[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obrusów. Bywało, że i on...
Koniecznie muszą porozmawiać. Tylko tym
razem na spokojnie, bez przepychanek. Przyglądał
się stołom, przyglądał się tłumowi i czekał na
chwilę - nieuniknioną chwilę - kiedy komuś
w tym pomieszczeniu wypadnie z ręki kieliszek.
Usiadł przy stole i skrzyżował nogi, gdy tym­
czasem Beth, przerwawszy na chwilę poszukiwa­
nia, wychyliła głowę, dostrzegła go i zaczerwieniła
się po uszy. Choć raz był górą.
- Śliczna sukienka - powiedział, starając się
mówić cicho. - Szkoda jej używać w charakterze
mopa do wycierania podłóg.
- Sprawdzam trwałość materiału - odrzekła,
szybko opanowując początkowe zdumienie i zde­
nerwowanie. Po chwili, świecąc latarką, zniknęła
pod sąsiednim stołem. - To prywatne zlecenie
- szepnęła z dołu, wychylając głowę. - Idź stąd.
Wzbijasz kurz. - Skierowała światełko latarki na
fragment podłogi między nimi, a potem z powro­
tem na przestrzeń, którą już przebyła. - Cholera!
- Nie rozumiem, co tutaj robisz - szepnął
i błyskawicznie dołączył do niej. Przeciągnął koń­
cem palca wzdłuż krawędzi stołu, spojrzał i stwier­
dził, że jest mocno zabrudzony. - Nie wygląda na to,
żeby w ostatnim czasie urządzali tu jakąś imprezę.
Popatrzyła wściekle.
- Czy nie powiedziałam, żebyś sobie stąd po-
szedłś-
Tajemnicza kobieta
77
- A czy ja wyraziłem na to zgodęć-
Gdyby wzrok mógł zabijać, Janson na pewno
już by nie żył.
- Wchodzisz mi w drogę. Przez ciebie szanse, że
zostanę schwytana, wzrastają czterokrotnie. Idź
już sobie.
- Nie pójdę. - Tym razem naprawdę było mu
jej żal. Sądząc po głosie, musiała być na skraju
rozpaczy. Poprawiła przerzucony przez ramię szal,
który zaczął się zsuwać. - Posłuchaj, wiem, że czas
i miejsce nie są stosowne na rozmowę. Ale kiedy
była okazja, uciekłaś.
- To był twój czas - warknęła. - Twoje miejsce.
I twoja rozmowa. I o ile pamiętam, sam ją zakoń­
czyłeś. Złożyłam ci propozycję, a ty ją odrzuciłeś.
- Okoliczności się zmieniają - powiedział,
wzruszając ramionami.
- Naprawdę? Co ty powiesza Tylko nie myśl,
że tym razem założysz mi swoje ukochane kaj­
danki.
- Rozwaliłaś moje ukochane kajdanki - ziryto­
wał się. - Do licha... może niesłusznie odrzuciłem
twoją propozycję. - A już był bliski postąpienia
wbrew regulaminowi. Niedźwiedź powiedział, że­
by ją sprowadził... to tak, jakby wydał rozkaz. Ale
w tej chwili Niedźwiedzia tu nie ma. Niedźwiedź
nie widział tej kobiety w akcji.
Beth przyjrzała mu się uważnie, chcąc wydedu-
kować, do czego zmierza, po czym ponownie
zajęła się stołem, jednak po krótkim poszukiwaniu
zrezygnowała i wyłączyła latarkę.
78
Doranna Durgin
- Nic z tegoś- - zapytał, a widząc jej karcący
wzrok, dodał: - Nie szkodzi. Wydostańmy się stąd
i pogadajmy.
- Pobożne życzenie - zakpiła, chowając latarkę
do małej torebki i przytrzymując dół sukienki,
żeby łatwiej się wydostać.
Wyjście spod stołu okazało się bardziej skom­
plikowane niż wślizgnięcie się tam, z perspektywy
podłogi miała ograniczone pole widzenia. W dodat­
ku teraz jest ich dwoje. Niemożliwe, żeby ktoś nie
zauważył, jak wynurzają się spod stołu.
Pierwszy wyłonił się Jason, a kiedy Beth wysu­
nęła swoje długie, zgrabne nogi, pochylił się, żeby
pomóc, przy okazji strącając jej klips z ucha. Już
miała mu powiedzieć coś przykrego, ale syknął
i w porę ją uciszył. Kiedy wstała, z galanterią podał
jej klips. Tym razem zwrócili na siebie uwagę,
wielu gości odwróciło się w ich stronę i przy­
glądało, nie kryjąc zdziwienia.
- Oto i on - powiedział Jason z miną bohatera.
- Aż trudno uwierzyć, że tak daleko się potoczył.
- No właśnie - odpowiedziała z przymusem.
- To rzeczywiście bardzo dziwne. - Wyrwała mu
klips z ręki i szybkim, fachowym, wręcz szorstkim
ruchem włożyła z powrotem, a Jason miał nie­
przepartą ochotę pogłaskać ją po włosach albo
delikatnie dotknąć jej ucha.
Może to, co wydarzyło się później, było następ­
stwem tej sytuacji... a może po prostu Beth tak
świetnie to rozegrała. Zwróciła się do niego i po­
wiedziała:
Tajemnicza kobieta
79
- Dziękuję ci, kochanie. -I choć zdawało się, że
mówiąc to, zaciska zęby, było zupełnie inaczej,
kiedy spotkali się ustami. Miała wargi gorące,
podatne i bardzo namiętne. Lekki całus na użytek
publiczności zamienił się w głęboki i pełen pożąda­
nia pocałunek, z udziałem języka i delikatnie
skubiących zębów...
Desperackim ruchem oderwał się od niej. Jesz­
cze chwila, a wziąłby ją w objęcia, nie zwracając
uwagi na konsekwencje i nie przejmując się tym,
że ta kobieta prawie na pewno wykorzystuje jego
reakcję dla własnych celów.
Niedźwiedź nigdy mu tego nie daruje.
Ale Niedźwiedź nigdy się nie dowie.
Rozległy się lekkie brawa: oderwał wzrok od
oszołomionych, choć czujnych oczu Beth i stwier­
dził, że rzeczywiście mają widownię. Zamiast
cokolwiek wyjaśniać, potraktował to na luzie,
kłaniając się w pas publiczności. W tym czasie Beth
poprawiła szal, zakrywając szczelnie piersi. Jason,
nie dając nic po sobie poznać, opanował nagłą chęć
przyciągnięcia jej do siebie. To nie powinno się [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl