[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ło mu to jednak nastroju.
Bill Watson był dobrze po osiemdziesiątce i od trzech lat
nie wstawał z łóżka. A jednak, jak się dowiedzieli na miejscu,
zachował pełną jasność umysłu i cięty język.
152 " ANNA
- Kolejna informacja Peavych okazuje się kłamstwem -
stwierdził Mark. - Niech to diabli, wszystko wskazuje na to,
że oni rzeczywiście coś kręcą.
Dean tak długo dzwonił do kolejnych domów starców
w środkowym Arkansas, aż wreszcie odnalazł Watsona. Prze
słał na jego nazwisko faks, w którym napisał, że wraz z przy
jacielem zbierają materiały dotyczące historii  Cameron Inn"
i chcieliby na ten temat porozmawiać. Watson natychmiast
wyraził zgodę, zażądał tylko, aby przyjechali do niego jak
najszybciej.
- W jakim on jest stanie? - spytał Dean pielęgniarza, gdy
stanęli przed drzwiami pokoju Watsona.
- Podobno ma przed sobą jakieś półtora miesiąca życia,
może dwa - usłyszeli w odpowiedzi. - Ale prawdę mówiąc,
słyszę to już od lat. Sam jestem ciekaw, jak długo jeszcze
pociągnie ten stary zrzęda.
Watson leżał na wznak z głową wspartą na poduszce. Był
tak wychudzony, że pod kołdrą trudno było dostrzec zarys
ciała.
- To który z was kupił zajazd? - spytał na ich widok.
Dean usiadł na metalowym szpitalnym stołku.
- Ja. Nazywam się Dean Gates.
- Widziałeś duchy, synu?
- Ja...
- Bo ja tak. To było dwadzieścia lat temu w dniu świętego
Walentego. Myślałem, że na miejscu dostanę zawału. Od tej
pory już do niczego się nie nadawałem. Oddali mnie tu przed
upływem roku.
Dean pochylił się nad starcem.
- Pan... pan je naprawdę widział? Oboje?
Zastanawiał się, czemu Anna nic mu o tym nie wspomniała
Watson skinął głową.
ANNA " 153
- Sam nie wiem, czemu wyszedłem wtedy z zajazdu. Coś
mnie ciągnęło do ogrodu. To było w nocy. Mniej więcej o tej
samej porze, kiedy zginęły blizniaki. Zaszedłem aż do stró
żówki. Stały tam jak żywe.
Mark odchrząknął i spojrzał na Deana z miną, z której jas
no wynikało, że informację o trzezwym umyśle Watsona uwa
ża za przesadnie optymistyczną.
Dean jednak wiedział swoje.
- Mówiły coś? - spytał, nie zwracając uwagi na zdumiony
wzrok Marka.
- Nie miały okazji. Nigdy w życiu nie rwałem przed siebie
tak jak wtedy. - Watson uśmiechnął się bezzębnymi ustami,
ale ten uśmiech zaraz zniknął. - Nieważne. I tak wiedziałem,
co miałyby mi do powiedzenia, gdyby mnie poznały.
- Co takiego?
Starzec popatrzył na niego nieobecnym spojrzeniem.
- %7łebym powiedział prawdę.
- Prawdę? - powtórzył Dean, czując, że serce wali mu jak
młotem.
- Ty jesteś z gazety, synu? - Watson patrzył teraz na Marka.
- Tak.
- Masz ze sobą notes?
Winter skinął głową i sięgnął do kieszeni.
- Nigdzie się bez niego nie ruszam.
- To wez pióro. I pisz szybko. Pierwszy raz w życiu opo
wiem o wszystkim i nie chcę potem słyszeć za wielu pytań.
Mark spojrzał na Deana i wyjął z kieszeni długopis.
- Gd sześćdziesięciu lat szantażowałem Peavych. Przez
cały ten czas traktowali mnie jak śmiecia. Tak jak Gaylon,
pierwszy z tej rodziny, traktował mego ojca. Nie obchodziło
mnie to, dopóki mi płacili. Teraz i tak jest mi wszystko jedno.
Zostało mi niewiele czasu i chcę uregulować wszystkie długi.
154 " ANNA
Dean wolał nie ryzykować, że rozdrażni starca pytania
mi. Kiwał potakująco głową i czekał w napięciu na jego
słowa.
- Mama zaczęła pracować u Gaylona i Amelii Peavych,
kiedy blizniaki były jeszcze małymi berbeciami. Ja sam uro
dziłem się w kilkanaście lat pózniej. Ojciec nas zostawił i ma
ma musiała pracować na nas oboje, ale pani Amelia obiecała,
że zawsze będziemy mogli mieszkać w zajezdzie. - Watson
pogrążył się we wspomnieniach. - To była prawdziwa dama.
Tak mówiła mama, bo ja sam jej nie pamiętam.
- A blizniaki? Pamięta je pan?
- Jasne. Mama nie przepadała za Gaylonem, ale blizniaki
traktowała jak własne dzieci, zwłaszcza po śmierci ich matki,
Ian obiecał jej, że kiedy już przejmie zajazd z rąk Gaylona, to
zawsze będzie dla niej miejsce w domu. Tak jak kiedyś jego
matka, Ian był porywczy jak diabli, ale nie złamałby słowa.
A mamę zawsze traktował z szacunkiem. Naprawdę umiał ją
uszanować.
- A Anna? - nie mógł się powstrzymać Dean. - Jaka ona
była?
Watson zrobił zdziwioną minę.
- Tak bardzo cię ona interesuje, synu? Była miła dla każdego.
Wyrosła na piękną dziewczynę. Kochały się w niej wszystkie
chłopaki w mieście. Ale bali się Iana, bo strzegł jej jak oka
w głowie. Nigdy się z nią nie rozstawał, Ian nie był taki jak inne
chłopaki. Był bardzo poważny i w głowie miał tylko zajazd
i siostrę. Chciał nawet stworzyć całą sieć zajazdów.
- I po to były mu potrzebne pieniądze zarobione na handlu
alkoholem? - spytał Mark.
Watson prychnął z niechęcią.
- Ian w życiu ani by nie kupił, ani by nie sprzedał jednej
butelki wódki. Był z niego raptus, ale uczciwy.
ANNA " 155
- Miał pan dziesięć lat, gdy zginął. Skąd pan wie, jaki był?
- Mama go znała. Wiedziałaby, gdyby coś przeskrobał.
A zresztą wiem, jak skończył. Wiem, że to nie było tak, jak
mówił Tagert.
- Był pan świadkiem morderstwa? Wie pan, kto ich zabił?
Dean nie umiał powstrzymać niecierpliwości.
- A jakże. Od początku wiedziałem.
- Czemu nikomu pan o tym nie powiedział?
- Bo straszył, że mnie zabije. Mnie i mamę. Miałem wtedy
dziesięć lat, synu. Dzieciaka łatwo nastraszyć. Potem wylali
mamę z pracy i wyjechaliśmy do Hot Springs. Ciężko nam
było. Kiedy miałem piętnaście lat, poszedłem do pracy, żeby
mamie było lżej.
- Kto to był? - zapytał Dean, kiedy starzec umilkł i pogrą
żył się w myślach. - Gaylon Peavy?
- Nie Gaylon, tylko Charles. Charles handlował wódką.
W nosie miał zajazd. Chciał w życiu tylko pieniędzy. Mieli
spółkę - Charles, Buck Felcher i Stanley Tagert. Niezle im
szło. Ludzie bali się Tagerta.
- Jest pan pewny? - Mark wyglądał na zaskoczonego.
- A jakże, synu. Jasne, że jestem pewny. Od sześćdziesięciu
lat mi za to płacą. Jak myślisz, płaciliby, gdyby tak nie było?
- Co się stało wtedy w nocy? - Dean bał się, że Mark
w końcu rozzłości starca.
Watson spojrzał na niego z wyrazną życzliwością, ale
przedtem zgromił Wintera spojrzeniem.
- Byłem wtedy w ogrodzie. Aapałem jakieś robaki, jak to
chłopak. W zajezdzie odbywało się przyjęcie. Urodziny
blizniaków. Mama cały dzień gotowała. Cieszyła się, że wre
szcie zajazd będzie należał do nich. Byłem daleko od domu,
koło stróżówki. Usłyszałem jakieś głosy i zakradłem się, żeby
zobaczyć, co się dzieje. A tam naradzali się Charles, Felcher
1S6 " ANNA
i Tagert. Tagert radził, żeby sobie dać spokój, bo policja za
nimi węszy. Mówił, że nie trzeba było zabijać tamtego oficera.
Potem usłyszeli, że ktoś idzie w ich stronę. Na ścieżce od
zajazdu zobaczyłem Iana i Annę. Nie wiedziałem, co zrobić.
Chciałem ich ostrzec, ale bałem się ruszyć z krzaków. A po
tem to już była jedna chwila. Anna powiedziała coś do Tager-
ta, nie pamiętam co. I wtedy Charles z zimną krwią zastrze
lił Iana.
Deana przeszedł dreszcz, kiedy wyobraził sobie tę scenę.
Watson westchnął głęboko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl