[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdradziła.
Malte ukradkiem patrzył na szczupłą sylwetkę kobiety stojącej przy oknie.
Zwiatło, które przezierało ostatnimi promieniami jesiennego dnia przez okno,
R
L
T
tworzyło wokół jej włosów złotą aureolę, jak na obrazach świętych. Patrzył na jej
profil, a wyraz jej bladej, słodkiej twarzy osobliwie go uderzył. Jak on ją bezgra-
nicznie kochał. Gdyby tylko nie nosiła tej czarnej, wdowiej sukni, która przypo-
minała mu o jej niewierności.
Westchnąwszy odwrócił od niej wzrok, a jego twarz przybrała tak bolesny wy-
raz, że matka popatrzyła na niego z niepokojem.
R
L
T
- Podróż była chyba dla ciebie mordęgę, mój synu? Czy nie wolałbyś może le-
piej położyć się do łóżka?
Potrząsnął przecząco głowę. Nie, nie, wszystko będzie dobrze, cieszy się, że
jest wśród swoich bliskich.
Urszula najchętniej uciekłaby, tak daleko, jak tylko zaniosłyby ję stamtąd nogi,
mimo że cała jej dusza, jej tęsknota, ciągnęły ją do niego. Z pobladłą twarzą sie-
działa naprzeciw. Nie patrzyli jednak na siebie i nie wymienili pomiędzy sobą
żadnego słowa. Dla tych obojga ludzi była to niewymowna tortura. Urszula nie
wytrzymała tego długo. Podniosła się i pośpiesznie pożegnała, zaznaczając, by
nie naciskano na nią, by dłużej została. Malte przecież potrzebuje spokoju.
Gusti towarzyszyła jej do powozu. Nie rozmawiały ze sobą. Gusti patrzyła tyl-
ko w lustro, kiedy Urszula wkładała kapelusz, i widziała, że jej twarz była zasty-
gła z bólu, a oczy były bez wyrazu, jak gdyby przygasłe, jak gdyby wypełnione
głębokim bólem duszy.
Gusti chciało się płakać.
- Jak pomóc wam teraz obojgu, żebyście znowu mogli się spotkać? - myślała
zatroskana.
Towarzyszyła Urszuli, aż do powozu i zanim wsiadła do niego, mocno objęła
ją ramionami i pocałowała serdecznie.
- Urszulko... ach moja Urszulko! - powiedziała cicho i popatrzyła niespokojnie
w jej bladÄ… twarz.
Urszula zmusiła się do uśmiechu.
- Przyjedziesz jutro do Waldau, Gusti? Gusti skinęła głową.
- Tak, Urszulko, przyjadÄ™.
Potem Urszula odjechała. Kiedy znalazła się sama w powozie, zajęczała bole-
śnie i ukryła twarz w dłoniach.
- Malte... ach Malte, co ja ci zrobiłam, że mnie tak strasznie upokorzyłeś? Co
ja ci zrobiłam?
R
L
T
Minęło kilka dni. Stan zdrowia Malte poprawiał się z dnia na dzień. Potrafił
już chodzić po pokoju, opierając się na dwóch laskach, mimo że noga była jesz-
cze wciąż sztywna.
Poza tym, najczęściej leżał na sofie przez cały dzień. Zawsze przy nim był ktoś
z jego najbliższych. Szczególnie matka była często u jego boku.
Gusti nie miała więc okazji by porozmawiać z nim spokojnie i bez świadków.
A przecież miała mu tyle do powiedzenia. Pragnęła ponadto wypełnić powierzo-
ne jej przez barona Lutza misjÄ™.
Na szczęście dzisiaj rano, Astrid i matka, zajęte były jakąś domową pracą. Gu-
sti spostrzegła to natychmiast i wśliznęła się do pokoju, gdzie leżał brat.
- Dziękuję Bogu, Malte, w końcu mam cię na godzinkę tylko dla siebie. Chcia-
łam ci coś powiedzieć, o czym inni nie powinni wiedzieć.
Malte popatrzył na nią pytająco i ujął jej rękę.
- Co ci leży na sercu, moja mała Gusti?
Popatrzyła na niego stanowczo, wielkimi, poważnymi oczami.
- Chciałabym z tobą porozmawiać o Urszuli, Malte. Drgnął i popatrzył ponuro
przed siebie.
- O pani baronowej von Rippach? - zapytał, szydząc. Potrząsnęła jego ramio-
nami.
- Malte, ach Malte, co ty masz przeciwko Urszuli? Dlaczego już jej nie ko-
chasz i nie jesteÅ› dla niej tak dobry, jak kiedyÅ›?
Zrobił obronny ruch ręką.
- Zostaw, Gusti, nie chcę o tym rozmawiać! Zresztą, co ty wiesz? Nigdy nie
odmówię baronowej należnego jej szacunku.
Gusti usiadła obok niego i ujęła jego dłoń.
- Malte... kochany Malte, ja nie jestem już głupim, niedojrzałym podlotkiem,
jakim byłam przed wojną. Mogę ci powiedzieć, że od tego czasu wiele zaszło. To
pozwoliło mi wiele zrozumieć i nauczyło myśleć. Widzę, że dwoje najukochań-
R
L
T
szych dla mnie ludzi, najdroższych mi ludzi, ty i Urszula, okrutnie cierpi, może
tylko z powodu nieszczęśliwego nieporozumienia. Nie, Malte, to nic nie zmieni,
jeżeli chcesz temu zaprzeczyć. Wiem więcej, niż przypuszczasz.
Podniósł się i popatrzył na nią badawczo.
- Czy Urszula ci coś mówiła? Potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, Malte, ale ja przecież wiele wiem. Chcę ci dzisiaj wyznać to, czego nie
zdradziłam nikomu, nawet Urszuli. W tym dniu, przed wyjazdem Urszuli z Fel-
degg do Zw. Anny, widziałam przypadkowo przechodząc przez park, jak całowa-
liście się, ty i Urszula. Ja już wcześniej domyślałam się, że wy się kochacie. Nie
możecie tylko należeć do siebie, ponieważ ty powinieneś ożenić się z bogatą ko-
bietą, a Urszula była biedna.
Malte stracił pewność siebie i patrzył ponuro na Gusti.
- Jeżeli to widziałaś, Gusti, to dziwię się, że nie możesz sobie sama wytłuma-
czyć tego, co dzieli mnie teraz z Urszulą. Między nami wszystko musi się skoń-
czyć. Nigdy nie pogodzę się z tym, że ona została żoną Lutza.
Gusti nagle odetchnęła.
- A więc to tylko to... nic innego?
- Czy to nie wystarczy?
- Czy wiesz, pod jakim warunkiem to się stało? Wzruszył ramionami.
To obojętnie. Wystarczy mi to, że do tego doszło.
- Nie, Malte, to ci nie powinno wystarczyć. A więc Lutz miał jednak rację. On [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl