[ Pobierz całość w formacie PDF ]

apartamencie luksusowego hotelu. Wszędzie kaŜę ustawić kwiaty w prawdziwych kryształowych
wazonach, będą tam grube i miękkie dywany oraz ogromne łóŜko z jedwabną pościelą. A kiedy
połoŜę cię na tym łóŜku, by się z tobą kochać, zamiast płatków z kilku skradzionych gardenii,
będzie tam morze płatków z setek gardenii kupionych w najlepszej kwiaciarni w mieście.
Fakt, Ŝe w jego przyszłości było miejsce i dla niej, bardziej ją ucieszył niŜ te erotyczne obrazy,
które przed nią malował.
- To tylko rzeczy, Jacques. Dla mnie są zupełnie nieistotne.
- Ale dla mnie tak.
Jego odpowiedź bardzo ją zabolała. Nadal jednak nie rezygnowała. Westchnęła i mówiła dalej:
- Będziesz miał sławę, pieniądze i co dalej? Co będzie potem?
- Nie rozumiem?
- Co będziesz robił, jak spełnią się twoje marzenia? Czy... myślałeś o małŜeństwie? O rodzinie?
Uśmiech z jego twarzy zniknął, a Liza, mimo Ŝe w pokoju było ciepło, oblała się zimnym potem.
- Nigdy się nie oŜenię, Lizo. A juŜ na pewno nie będę miał dzieci.
- A... a jeśli się w kimś zakochasz? Kiedy, na przykład, dowiesz się, Ŝe będziesz ojcem? -
mówiła przez ściśnięte gardło.
- To wykluczone. Zawsze jestem bardzo ostroŜny.
- Wiem. Ale gdyby mimo wszystko to się stało? Co byś zrobił?
Przez dłuŜszą chwilę patrzył jej prosto w oczy.
- Domagałbym się, by kobieta usunęła ciąŜę - rzekł, kiedy juŜ przestała liczyć na odpowiedź.
Liza nie była w stanie ukryć swego zaskoczenia.
- Nie zrobiłbyś tego.
- AleŜ tak - zapewnił ją chłodno i zdecydowanie. - Nigdy nie sprowadzę na ten świat dziecka.
Krew, która płynie w moich Ŝyłach, jest skaŜona. Jest we mnie pewna mroczność, coś, co było w
moim ojcu i dziadku. Mroczność, którą odziedziczyłem, ale której nikomu juŜ nie przekaŜę.
- Jacques, to absurdalne - powiedziała, choć widziała, Ŝe Jacques wierzy w kaŜde swoje słowo.
Musnęła palcem jego brodę. - Nie ma w tobie Ŝadnej mroczności. Jesteś jednym z najlepszych
ludzi, jakich znam. Kocham cię. Ujął jej dłoń i pocałował.
- Kochasz tę część mnie, którą pozwalam ci zobaczyć.
- Kocham ciebie.
- Uwierz mi, cherie. Nie mogłabyś pokochać prawdziwego Jacquesa Gastona. Nie potrafiłabyś,
skoro ja sam nim gardzę.
Chciała zaprzeczyć, lecz uciszył ją jednym spojrzeniem.
- Jest we mnie coś złego, owa mroczność, której nie widzisz i której postaram się nigdy przed
tobą nie ujawnić. Ale ona we mnie jest. Widziałem ją, czułem. To przez nią bywam zły i jestem
zazdrosny, kiedy inni męŜczyźni na ciebie patrzą.
- Nie wiedziałam, Ŝe jesteś zazdrosny.
- Zazdrosny to zbyt słabe określenie na to, co czuję, gdy widzę cię z innym męŜczyzną. Kiedy
wczoraj na przyjęciu słyszałem, jak ten męŜczyzna prosił cię o numer telefonu, chciałem udusić
go gołymi rękami. I zrobiłbym to, gdybyś mu dała.
Poznała po jego oczach, Ŝe nie Ŝartuje.
- I choć mu odmówiłaś, takŜe i ciebie chciałem udusić, bo się do niego uśmiechnęłaś.
Liza zadrŜała i z trudem przełknęła ślinę.
- Taki męŜczyzna jak ja nie jest w stanie kochać, Lizo. Jestem niezdolny do takiego szlachetnego
uczucia. To, co do ciebie czuję, to tylko namiętność.
PołoŜył ją na łóŜku i zaczął delikatnie całować jej piersi. Po raz pierwszy jego pieszczoty nie
sprawiły jej przyjemności.
Kiedy rozsunął jej nogi i wsunął się między nie, zaprotestowała.
Przez chwilę myślała, Ŝe ją zlekcewaŜy. W końcu jednak odsunął się.
- Przepraszam - rzekł z goryczą.
Zasłonił ramieniem oczy i leŜał w milczeniu. W pokoju słychać było tylko tykanie zegara i bicie
jej serca.
- Jacques, wszystko w porządku? - zapytała, gładząc go po ramieniu.
Kiedy na nią spojrzał, w jego oczach wciąŜ widać było tę samą złość.
- Nie myl poŜądania z miłością, Lizo. I bądź wdzięczna, Ŝe to, co do ciebie czuję, to namiętność,
a nie miłość. Bo gdybym pozwolił sobie na miłość, sprawiłbym ci tylko ból.
Pogładził delikatnie jej twarz i przytulił ją do siebie. I choć był tak blisko, Liza czuła tylko chłód.
Zamknęła oczy i udawała, Ŝe śpi, a on dalej gładził jej włosy. Szepnął coś po francusku.
- Spij dobrze, ma cherie - rzekł jeszcze. - Jutro czeka nas męczący dzień. Otwieramy nową
wystawę u Petera, a potem będziemy świętować mój sukces.
Nie świętowała z nim jednak tego sukcesu. Ani Ŝadnego następnego. Bo kiedy zasnął, wróciła do
swego mieszkania, spakowała się i wyjechała.
Lecąc pierwszym porannym samolotem z Nowego Orleanu, pogrzebała wszelkie nadzieje na
wspólną przyszłość z Jacquesem. Zabierała teŜ ze sobą swoją tajemnicę.
PogrąŜona w ponurych myślach, wpatrywała się w koszyczek z gardeniami. Gardenie w zimie,
pomyślała. Tylko Jacques mógł wymyślić prezent, który sam w sobie był jak cud. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl