[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Herbaty, kawy? Mam tylko rozpuszczalnÄ…...
- Raczej czegoÅ› mocniejszego.
Nie oponował, choć oboje przyjechali samochodami. Wiedział, że
potrzeba im czasu, by wszystko wyjaśnić. Otworzył kredens, wyjął dwa
kieliszki i butelkę brandy. Niezgrabnie odebrała od niego pełen po brzegi
kieliszek. Jej palce były lodowate pomimo upału.
Owinął jej dłonie wokół kieliszka i przytrzymał chwilę, póki nie
upewnił się, że nad nimi panuje. Tak bardzo chciał ją przytulić,
powiedzieć, że ją kocha najbardziej na świecie, ale to byłby
niewybaczalny przejaw egoizmu. Mówił już, że ją kocha. Teraz musi to
udowodnić. Puścił jej palce i usiadł obok na kanapie, ułożył jej stopy na
swoich kolanach.
- Przemarzłaś.
- Tak.
Sączyła brandy i wciąż drżała. Nie sprzeciwiła się, gdy zaczął
masować jej stopy.
- Masz rację. Nie przewidziałem, że nasz związek będzie miał dla
mnie jakieś znaczenie. Nie sądziłem, że potrwa tak długo.
- Wręcz brutalna szczerość...
- Wydawało mi się, że stanowisko dyrektora daje przewagę nad
innymi w firmie...
107
RS
- JesteÅ› naprawdÄ™...
- Wiera - zgodził się. - Wiem. Ale to się odbiło rykoszetem.
Uważałaś mnie za wielkiego ważniaka. Co miałem powiedzieć? Hej,
niespodzianka, Lucy, wcale nie wychodzisz za dyrektora poważnego
przedsiębiorstwa, przekonaj się, kim jestem naprawdę.
- %7łałuję, że tego nie zrobiłeś. - Zachłannie wypiła następny łyk
brandy.
- Wybacz, Lucy. Wszystko zepsułem i naprawdę jest mi przykro.
- Mnie też - powiedziała. - Byłam gotowa powierzyć ci resztę
mojego życia...
- Dopóki nie dostałaś lepszej propozycji. - Skoro żądała prawdy, to i
Mike miał prawo jej zażądać.
- To nie takie proste.
- Nie, skarbie. Nigdy nie jest.
- %7łałuję, że mi nie powiedziałeś prawdy na samym początku. %7łe nie
przywiozłeś mnie tutaj.
Pomyślał, jak by to było leżeć z Lucy w ramionach, gdy od gwiazd
oddzielałaby ich tylko szyba...
- Ja też żałuję.
- Powinieneś był mi zaufać. - Postawiła stopy na podłodze.
- Miałem o tobie całkowicie mylne wyobrażenie. -Poczucie winy
przytłaczało go niby ogromny głaz. - Cal mnie ostrzegał. On wiedział... ale
ja uważałem, że pracujesz w gazecie tylko po to, by znalezć męża. -
Spojrzała na niego znad bladozłotej kałuży na dnie kieliszka. - Kogoś z
odpowiednim nazwiskiem, znajomościami.
108
RS
- Jasne! - Była poważnie obrażona. - Nie dalej jak wczoraj
pocieszałam się, że ciebie nie interesują idiotki. Nawet nie przyszło mi do
głowy, że traktujesz mnie jak jedną z nich.
- Nie traktowałem. Nie jesteś. Tylko... Uniosła brwi.
- Tylko? - Spokój, z jakim powtórzyła to słowo, był złudny. -
Zacząłeś, Mike, więc dokończ. Nie mogę się wprost doczekać, by się
dowiedzieć, co cię przekonało, że w głowie mam wyłącznie trociny.
Wcale tak nie myślał. Oboje o tym wiedzieli. Ale skoro już zaczęli o
tym rozmawiać...
- Za każdym razem, gdy szukałem cię w redakcji, ty byłaś albo na
jakimś pokazie mody, albo na lunchu w klubie pań, czy na miejscowej
imprezie towarzyskiej.... -Dobrze pamiętał, jak odnalazł ją kiedyś z
kieliszkiem szampana w dłoni i bandą bawidamków wsłuchanych w każde
jej słowo. - To twój świat.
- Nawet gdyby? Posyłano mnie tam, bo ludzie mnie znali od kołyski
lub przynajmniej znali mojÄ… matkÄ™, mieli do mnie zaufanie i chcieli ze
mną rozmawiać. Spędzałam również dużo czasu z dzieciakami, które
uciekły z domu, w ośrodkach pomocy dla kobiet, a sobotnie noce na
ostrym dyżurze w szpitalu. Może byłeś wtedy zajęty? -Nie czekała na jego
odpowiedz. - Nie pisałam wyłącznie o głupstwach.
- A walentynki to nie głupstwo? Zarumieniła się z gniewu.
- Do licha, Mike. To był tylko żart. Nie wierzyłam ci, kiedy
powiedziałeś, że nie czytasz gazety. Widzę, że należało potraktować to
serio.
- Nie czytałem... Wydawało mi się, że jeśli będę trzymał się spraw
administracyjnych, z dala od redakcyjnego zgiełku, to nie dam się
109
RS
wciągnąć w ten wir... - To było beznadziejne. Jak mogła go zrozumieć? -
Nie mnie pierwszego skusiłby syreni śpiew rodzinnej tradycji. Trudno mu
się oprzeć, kiedy rodzice szantażują cię uczuciowo, manipulują tobą. Nie
chciałem czuć się jak czarna owca, miałem coraz większe wyrzuty
sumienia...
- Dobry Boże, Mike, gdybyś się ze mną ożenił, kierowałbyś firmą
przez resztę życia. Prawda? Zamierzałeś poświęcić wszystko, czego
pragnÄ…Å‚eÅ›... nie dla rodzinnej tradycji ani dla matki, ale dla mnie?
- Tak.
- Kretyn!
- Cal tak nie uważał. On...
- Nie interesuje mnie, co myśli Cal! Chcę wiedzieć, dlaczego mi nie
powiedziałeś!?
- Myślałem o tym. Planowałem przywiezć cię tutaj, pokazać
wszystko. Ale potem mój ojciec podarował nam dom i widziałem, jak
bardzo ci się spodobał, jak bardzo pragnęłaś tam zamieszkać... - Jej
spojrzenie mówiło co innego. - No, może nie do końca byłaś zachwycona
złotymi kranami.
- Jest coraz gorzej.
Zdobył się na ironiczny uśmiech.
- Nie wierzyłem, że to możliwe.
- Wierz mi, bardzo możliwe. Nienawidziłam tego domu, Mike.
- Och, daj spokój, nie udawaj. Pamiętam dobrze tamto popołudnie.
Byłaś w siódmym niebie. Mówiłaś: Nie mogę w to uwierzyć. To więcej,
niż mogę przyjąć. Nie wiem, co powiedzieć. Jestem wprost oszołomiona".
110
RS
- Naśladował ton, którego ona używała, gdy chciała ukryć rozpacz. -
Pamiętam każde twoje słowo.
- Więc może powinieneś się zastanowić, na ile szczere były moje
zachwyty.
- Widziałem cię, Lucy. I spójrzmy prawdzie w oczy, wymieniłabyś te
krany, a potem...
- Krany. Tę słodką niszę w hollu. Reprodukcję wiszącą nad
kominkiem, lampy powozowe na zewnÄ…trz... Nic nie rozumiesz. To
drobiazgi. Nie uciekałam przed tobą, tylko przed tym domem i wszystkim,
co symbolizował. Nie jestem domatorką, a ten dom... był zupełnie jak z
filmów z Doris Day z lat pięćdziesiątych.
- Dlaczego udawałaś?
Odstawiła energicznie pusty kieliszek. Mike naprawdę był tępy!
- Twój ojciec podarował nam dom za pół miliona funtów! Miałam
powiedzieć: Miał pan dobre chęci, panie Williams, ale nie jest pan
obdarzony zbyt wyrafinowanym gustem i nie zamieszkałabym w tym
domu, choćby mi pan płacił?" - Jestem dobrze wychowana i uprzejmie
dziękuję za prezent, nawet za cholerną sokowirówkę...
Gapił się na nią, nie mogąc znalezć odpowiednich słów.
- Sokowirówka też? - Chciało mu się śmiać. Na szczęście zdołał się
opanować.
- Jak mogłeś mi to zrobić? Zrzucić mi na barki taki ciężar? Nic
dziwnego, że wydawałeś się taki odległy. Byłeś miliony lat świetlnych ode
mnie.
Zerwała się z miękkiej kanapy i wsunęła stopy w buty.
111
RS
Musiała uciec gdzieś daleko, gdzie będzie mogła wypłakać się do
woli, wyrzucić z siebie całą nagromadzoną od kilku dni złość.
- Nie winię cię za to, że uciekłeś. Na pewno mnie nienawidzisz... -
Głos jej się załamał.
Złapał ją, nim zdołała umknąć, otoczył ramionami i mocno przytulił.
- Skarbie, proszę. Wcale cię nie nienawidzę. Nie potrafiłbym cię
nienawidzić.
Nie chciała się poddać. Stała nieruchomo, odwrócona do niego
plecami.
- Nie ufałeś mi. Wcale mnie nie znasz.
- Kochałem cię. Chciałem tylko, byś była szczęśliwa.
Kochał. Powiedział: kochałem". Serce pękało jej z bólu. Odwróciła
się i odepchnęła go. Gdyby powiedział kocham" - w czasie terazniejszym
- istniałaby szansa na uratowanie tego związku. Ale użył czasu przeszłego.
- Nie ma szczęścia bez poczucia bezpieczeństwa. Potrzebuję
mężczyzny, któremu mogę ufać, bez względu na to, co robi. Zawiodłeś
mnie. Na wszystkich frontach. -Skierowała się do schodów.
- Wszystkich? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- Jordan Robert Kolo Czasu 00.2 Koło Czasu Nowa Wiosna
- Leanne Banks Mężczyzna o złotym sercu
- Carlos Ruiz Zafon Ksić…śźć™ MgśÂ‚y 01 Ksić…śźć™ MgśÂ‚y
- Diana Palmer A Loving Arrangement as Diana Blayne
- Golding William Wladca[1].Much
- Czarnoksi晜źnik Barret William E
- Fred Saberhagen Vlad Tepes 04 Thorn
- 5. Haunted Women of the Otherworld 5 Kelley Armstrong
- Burroughs, Edgar Rice Jungle 2 The Eternal Savage
- HĂśss Rudolf Pamić™tniki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- skromny19.pev.pl