[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tilly, czy Mary tu zaglądała?
- Nie widziałam jej - odparła, unikając jego spojrzenia.
Travis i Mary stanowili kolejną przyczynę, dla której musiała opuścić miasto. Byli jej przyjaciółmi, a
ona tę przyjazń zdradziła, pozostawiając Travisa i dzieci w bolesnej nieświadomości.
- Wybrała się do miasta, nie wiem dokładnie dokąd.
- Jeśli tu zajrzy, powiem, że jej szukasz - obiecała Tilly, odbierając z kuchni danie zamówione przez
Pete a.
Postawiła przed nim talerz i dolała mu kawy.
- Asystentka doktora Andersena zadzwoniła do nas, żeby odwołać popołudniową wizytę Mary. A ja, do
diabła, nie miałem pojęcia, że ona wybiera się do lekarza! - Travis położył kapelusz na barze. - Napiję się
kawy - powiedział, drapiąc się w głowę. - Po co Mary zamawiała wizytę u doktora?!
Tilly podała mu kawę.
- Może już pora zdjąć gips Beth Ann?
- Jeszcze nie. A poza tym chodziło o Mary, nie o małą.
- Travis! - powiedziała Tilly, której zabrakło już cierpliwości do mężczyzn, zwłaszcza tępych. -
Zastanów się!
- Nad czym? - burknÄ…Å‚.
- Kiedy kobieta przede wszystkim musi poradzić się lekarza?
- Gdybym wiedział, tobym ci chyba nie zawracał głowy?
- A nie przyszło ci na myśl, że Mary może być w ciąży?
- W ciąży? - ryknął Travis i parsknął trzymaną w ustach kawą. Zerwał się z miejsca, chwycił kapelusz i
wbił go sobie na głowę. - W ciąży! - Nogi odmówiły mu posłuszeństwa. - To przecież... - Urwał, gdyż
prawda wreszcie do niego dotarła. - To przecież całkiem możliwe! - przyznał.
- Halo!... Czy tu ktoś jest? - Mary stała pośrodku pustej poczekalni doktora Andersena. Zazwyczaj
trudno w niej było znalezć wolne miejsce.
Mary oparła o biurko recepcjonistki swoją torbę i zaczęła w niej grzebać, szukając terminarza. Chciała
sprawdzić, czy nie pomyliła godziny.
Zaskoczył ją jakiś hałas, brzęk tłuczonego szkła. - Halo! - zawołała znowu. - Czy tu ktoś jest?
Cisza.
- Halo! - powtórzyła nieco głośniej, wchodząc na korytarz wiodący do gabinetu lekarza. - To ja, Mary
Thompson. Czy zastałam doktora Andersena?
- Mary... - Usłyszała własne imię wymówione chrapliwym głosem i zaraz potem zobaczyła siedzącego
za biurkiem doktora. Miał dzikie spojrzenie i wykrzywioną twarz. W jednej ręce trzymał butelkę whisky,
w drugiej niewielki pistolet.
- Panie doktorze?...
- Mary... milutka Mary Thompson... - Doktor pokrzepił się potężnym łykiem whisky.
- Co się stało, panie doktorze? - spytała, spoglądając na broń.
- Zmykaj! - MachnÄ…Å‚ w jej stronÄ™ pistoletem. - WynoÅ› siÄ™ stÄ…d!
Mary zdrętwiała. Instynkt samozachowawczy nakazywał odwrócić się na pięcie i uciec. Równocześnie
coś przykuwało ją do miejsca - może strach? A może przekonanie, że doktor nie chce wyrządzić jej
krzywdy? Inaczej nie nalegałby, żeby wyszła.
- Więc pan pije - powiedziała cicho.
Doktor rozpłakał się i wstał, opierając się o ścianę.
- Proszę mnie posłuchać! Można przecież panu pomóc.
- Już nie - przerwał jej doktor. - Idz sobie. Mary! Na miłość boską, zostaw mnie w spokoju!
- Jeżeli odejdę - odparła - zrobi pan coś strasznego...
- Już to zrobiłem.
Mary nie wiedziała, czy ma z nim dyskutować, czy lepiej nie.
- Całe miasto potrzebuje pana - powiedziała. - Wszyscy pana szanują i kochają.
- Powiedz im, że bardzo tego żałuję! - zawołał i zatoczył się do przodu. - To był wypadek... Nie
chciałem nikomu zrobić krzywdy. Powiedz... powiedz to dzieciom ode mnie.
- Doktorze, nie rozumiem, o czym pan mówi. Proszę oddać broń, a potem opowie mi pan o wszystkim.
Nikt pana nie będzie nienawidził.
Mary wydało się, że słyszy za plecami jakiś ruch, ale nie miała odwagi spuścić doktora Andersena z
oczu.
- Wkrótce się dowiesz... wszystkiego.
- ProszÄ™ pana, doktorze!
- Sam do siebie czuję wstręt... Powiedz Travisowi, że tak mi żal... Nie chciałem nikogo zabić! - krzyknął
znowu. - Lee i Janice byli tacy dobrzy... Nie powinni byli umierać. Tak mi przykro... Powiedz Travisowi...
- Sam mu to powiedz, stary! - odezwał się zza pleców Mary głos Travisa.
Rozdział 21
Stań za mną! - rozkazał Travis, zasłaniając żonę przed pistoletem, który doktor Andersen trzymał w
ręku. Nie odrywał od niego wzroku.
- Zabiłeś Lee i Janice - stwierdził chłodno, osłaniając sobą Mary.
Modlił się w duchu, żeby miała dość rozumu i wymknęła się, podczas gdy on odciągał uwagę doktora.
Mary jednak stała za jego plecami, jakby wrosła w ziemię. Travis próbował odepchnąć ją do tyłu, ale
trudno było zrobić to tak, by Andersen nie zauważył.
- Co ja teraz zrobię? - jęknął doktor, wymachując pistoletem w stronę Thompsonów.
- Najpierw oddasz mi broń - odparł Travis, wyciągając rękę.
- Nie! - zaprotestował gwałtownie Andersen. - Zamkną mnie do więzienia. Tego nie zniosę! - Zrobił
kilka chwiejnych kroków z pistoletem wycelowanym w Mary.
Travis zastygł w bezruchu. Wszystkie jego zmysły wyostrzyły się tak że najlżejszy szmer rozbrzmiewał
mu w uszach potężnym echem. Dosłownie czuł zapach strachu doktora. I własnej trwogi.
Potem powoli, ostrożnie zrobił krok w stronę doktora.
- Nie zbliżaj się!
- Odłóż broń - przekonywał Travis. - Nie chcesz przecież zrobić nic złego!
- Nie mogę... Nie zrobię wam krzywdy. Zostawiłem list. Dwa listy. Do ciebie i do Logana. O, Boże...
Logan... mój jedyny syn. Usiłował mi pomóc... a ja złamałem mu życie... Tak się starał. Nigdy nie byłem
dobrym ojcem... - Płakał już bez opamiętania.
Travis zrobił następny krok.
- Cofnij siÄ™!
Lufa pistoletu zionęła przed oczami Travisa jak olbrzymia paszcza armatnia. Mary stała za nim, ale w tej
sytuacji nie była to wielka pociecha. %7łona nie potrafiła zachować się normalnie, na przykład wymknąć się
i zawiadomić szeryfa. Doktor był niewątpliwie niebezpiecznym szaleńcem: nałóg i wyrzuty sumienia
odebrały mu rozum. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl