[ Pobierz całość w formacie PDF ]

straciliśmy. Opowiem panu o swoich&
Pan Bernard uważnie słuchał, a Kasia kreśliła portret cudownego ojca, zabawnych i
rozbrykanych sióstr, i ani się spostrzegła, kiedy opowiedziała też o kłopotach, które sprowadziły
jÄ… do Warszawy.
 Moje dziecko, powiem szczerze, że nie podoba mi się ta historia z konkursem. Zostaw to,
chętnie ci pomogę, to są naprawdę śmieszne pieniądze.
 Wzięłam pieniądze i muszę wypełnić swoje zobowiązania  przerwała mu oburzona.  Nie
mogę przyjąć pomocy od nieznajomego.
 Kasja, dumna Kasja, wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek na tym świecie. Otworzyłem
przed tobą serce, bo stałaś mi się bliska. Jest w tobie coś z Aurory i to pozwala mi traktować cię
jak córkę. Chciałbym, żebyś choć w niewielkiej części zapełniła pustkę po Aurorze. Pomożesz mi
o niej pamiętać. To jest numer telefonu, który znają tylko dwie osoby  mój makler i zarządca
moich winnic. Ty będziesz trzecia. Zadzwoń, jeśli uznasz, że potrzebujesz pomocy. A teraz
wybacz, nasza rozmowa mocno mnie wyczerpała.  Pan Bernard z wysiłkiem wstał z fotela i
wręczył jej wizytówkę.
 Dziękuję  szepnęła Kasia.  Niech Bóg ześle spokój pana duszy  pomyślała, opuszczając
hotelowy apartament, w którym starszy pan pozostał sam ze swoimi wspomnieniami.
Zanim adwokat dotarł do więzienia, Grubocki już wiedział, że zażalenie na areszt zostało
odrzucone. Nie spodziewał się niczego innego. Szedł na spotkanie z mecenasem niechętnie,
ponieważ był pewien, że mimo szczerych chęci i zapału wysiłek młodego prawnika będzie
daremny.
Tkwił jakby w zawieszeniu. Gdzieś toczyło się prawdziwe życie, z którego tak brutalnie go
wyrwano, niwecząc jego plany, marzenia, całą przyszłość. Tu, za murami więzienia, istniał
zupełnie inny świat, rządzący się swoimi prawami i zasadami, którym Grubocki musiał się
podporządkować, bo wiedział, że to jedyny sposób na przetrwanie. Był zaskoczony, kiedy odkrył,
że potrafi panować nad swoim umysłem do tego stopnia, iż może blokować wszystkie myśli o
przeszłości i starannie ograniczać te dotyczące przyszłości. Pomagał mu w tym regulamin. Zciśle
określone godziny pobudki, apelu, posiłków, gaszenie światła o dziesiątej wieczorem, wizyty w
bibliotece, gdzie ze zdumieniem odkrył całkiem bogaty księgozbiór, i wreszcie milczący
towarzysz w celi pozwoliły mu zamknąć cały wszechświat w granicach ścian małej, ubogiej w
sprzęty celi. Zrozumiał, że sytuacja, w której się znalazł, nie wymaga od niego podejmowania
żadnych decyzji. Tu inni rozstrzygają o jego losie. Początkowo nie mógł się z tym pogodzić, ale
w końcu to zaakceptował, przypominając sobie afrykańskie przysłowie:  Czasem walczysz,
czasem uciekasz, czasem nic nie robisz . Teraz był czas  nicnierobienia . Ten przeznaczony na
walkÄ™ kiedyÅ› nadejdzie.
Adwokat poderwał się na jego widok i gorączkowo zaczął wyrzucać z siebie potok słów,
tłumacząc mętnie, jak doszło do przegranej.
 Proszę się uspokoić, nie ma w tym pańskiej winy. Spodziewałem się takiego werdyktu. Czy
ma pan jakieś wieści od dziadka?
Mecenas pokręcił przecząco głową.
 Nagrałem się kilka razy na sekretarkę, ale jeszcze się nie odezwał.
 Niech pan mu przekaże, żeby się nie martwił. Nic nie trwa wiecznie. Ani szczęście, ani
rozpacz&
Uchyliła skrzypiącą furtkę i powoli szła w kierunku domu, kiedy spostrzegła warującą na
ganku Maltę. Podeszła do suki.
 Pani Ewelina wyrzuciła cię z domu? Sprząta?
Malta smętnie zamiotła ogonem i położyła głowę na skrzyżowanych łapach.
Nagle Kara usłyszała jakiś głos dochodzący od strony ogrodu. Zza starych, starannie
przystrzyżonych w kulę cisów wyłoniła się postać w ogromnym słomkowym kapeluszu,
przewiązanym cienkim woalem, z koszykiem pełnym pąków róż.
 Zobacz, droga Karo, te obrzydliwe liszki zniszczyły najpiękniejsze róże Kasi! Muszę kupić
jakiÅ› preparat.
 %7ładen nie pomoże. Kasia oglądała róże kilka razy dziennie i udawało jej się usuwać liszki,
zanim dobrały się do pąków.
Ewelina odstawiła koszyk i przysiadła na wąskiej ławeczce stojącej pod starym dębem,
czyniÄ…c zapraszajÄ…cy gest w stronÄ™ Kary.
 Siadaj, kochanie, musimy porozmawiać. Kasia w dalszym ciągu nie wie, że tu jestem?
Kara zarumieniła się lekko i spojrzała na starszą panią z pewnym zakłopotaniem.
 Nie wiem, jak jej to powiedzieć& Dzwoni codziennie, dopytuje się o dziewczynki,
Maltę& Ledwo ją przekonałam, żeby nie telefonowała do domu, bo blizniaczki już pogodziły się
z jej chwilową nieobecnością i czekają po prostu na jej powrót. Okłamuję najlepszą przyjaciółkę i
nadużywam jej zaufania.
Pani Ewelina uniosła rękę i delikatnie dotknęła jej ramienia.
 Karo, postąpiłaś słusznie. Jeśli nawet Kasia początkowo tego nie zrozumie, będzie miała do
ciebie pretensję, czyniła wyrzuty, to z czasem pojmie, iż twoja przyjazń jest szczera, a troska i
niepokój wypływają z głębi serca.
 Nie wiem, ona jest taka bezkompromisowa, jeszcze za młoda, by zrozumieć, że świat nie
jest biało-czarny.
Milczały przez chwilę, aż wreszcie Ewelina oznajmiła zdecydowanym tonem:
 Jedziemy do Warszawy!
 Po co?  wystraszyła się Kara.
 Chcę zobaczyć, jak moja wnuczka tam sobie radzi. Już zamówiłam dla nas hotel i bilety na
konkurs. Jedziesz z nami!
Ton pani Eweliny wskazywał, iż dyskusja na ten temat jest bezowocna, a jakikolwiek
sprzeciw w ogóle nie będzie wzięty pod uwagę.
 Isia i Misia już wiedzą?
 Dowiedzą się w ostatniej chwili, inaczej zamęczyłyby mnie na śmierć pytaniami i swoimi
przygotowaniami do podróży.
Kara zawahała się odrobinę, ale odważnie zadała pytanie, które ją nurtowało od chwili
pojawienia siÄ™ Eweliny Turskiej w Pszczelinie.
 Jak wam się układa? Czy Isia i Misia nie są zbyt& bezpośrednie w swych opiniach? Wie
pani, one są wyjątkowo inteligentne, bystre, trudne do okiełznania, nie znoszą przymusu,
wszystko muszą zrozumieć i zaakceptować, bez przerwy zadają pytania. To bywa męczące,
nawet Kasia czasami traciła cierpliwość, choć starała się tego nie okazywać.
Aagodny, ciepły uśmiech zagościł na twarzy pani Eweliny.
 Są jak młode zrebaki, beztrosko hasające po pastwisku, przyzwyczajone do swobody.
Nadejdzie jednak taki dzień, kiedy poznają smak wędzidła, ciężar siodła i pojmą, iż nie ma
całkowitej wolności bez pewnych ograniczeń. Najważniejsze, by ten proces przebiegał
bezboleśnie, niepostrzeżenie. yrebaka nie można złamać, trzeba go łagodnie, choć zdecydowanie
ułożyć. Na drugi dzień po moim przyjezdzie, kiedy wieczorem przyszłam powiedzieć im
dobranoc, zapytały słodko, czy chcę usłyszeć bajkę. Zdziwiłam się trochę, takie duże pannice, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl