[ Pobierz całość w formacie PDF ]
po prostu z nikim się nie wiązać?
- Nie chciałbym tylko, żebyś kiedykolwiek żałowała, że mnie spotkałaś.
Nie wiem, czy bym potrafił to znieść.
Patrzyli na siebie w milczeniu; zegar na wieży kościelnej wybił ósmą.
- W głowie mi się już miesza - wyszeptała. - Nie mam pojęcia, co robić. -
Wypiła ostatni łyk whisky i zażartowała: - Czekam na polecenia, panie
doktorze.
Poderwał się w jednej chwili.
- Już się robi. - Wyjął jej szklankę z ręki, postawił na stole i pomógł się
podnieść z fotela. - Proponuję, żebyś poszła teraz do kuchni i zrobiła dobrą
kawę, a ja zadzwonię do restauracji i odwołam stolik.
- Zupełnie zapomniałam o naszej kolacji. Rozmawialiśmy całą godzinę...
- I jeszcze wszystkiego nie omówiliśmy. - Uścisnął mocniej jej ręce. - Na
razie potrzebujemy czasu i spokoju. Musimy się dobrze poznać i zaprzyjaznić.
Musimy mieć pewność co do swoich uczuć.
Jak on marnie wygląda, pomyślała, patrząc z miłością na jego twarz.
Trudno się właściwie dziwić. Taka rozmowa musiała go wiele kosztować. Tak
bym chciała go teraz...
Odpędziła od siebie tę myśl. Pocałowała go tylko delikatnie w policzek i
wysunęła ręce z jego dłoni.
- Ty dzwoń, a ja przygotuję coś do jedzenia.
W kuchni poczuła, jak spływa na nią spokój. Czuła pustkę w głowie, lecz
pamiętała, że Stewart obiecał jej przyjazń. Jak automat otwierała puszki, robiła
grzanki, smażyła jajecznicę.
- 113 -
S
R
Jedli potem w milczeniu, każde pochłonięte własnymi myślami. Zaczęli
rozmawiać dopiero przy kawie. O książkach, telewizji, wydarzeniach na świecie
i służbie zdrowia. Z radością zauważyli, że mają o czym rozmawiać.
Zaczęli się lepiej poznawać, coraz więcej zaczynało ich łączyć, unikali
jednak obydwoje poufałości; rozumieli dobrze, że będzie jeszcze na to czas.
Wychodząc, Stewart ujął ją pod brodę.
- Mówiliśmy dzisiaj dużo o mnie - zaczął. - Kiedy spotkamy się
następnym razem, chciałbym usłyszeć coś o tobie. O twojej rodzinie, gdzie się
wychowywałaś, o czym marzyłaś jako mała dziewczynka. Krótko mówiąc, chcę
wiedzieć o tobie wszystko - mówił, patrząc na nią z bezbrzeżną czułością.
- Nie pozwolisz mi nic zachować w tajemnicy? Ciekawe, co by
powiedział o moich burzliwych losach we wczesnym dzieciństwie, gdy
przebywałam w rodzinie zastępczej?
- Nie - odparł stanowczo. - Opowiedziałem ci o sobie wszystko, choć nie
były to proste sprawy. Sprawiedliwość nakazuje, żebyś zrobiła to samo. -
Uśmiechnął się. - Nie wyobrażam sobie zresztą, żebyś miała coś do ukrycia.
- Założymy się?
Spojrzał jej głęboko w oczy i powiedział:
- A jeśli nawet masz coś do ukrycia, nie chciałbym, żebyś to ukrywała
przede mną. Pamiętaj! - Pocałował ją w oba policzki. - Do następnego razu -
szepnął.
- 114 -
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Los nie sprzyjał im, bo do następnego spotkania doszło nieprędko.
Wybuchła właśnie epidemia zapalenia gardła, a że jak zwykle o tej porze
roku wzrosła również liczba pacjentów z kaszlem, katarem i grypą, Madeleine
kończyła teraz pracę najczęściej dopiero wieczorem.
Stewart pracował niemal bez przerwy, musiał bowiem zająć się
dodatkowo pacjentami Mike'a, który wyjechał na urlop. Nie mógł przy tym
liczyć na żadną pomoc, gdyż lekarz, który przyjął zastępstwo, złamał obydwie
nogi podczas jazdy na nartach, Alison zaś niewiele mogła zrobić, zajęta opieką
nad astmatykami.
Madeleine zobaczyła go kiedyś przez okno, gdy wchodził wieczorem do
pustego, ciemnego domu, i w tej samej chwili zrozumiała, że musi coś zrobić.
Jesteśmy przecież przyjaciółmi, myślała. Może przygotować mu coś do jedzenia
albo zaprosić na kolację?
Nie, nie będę go zapraszać, raczej coś mu zaniosę do jedzenia. Jeszcze by
sobie wyobrażał, że szukam sposobu na miłe spędzenie czasu. A poza tym w
każdej chwili mogą go wezwać pacjenci, lepiej więc, gdy będzie miał jedzenie
w domu.
Następnego wieczoru Stewart wrócił do domu po dziewiątej. Szedł
powoli i wydał jej się śmiertelnie zmęczony. Odczekała kilka minut, a potem,
trzymając w ręce tacę z kolacją, ruszyła na dół.
Gdy zapukała, drzwi się natychmiast otworzyły.
- Na litość boską, co ty tu robisz? - zapytał Stewart zdumiony.
Opuściła ją cała odwaga. Ani przez chwilę nie myślała, że mógłby nie
chcieć się z nią widzieć.
- Wiem, że nie miałeś czasu, żeby coś zjeść, więc ci przyniosłam kolację.
Ale nie będę wchodzić, widzę przecież, że jesteś wykończony.
Uśmiech rozjaśnił mu twarz.
- 115 -
S
R
- Ależ wejdz, proszę! - Wziął ją za ręce i siłą prawie wciągnął do
korytarza. - Przepraszam za to powitanie, ale przez chwilę sądziłem, że to
kolejny pacjent, i nogi się pode mną ugięły. Tak się cieszę, że cię widzę.
Uśmiechnęła się z ulgą.
- Widziałeś mnie dziś przecież w przychodni.
Patrzył na nią wzrokiem pełnym pożądania i tęsknoty. Poczuła się nieco
niepewnie.
- Wezmę to od ciebie. - Uśmiechnął się, biorąc tacę z jej rąk. - Cóż za
zapachy! To prawdziwie niebiańska uczta dla zgłodniałego samotnika. No a
teraz chodz - zakomenderował. - Zjemy w kuchni.
Najwyrazniej pragnie mnie tak samo jak ja jego, myślała, idąc za nim. Nie
chce się tylko do tego przyznać.
Na pierwszy rzut oka kuchnia robiła wrażenie staromodnej. Stał tam
sosnowy stół i krzesła, lecz Maddy dostrzegła także kuchnię mikrofalową,
zmywarkę do naczyń i nowy ekspres do kawy. Taka kuchnia powinna być pełna
dzieci, psów i kotów, a mieszka tu jedynie samotny mężczyzna.
- Podoba ci się? - spytał, stawiając tacę na stole.
- Bardzo. Myślałam, że to kuchnia w stylu wiktoriańskim, ciemna i
ponura.
- Była taka, kiedy ją odziedziczyłem, ale jakoś przekonałem panią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- Jensen_Kathryn_ __Dynstia_Danforthow_04_ _Jak_uszczesliwic_szefa
- Debbie Macomber Ĺťona z ogĹoszenia
- Linda Farstein AC 04 The Deadhouse (v0.9)
- Phillipson Sandra Dzikie róśźe
- Ortega y Gasset Jose Bunt Mas CzćÂśÂć 1
- Dostojewski Fiodor BiaśÂe noce
- Roberts Nora (Robb J. D.) In Death 24 Zrodzone ze śÂmierci
- E=02=Payback Affaris Rose Emilie SśÂODKIE WIćÂZY
- Glen Cook Black Company 09 Water Sleeps
- McKinney Meagan Uzurpator
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- skromny19.pev.pl