczu, gdy wyobraził sobie Val leżącą na pościeli i jej
ciemne włosy rozsypane wokół głowy. Cudowne szafirowe oczy rozświetlał blask miłości, a
ramiona i nogi o jasnej skórze oplatały ciasno ginącą w cieniu postać mężczyzny, którego twarz
pozostawała niewidoczna. Cóż z tego, że nie żyje! Jonas i tak go nienawidził.
- Proszę pana? - Cichy, pełen wahania głos sprawił, że wizja zniknęła. Jonas westchnął
ukradkiem i odwrócił się do dziewczyny.
- Tak?  Już wiedział, co odczuwa człowiek stojący przed plutonem egzekucyjnym.
- Czy mogę prosić o czas do namysłu?
Mocniej wbił palce w obolałe mięśnie i nie odrywał wzroku od jej wilgotnych ust. Czy
umyślnie je oblizała?
- Ile ci potrzeba?  spytał zimno i natychmiast skarcił się za oschły ton, widząc jej
zmarszczone brwi.
- Mogę dać odpowiedz jutro rano?
Zwlekała! Pomyśleć tylko, że nawet gubernator stanu spełniał od razu wszystkie jego
życzenia. Do diabła z nią! Jak śmiała odwlekać decyzję? Czekanie to prawdziwa męka. Pokaż jej
drzwi, powtarzał sobie z irytacją, ale wiedział, że tego nie zrobi. Nadal jej pragnął.
- Naturalnie  odparł, udając spokój.  Chcesz mieć dzisiaj wolne?  Miał nadzieję, że uzna to
za dobry pomysł. Gdyby zniknęła mu z oczu, byłby w stanie trzezwo rozumować.
- Nie.  Gdy potrząsnęła głową, promień słońca rozświetlił ciemne włosy, nadając im
błękitnawe zabarwienie.  To nie jest konieczne.
Aatwo ci mówić! Jonas obserwował Valerie, gdy podniosła się wdzięcznym ruchem i podeszła
do drzwi. Cichy trzask zamka zabrzmiał jak szelest kurtyny oznaczający koniec przedstawienia.
Jonas pomyślał z żalem, że wiele by dał za chwilę zupełnego otępienia. Z kpiącym uśmiechem
podszedł do biurka i usiadł w fotelu. Oparł głowę na miękkim zagłówku i uniósł rękę, masując
obolałą skroń. Był zmęczony i bardzo go zaniepokoił ten stan. Rzadko tak się czuł, zwłaszcza
rankiem. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek ogarnęło go tak wielkie znużenie. Na wszystko
przychodzi w życiu pora, ale dlaczego tyle niespodzianek spotyka go właśnie w tym miesiącu?
Do tej pory nie zdarzyło mu się przez niespełna trzy tygodnie walczyć z ogarniającą żądzą. Mógł
wprawdzie znalezć ukojenie w ramionach ślicznej Marii Cinelli, ale nie miał na to ochoty.
Pokręcił głową, zerknął na biurko i przymknął oczy, zdając sobie sprawę, że pierwszy raz w
życiu zaniedbał się w pracy. Pragniesz swojej wybranki tak obsesyjnie, że cierpi na tym nie tylko
męska duma, lecz także zdrowy rozsądek, wyrzucał sobie z goryczą.
Dlaczego? Co ona w sobie ma? Czemu tak mu zależy na tym, by zdobyć tę kobietę? Zacisnął
powieki i analizował fakty. Nie da się ukryć, że jest piękna, a smutek i tajemniczość dodają jej
tylko uroku. Z drugiej strony jednak ślicznotek nie brakuje, a każda jest inna. Czemu zwrócił na
nią uwagę? Nigdy go nie zachęcała. Przy każdej sposobności okazywała mu niechęć.
Z twarzy Jonasa zniknął drwiący uśmiech. Trafiłeś w sedno, Thorne, jesteś cholernie blisko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl