X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Melody.
 Tu się zaczyna najokropniejsza część całej historii  powiedział Bob.  Kiedy
wybraliśmy się z pierwszą wizytą do Maureen Melody, Tik już tam był. Pewno buszo-
wał po jej parku, rozkładając zatruty pokarm dla jastrzębi. Musiał widzieć, jak wchodzi-
liśmy z Cezarem do jej salonu. Z pewnością zobaczył też, że tuż za nami weszła tam ulu-
biona sroczka panny Melody, Nevermore, z perłą w dziobie.
 I stwierdził, że tego już za wiele  roześmiał się pan Hitchcock. Rychło jednak
jego śmiech przeszedł w suche pokasływanie. Położył fajkę na stole i zaczął kiwać z po-
litowaniem głową.  A to cymbał z tego Tika. Zupełnie stracił głowę. Tak się rozzłościł
na tę biedną srokę, że zatłukł ją na śmierć.
 Tak, ale to było potem. A tymczasem przyglądał się spomiędzy drzew, jak opusz-
czaliśmy dom panny Melody i szliśmy do bramy, niosąc klatkę z Cezarem  powiedział
Jupe.  Pojechał za nami i właśnie wtedy musiało go ogarnąć prawdziwe przerażenie,
ponieważ udaliśmy się prościutko do sklepu Parkera Frisbee.
 Kiedy wychodziliśmy z powrotem na ulicę, czarny samochód Tika stał zaparko-
wany o parę kroków od sklepu  przypomniał Pete.  Oczywiście nadal mieliśmy ze
sobą klatkę z Cezarem.
 Tik musiał się poczuć w tym momencie okrutnie zakłopotany  wtrącił pan
Hitchcock.  Nie wiedział przecież, co powiedzieliście Parkerowi Frisbee ani też, co
sami usłyszeliście od niego.
 Tak naprawdę, to Frisbee nie udzielił nam absolutnie żadnych informacji
 stwierdził z naciskiem Jupe.  Był zbyt sprytny na to, aby się zdradzić, że Cezar jest
jego własnością. A nawet udawał, że nie wie, czyj on może być. Ponadto próbował zbić
nas z właściwego tropu wmawiając nam, że to jest samica, a nie żaden tam wyścigowy
gołąb pocztowy.
 Gdyby Tik miał choć połowę jego sprytu  powiedział reżyser  także posta-
rałby się zachować zimną krew.
 Ale on po prostu nie był w stanie tego zrobić. Był zbyt nerwowy  stwierdził
Bob.  Chciał skierować nasze podejrzenia na pana Frisbee, a jednocześnie pragnął go
uspokoić wypuszczając Cezara na wolność, tak aby mógł on wrócić do swego właści-
ciela. Zadzwonił do nas, a potem, założywszy fałszywą brodę i płaszcz, sterroryzował
Jupe a na parkingu koło banku i zabrał mu klatkę z Cezarem.
 Muszę przyznać, że udało mu się mnie nabrać  oświadczył Jupe.  Na parkingu
panował oczywiście półmrok, a do tego widziałem jego twarz tylko przez moment. Ale
rzeczywiście byłem pewien, że to Parker Frisbee celuje do mnie z pistoletu. Tak samo,
jak wtedy w parku, kiedy myślałem, że to Frisbee zdzielił mnie tym kijem.
 A kiedy zacząłeś podejrzewać, że coś ci się nie zgadza?  zapytał reżyser.  Co ci
87
podsunęło myśl, że to może być Tik w przebraniu?
 Po części to, że wpadł w taki popłoch wtedy, w parku, jak zaświeciłem mu w twarz
latarką  odparł Jupe.  A pózniej znalezliśmy tam ślady, które wyglądały jak odciski
butów Tika. Ale tak na dobrą sprawę, wpadłem na właściwe skojarzenie dzięki Pete owi.
Tamtego dnia, kiedy leżeliśmy zaczajeni przy drodze, obserwując ostrygową fermę, Pete
miał na twarzy przeciwsłoneczne okulary. Nagle zdałem sobie sprawę, że nie widzę jego
oczu, ukrytych za przyciemnionymi szkłami. A Tik miał przecież coś, czego nie mógł
ukryć nawet w najlepszym przebraniu. Myślę o tej latającej powiece. Musiał więc wło-
żyć przeciwsłoneczne okulary. I nosić je nawet po ciemku.
Pan Hitchcock wziął do ręki leżącą na stole fajkę. Pociągnął nosem i skrzywiwszy się
lekko, niespiesznie włożył ją do ust.
 A jak się miewa po tym wszystkim Maureen Melody?  zapytał.
 Przypuszczam, że jest wesolutka jak skowronek?
 Tak  roześmiał się Pete.  Przynajmniej nikt już nie podtruwa jej jastrzębi.
Narzeka jednak, że od tamtej pory sroczka Lenora nie przyniosła jej ani jednej perły.
Ale nie przypuszczam, aby tak naprawdę żałowała, że Frisbee nie uprawia już tego zło-
dziejskiego procederu.
Słynny reżyser przez dobrą minutę puszczał w milczeniu kłęby dymu, w końcu jed-
nak rozkasłał się na dobre.
 Nie cierpię tej fajki  wykrztusił z trudem.  Ale muszę ją palić bez względu na
to, czy mi się to podoba, czy nie.
 Dlaczego?  zapytał zaintrygowany Jupe.
 Z powodu zapachów, które tu docierają. Nic nie czujesz? Ani twoi koledzy?
Bob uniósł głowę i pociągnął kilka razy nosem. Rzeczywiście, w powietrzu unosił się
leciutki kuchenny aromat. Wydał mu się jednak raczej przyjemny. Przywodził na myśl
pitraszące się w kuchni dobre żarcie.
 O jakim zapachu pan mówi?  zapytał.
 Och, sam zobaczysz  odpowiedział mu pan Hitchcock.  Niedługo Don przy-
niesie nam lunch i zrozumiesz, co mam na myśli.  Z jego piersi wyrwało się ciężkie
westchnienie.  Och, marzę o jakichś morskich algach czy glonach...
W parę minut pózniej wietnamski służący wszedł do salonu, niosąc wysoko nad
głową ogromną tacę pełną smakowitych specjałów. Jego usta i nos osłonięte były szczel-
nie maską z gazy.
 Panie Hitchcock, oto pańskie ulubione potrawy  powiedział, stawiając tacę na
stole.  Tak?
 Nie  odparł z posępną miną reżyser. Z jego piersi wyrwało się jeszcze jedno
westchnienie.  Widzicie, chłopcy, Don postanowił ukarać mnie za moją żarłoczność.
Pete przysunął swoje krzesło bliżej stołu. To mi dopiero kara, przemknęło mu przez
88
głowę. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby mnie spotkało coś takiego.
 Wyśmienite żarcie  powiedział głośno.
 Zmieniłbyś zdanie, gdybyś dostawał takie porcje na śniadanie, potem na lunch
i jeszcze raz na kolację  zaprotestował pan Hitchcock.  A Don serwuje mi to już od
tygodnia. Trzy razy dziennie.
Odwróciwszy na bok głowę, włożył fajkę do ust i pyknął gęstym obłoczkiem dymu.
 Oto macie powód, dla którego zmuszony jestem kopcić tego cybucha  powie-
dział.  To jedyny sposób na uchronienie nosa przed zapachem smażeniny.
Odczekawszy, aż Wietnamczyk wyłoni się spoza dymnej zasłony, rzucił mu wy-
mowne spojrzenie.
 Przed tym obrzydliwym, odrażającym swądem. Zdaje się, Don, że tak go określi-
łeś?
Don pociągnął nosem przez obwiązaną za uszami chirurgiczną maskę.
 O czym pan mówi?  zapytał nakładając wszystkim jajka na bekonie, pieczone
kiełbaski i smażone w oleju frytki.  Ja nic nie czuję. Nawet pańskiej fajki.
Jupe spojrzał na piętrzącą się przed nim górę smakowitego jedzenia.
 Dziękuję, nie będę jadł, proszę mi nie nakładać  powiedział, a potem z żałosną
miną odsunął swój talerz.  Jestem na diecie  dodał wyjaśniająco.  Więc jak wi-
dzisz, nie mogę wziąć do ust nawet odrobiny  stwierdził uśmiechając się przymilnie
do Wietnamczyka.  Chyba że miałbyś w lodówce trochę tych nietuczących wodoro-
stów...
SPIS TREZCI
Słowo od Alfreda Hitchcocka 2
Rozdział 1 4
Facet z tikiem
Rozdział 2 12
Miłośniczka śpiewających ptaków
Rozdział 3 19
Miss Melody otrzymuje perłę
Rozdział 4 22
Wołanie o pomoc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl





  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.