[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ich zaufania i łatwowierności byłoby wstydem dla
naszego kraju i szyderstwem z naszego Pana".
Carlo westchnął i odwrócił się na drugi bok. Je
śli dobrze odgadywał uczucia Signe, jeśli ona się
w nim zakocha, powściągnięcie własnej żądzy bę
dzie od niego wymagać nie lada charakteru.
Wszak będą spali tak blisko siebie każdej nocy
przez następne trzy miesiące!
4
Przez kolejne dni Carlo starał się zachowywać
powściągliwie, jednak Signe nawet nie próbowa
ła ukryć swoich uczuć ani przed nim samym, ani
gdy ktoś był w pobliżu. Miłość dodawała jej
skrzydeł, dziewczyna promieniała szczęściem. Do
tej pory nie wiedziała, jak niezwykłe jest to uczu
cie. Każdy następny dzień przynosił coś nowego
i pasjonującego, cały ocean możliwości. To, że
Carlo trzymał swoje żądze na wodzy, świadczyło
zdaniem Signe o jego szlachetności i pobożności
i jeszcze bardziej utwierdzało w przekonaniu, iż
taka była wola Boga.
Każdego ranka Carlo przychodził do obory,
gdy doiła krowę, pomagał jej nosić wodę i paszę,
rozdrabniać wodorosty dla zwierząt, a gdy
0ivind Jonas, Kristoffer i Ludvig wracali wieczo
rem z połowu, pomagał im wyciągać dorsze i wie
szać na stojakach, gdzie suszyły się na wietrze
i słońcu, aż wyschły na wiór.
Niepostrzeżenie mijały dni, tygodnie, miesiące.
Z każdym dniem miłość między Signe i Carlem
rozkwitała coraz bardziej, chociaż młodzieniec sta
rał się zwalczać to uczucie. Jednak bez skutku. Wy-
starczyło, że ujrzał ją w drzwiach, a już serce ło
motało jak szalone z radości. Gdy siadała wieczo
rem przy ogniu, pochylona nad kołowrotkiem lub
pochłonięta innymi zajęciami, oświetlona złocisty
mi płomykami igrającymi na jej twarzy, włosach
i całym ciele, z trudem powściągał swoje zmysły.
Gdy byli sami, Carlo nieraz zapominał na chwi
lę o swych postanowieniach i brał ukochaną w ob
jęcia.
Młodzieniec ciągle jeszcze panował nad swym
pożądaniem. Jednak w niebieskich oczach dziew
czyny widział odpowiedz na własne pragnienia.
Nagle przyszło mu na myśl, że może ona dziwi
się jego powściągliwości.
Może Signe nawet zechce uczynić pierwszy
krok? Może to ona przyjdzie do niego pewnej no
cy, gdy inni będą już spać?
Carlo wiedział o ludziach z wyspy bardzo ma
ło, mimo iż żył tak blisko nich. Może młode, nie
zamężne dziewczęta pozwalały sobie na dużo
więcej, niż przypuszczał?
Gdyby tylko mogli porozmawiać! Carlo próbo
wał uczyć się pojedynczych słów i nawet trochę
rozumiał, lecz boleśnie odczuwał potrzebę powie
dzenia Signe tego, co czuł.
W drugim łóżku leżała Signe, rozmyślając
o tym samym. Dlaczego Carlo wycofuje się za
każdym razem, gdy jest im tak cudownie? Skąd
bierze się smutek w jego pięknych, ciemnych
oczach, skoro jeszcze przed chwilą widziała w je
go wzroku pragnienie i ciepło? Czy nie cieszył
się? Czy nie czuł tego, co ona - że złączył ich Bóg
i należą do siebie, póki śmierć ich nie rozdzieli?
Pewnego dnia pod koniec marca Carlo, jak co
dzień, poszedł w odwiedziny do swego wuja. Pię
tro Querinius jedną ręką rozgarniał żar, drugą zaś
kołysał córeczkę starosty.
Carlo podziwiał krewnego. Mimo swej dawnej
wysokiej pozycji nie wstydził się pomagać w do
mu - bez względu na to, jak niewdzięczną pracę
mu przydzielono.
- Siedzę tak i myślę o tobie, Carlo - zaczął wuj po
woli, odwróciwszy się od ognia. Skierował swój ła
godny wzrok na siostrzeńca. - Nic na tym świecie nie
cieszy mnie bardziej niż twoje szczęcie. Zasłużyłeś so
bie na nie. Jednak czasem wydaje mi się, że nasz Pan
zbyt pochopnie rozdaje karty - dodał z błyskiem
w oczach. - Znajdujemy się na drugim końcu naszej
części świata. Jak życie rozwiąże taki problem?
Carlo spojrzał na niego, zaskoczony.
- O czym mówisz? - spytał zbity z tropu.
Querinius zaśmiał się.
- Dobrze wiesz, o czym mówię. O Wenus - bo
gini miłości, która wynurzyła się z morza i urato
wała nam życie.
Carlo poczerwieniał.
- Signe...? - powiedział cicho.
Querinius z uśmiechem skinął głową.
- Jej sen nas uratował.
Carlo przyznał mu rację. Słyszał o śnie, ale wie
dział dobrze, że wujowi coś więcej leży na sercu.
Ogarnął go niepokój.
- Jestem starym człowiekiem, ale potrafię zro
zumieć, że jesteś nią zauroczony - mówił dalej
Piętro. - Jak tylko ujrzałem Signe, pomyślałem,
że musi być boginią piękna tego zimnego kraju,
ich Wenus. - Wuj przybrał poważną minę i spoj
rzał na młodzieńca ze współczuciem. - Ale ty je
steś di Credi, mój synu! Twoje miejsce jest w We
necji. Pewnego pięknego dnia zostaniesz głową
rodziny di Credi.
Wuj zamilkł na chwilę.
- Nasza mała Wenus jest dzieckiem tego wy
spiarskiego ludu. Jej serce, umysł i dziedzictwo
należą do Rost. Naprawdę sądzisz, że dwa tak
różne światy da się pogodzić?
Carlo był zaskoczony i speszony. Wuj nie po
wiedział ani słowa o Adelajdzie, mimo że chłopak
spodziewał się tego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl