[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie musimy się śpieszyć.
 Nie musimy?  Odjęłam dłonie od jego twarzy i położyłam mu na ramionach.
 Tak. Moglibyśmy już teraz umówić się na pierwszą randkę. Co powiesz na Boże Naro-
dzenie? Moglibyśmy pójść razem na przyjęcie do Treloarów.
Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
 Dobrze, będę miała rok, żeby się zastanowić, co na siebie włożyć.
 Więc się zgadzasz? Jesteśmy umówieni?
 Absolutnie.
Uśmiechnął się. Z tęsknotą.
 Przykro mi, Connor.
 Nie musi ci być przykro. Nie masz powodu. W każdym razie jeszcze nie. Przyszłość
leży przed nami, Nat. Ty ją masz, ja ją mam. I jestem całkiem pewien, że my też będziemy mieli
wspólną przyszłość, kiedy nadejdzie właściwy czas.
 Jesteś naprawdę dobrym przyjacielem, Connor.
 Jestem wdzięczny i szczęśliwy, że mogę być dla ciebie przyjacielem, Nattie.  Wziął
mnie za rękę.
Nasze palce się skrzyżowały. Przytuliłam się do niego, oparłam głowę na jego ramieniu
i cieszyłam się poczuciem bezpieczeństwa, jakie mi dawał. Oboje wiedzieliśmy, że to musiało na
razie wystarczyć.
Epilog
Wdniu naszego wyjazdu do Londynu wstałyśmy z Cas wcześnie i udałyśmy się na spacer
ku klifom. W milczeniu przemierzałyśmy Stormy Meadows  było to dobre milczenie, zgodne
i przyjazne.
To było zupełnie nowe, cudowne uczucie. Zagorzała wrogość między nami znikła 
byłyśmy teraz przyjaciółkami. Uwolniłyśmy się z narzuconej sobie izolacji, nabrałyśmy pew-
ności siebie i pokonałyśmy mur zranionych uczuć.
Byłyśmy już prawie przy domku huera, kiedy Cas zaczęła mówić.
 Nattie, ja nie chcę wracać do Cheal.
 Tak, ale&
 %7ładnych ale  ucięła.  Nie chcę dłużej chodzić do tej szkoły.
 A co z przyjaciółkami?
 Emily i tak się będzie ze mną przyjaznić.
 Ale co z twoim tańcem?
 W tym właśnie problem, Nattie. To nie jest mój taniec. Chcę z tym skończyć. Uświado-
miłam sobie, że nie tańczę dla siebie, że nigdy nie robiłam tego dla siebie. A powinnam, prawda?
Właściwie o niczym innym nie powinnam marzyć, jak znowu znalezć się na sali i kręcić piruety.
Ale nie marzę.  Mówiła powoli, jakby dopiero teraz uświadamiała sobie niektóre rzeczy.  Ta-
niec to pasja, owszem. Ale nie moja. Chciałam naśladować matkę i koniecznie jej dorównać. Ale
wiesz co? Taniec nie sprawia mi najmniejszej radości. Wręcz odwrotnie. Nienawidzę go. Niena-
widzę tańczyć.
Wypuściła powietrze z płuc i roześmiała się, jakby poczuła ulgę.
 No wreszcie! Powiedziałam to! Wypowiedziałam to na głos! Nienawidzę tańczyć! 
wykrzyknęła nagle i wyrzuciła ramiona w górę.
Wiatr poniósł jej słowa ku nieskończonemu niebu. Wirowała z rozpostartymi ramionami,
jakby uwolniona od wielkiego ciężaru. Kiedy się wreszcie zatrzymała, miała policzki zaróżowio-
ne od wiatru i wysiłku.
Patrzyła na mnie promiennie.
 Jesteś teraz na mnie zła?
 Dlaczego miałabym być na ciebie zła? Nie jestem.
 Więc się zgadzasz? Nie muszę wracać do Cheal?
 Naprawdę sądzisz, że odesłałabym cię tam, wiedząc, jaka byłabyś tam nieszczęśliwa?
Pokręciła głową.
 Nie. Nigdy byś tego nie zrobiła.  Zmrużyła oczy, jakby dopiero teraz uzmysłowiła so-
bie, ile dla mnie znaczy.
 Ale to nie będzie proste, Cas. Co z egzaminami?
 No cóż, nie przykładałam się zbytnio do nauki po śmierci taty& Jeśli musiałabym
przystąpić do egzaminów w tym roku, to chyba bym je zawaliła& Dlatego pomyślałam, że może
mogłabym zrobić sobie przerwę? %7łeby się pozbierać. Poszukać nowej szkoły. A od nowego roku
wszystko zaczęłabym od początku.
 Niezły pomysł.
 Tak myślisz?
 Tak.  Otoczyłam ją ramieniem i poszłyśmy dalej.  Myślę, że to bardzo dobry pomysł.
W niedalekiej odległości za domkiem huera piętrzyły się skały ochraniające moją małą
kryjówkę. Podczas gdy Cas rozglądała się wokół, błyskawicznie skryłam się między nimi i wrzu-
ciłam do szczeliny ostatnią pocztówkę do Roba. Moje ostateczne pożegnanie, po którym miałam
wreszcie zaznać spokoju. Słowa, w których wspominałam dobre czasy i spoglądałam w lepszą
przyszłość. Moja wiadomość była krótka, ale miałam pewność, że właśnie to chciał usłyszeć ode
mnie Rob.
Straciłyśmy Ciebie, ale odnalazłyśmy siebie nawzajem.
Około południa pojechałyśmy do Sennen Cove i poszłyśmy na spacer po plaży.
Wstąpiłyśmy do starej gospody, usiadłyśmy na tarasie w zimowym słońcu i zgrabiałymi z zimna
palcami jadłyśmy świeże małże. Maczałyśmy w sosie czosnkowym świeżo upieczoną bagietkę.
Rozglądałyśmy się za delfinami, których Cas jeszcze nigdy nie widziała.
I rozmawiałyśmy.
Rozmawiałyśmy, jakbyśmy właśnie nauczyły się nowego języka, początkowo z ociąga-
niem, ostrożnie dobierając słowa, żeby wyrazić to, co miałyśmy na myśli, żeby nie doszło do nie-
porozumień.
I podejmowałyśmy decyzje.
Dotyczące nas. Naszego życia. Naszej przyszłości. Bo wreszcie uświadomiłyśmy sobie,
że przyszłość należała do nas obu. I że była tutaj. Postanowiłyśmy zostać. Wyremontujemy
Smuggler s Cottage, żeby móc zamieszkać niedaleko Laury.
My.
Cassie i ja.
Kiedy obudziłam się następnego ranka, po raz pierwszy od ponad dwudziestu miesięcy
miałam ciepłe stopy. Cassie przyszła do mnie w nocy i przytuliła się do moich pleców jak mała
srebrna łyżeczka, przylegająca do starej siermiężnej łyżki w szufladzie na sztućce. Objęła mnie
ręką w pasie i ułożyła nogi równolegle do moich. Dokładnie jak jej ojciec. Leżałam i wsłuchi-
wałam się w jej równy oddech. Azy wsiąkały w białą, lnianą powłoczkę poduszki. Zraszały moją [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl