[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaskakujące, tego nie przerwie w połowie taktu, by resztę grać ze starych nut.
Był z tym również związany, i to natrętnie, ten Murzyn z plaży. Czekał w domu na
Stahra, z wiadrami pełnymi srebrnych ryb i będzie czekał jutro w wytwórni. Powiedział, że
nie pozwala swoim dzieciom słuchać opowieści Stahra. To uprzedzenie, Murzyn nie miał
racji i koniecznie trzeba go w jakiś sposób przekonać. Zrobić jeden, dwa, dziesięć filmów,
aby udowodnić mu, że się myli. Po rozmowie z nim Stahr natychmiast skreślił z planu cztery
filmy - jeden z nich miał wejść do produkcji w bieżącym tygodniu - filmy błahe, jeśli chodzi
o treść i zgodził się z Murzynem, że to była szmira. I z powrotem umieścił na swojej liście
pewien ambitny film, który wcześniej rzucił na pożarcie wilkom - Brady'emu, Marcusowi i
reszcie, żeby tym kosztem załatwić sobie inną sprawę Teraz uratuje go dla tego Murzyna.
Gdy zajechał do siebie, zapaliły się światła na ganku. Służący Filipińczyk zeszedł po
stopniach, aby odprowadzić wóz do garażu. W bibliotece Stahr znalazł notatkę - dzwonili do
niego:
La Borwitz
Marcus
Harlow
Reinmund
Fairbanks
Brady
Colman
Skouras
Fleishacker i tak dalej.
Filipińczyk wszedł do pokoju niosąc list.
- Wypadło z samochodu - powiedział.
- Dziękuję - rzekł Stahr. - Szukałem tego.
- Czy będzie dziś oglądanie filmu?
- Nie, dziękuję, możesz się położyć.
List ku jego zdumieniu zaadresowany był do Wielmożnego Pana Monroe'a Stahra.
Zamierzał otworzyć kopertę, a potem przyszło mu do głowy, że przecież Kathleen chciała ten
list odzyskać i - być może - wycofać. Gdyby miała telefon, zadzwoniłby prosząc, by
pozwoliła mu przeczytać. Przez chwilę obracał list w palcach. Napisany był przed ich
spotkaniem - dziwnie pomyśleć, że wszelka jego treść straciła teraz ważność: był tylko
pamiątką chwili, której nastrój już minął.
A jednak nie chciał czytać tego listu bez jej zgody. Położył go obok stosu scenariuszy
i usiadł biorąc pierwszy z brzegu maszynopis na kolana. Był dumny, że oparł się pokusie i nie
otworzył koperty. Widział w tym dowód, że jednak nie stracił głowy. Nigdy nie stracił głowy
dla Minny, nawet na samym początku - zawarli wspaniale dobrany, królewski związek.
Minna kochała go zawsze, a tuż przed jej śmiercią również w nim wybuchła zaskakująca
czułość i naprawdę był w swej żonie zakochany. Zakochany jednocześnie w niej i w krainie
śmierci - gdzie wyglądała tak samotnie, że pragnął za nią podążyć.
Nigdy nie szalał za kobietami; jego brat zrujnował się kompletnie z powodu jakiejś
damulki lub raczej rujnował się dla każdej po kolei. Stahr we wczesnej młodości miał każdą
dziewczynę tylko raz, nigdy więcej - jak szklankę piwa. Przeznaczał dla siebie zupełnie
innego rodzaju doznania - coś lepszego od sercowych przygód. Jak wielu świetnych ludzi,
wyrósł na mężczyznę zabójczo zimnego. Wszystko to zaczęło się prawdopodobnie, gdy miał
lat dwanaście i wzorem natur szczególnie bogato obdarzonych zaczął odrzucać wszystko:
 Ależ... to nie to... to zawracanie głowy... kłamstwo... oszustwo - odsunął to od siebie, jak
mężczyzni jego pokroju. A potem, zamiast stać się  psem na kobiety jak większość z nich,
stwierdził, że daje to tylko uczucie jałowej pustki, i powiedział sobie:  To nie dla mnie! Tak
oto brał lekcje wyrozumiałości, dobroci, wstrzemięzliwości i nawet przywiązania.
Filipińczyk przyniósł wodę w karafce i miskę pełną orzechów i owoców i powiedział
dobranoc. Stahr otworzył pierwszą stronę i zaczął czytać.
Czytał przez trzy godziny - raz po raz przerywał lekturę, redagował tekst bez pomocy
ołówka. Niekiedy podnosił oczy znad kartki i w ciepłym jego spojrzeniu była jakaś niejasna
myśl o szczęściu, nie ze scenariusza wzięta. Skąd? - zastanawiał się co najmniej przez minutę,
po czym już wiedział, że to była myśl o Kathleen, i spoglądał na list - przyjemnie otrzymać
list!
Była godzina trzecia, gdy nabrzmiała na ręku żyła pulsowaniem dała znak, że czas na
odpoczynek. W miarę jak ubywało nocy, Kathleen odsunęła się naprawdę daleko - różne jej
wizerunki skurczyły się w jego pamięci do obrazu jednej osoby, obcej, interesującej, z którą
związany był przez kilka przelotnych chwil. Czuł się całkowicie w porządku, gdy otworzył
list:
Drogi Panie Stahr,
za pół godziny przyjdą na umówione spotkanie. Kiedy pożegnamy się, wręczę Panu ten
list. Piszę go, żeby Panu powiedzieć, że wkrótce wychodzę za mąż i od jutra me będę mogła
się z panem widywać.
Powinnam była powiedzieć to wczoraj wieczorem, ale zdawało mi się, że to nie ma nic
do rzeczy. A głupio byłoby mówić o tym w takie piękne popołudnie i widzieć, jak znika pańskie
zainteresowanie. Niech się lepiej skończy od razu teraz. Na pewno powiem o sobie
wystarczająco dużo, aby Pan nabrał przekonania, że jestem  nic nadzwyczajnego .
(Usłyszałam to wyrażenie od mojej gospodyni, kiedy wpadła do mnie i siedziała całą godzinę.
Zdaje mi się, że według niej to wszyscy są  nic nadzwyczajnego z wyjątkiem Pana. Uważam
za swój obowiązek o tym donieść, niech Pan ją zatrudni u siebie, jeśli Pan może).
Ogromnie mi pochlebia, że człowiek, który zna tyle pięknych kobiet... nie skończę tego
zdania, ale Pan wie, o co mi chodzi. A poza tym - spóznię się na nasze spotkanie, jeżeli w tej
chwili nie wyjdÄ™.
%7Å‚yczÄ™ wszystkiego najlepszego 
Kathleen Moore
Pierwszym uczuciem, jakiego doznał, był strach; potem pomyślał, że list jest już
nieważny - przecież chciała go odzyskać. Lecz pózniej przypomniał sobie pożegnalne  panie
Stahr i to, że spytała go o adres - może już napisała drugi list, oznaczający również
pożegnanie. Wbrew logice był wstrząśnięty obojętnością jej listu na wszystko, co się stało
pózniej. Odczytał go jeszcze raz, by stwierdzić, że ten list niczego nie przewidział. A jednak,
gdy się z nią żegnał przed domem, postanowiła podtrzymać jego treść, pomniejszyć wszystko,
co się stało, nie licząc się z faktem, że w jej świadomości przez całe popołudnie nie istniał
żaden inny mężczyzna. Sam teraz w to nie wierzył i dociekliwie wspominając całą przygodę
powoli obierał ją ze wszystkiego. Samochód, wzgórze, kapelusz, muzyka, list pofrunęły niby
kawałki papy z placu budowy. A Kathleen odjechała zabierając ze sobą swoje niezapomniane
gesty, swoje miękkie ruchy głowy, i krzepkie, gorliwe ciało, i bose stopy, które deptały
mokry, rozstępujący się piasek. Niebo pobladło i zwiędło, wiatr sposępniał, deszcz zmył z
powrotem do morza srebrne ryby. Był to jeszcze jeden zwyczajny dzień, po którym nic nie
pozostało prócz stosu scenariuszy na stole.
Poszedł na górę. Na piętrze powtórzyło się umieranie Minny, lecz zapomniał o niej,
zanim dowlókł się, zgnębiony, krok za krokiem, na drugie piętro. Powitała go pusta
przestrzeń podłogi i drzwi, za którymi nikt nie spał. W swoim pokoju zdjął krawat, rozwiązał
sznurowadła butów i siadł na brzegu łóżka. Wszystko było zakończone, prócz czegoś, co
podświadomie dręczyło go, póki sobie nie przypomniał: jej wóz stał wciąż na parkingu
hotelowym. Nastawił budzik wyznaczając sobie sześć godzin snu.
Teraz ja, Cecylia, podejmuję opowieść. Sądzę, że najlepiej będzie w tym miejscu
pójść śladem moich własnych poczynań, ponieważ tego okresu w życiu bardzo się wstydzę, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl