[ Pobierz całość w formacie PDF ]

piękny dom, niezależność i dziecko. Zamiast narzekać, będzie czerpać radość z tego, co ma.
Wraz z nastaniem pierwszych mrozów życie Ele¬onory zamieniÅ‚o siÄ™ w jedno wielkie czekanie.
Cze¬kaÅ‚a na dziecko i na Nicholasa. Pomimo wszystko. WiedziaÅ‚a, że nawet gdyby madame
Bellaire znowu go opętała, nie pozostawiłby swej żony bez żadnej wiadomości. Poza tym wierzyła,
że któregoÅ› dnia ze¬chce zobaczyć dziecko.
Zwięta Bożego Narodzenia minęły spokojnie, a w Nowy Rok Eleonora obudziła się z dziwnym
skurczem w dole brzucha. Natychmiast posłano po akuszerkę, która wysłuchawszy ze spokojem
pod¬ekscytowanej Eleonory, kazaÅ‚a jej dużo chodzić i przekÄ…sić coÅ› od czasu do czasu.
- Zdziwiłabym się, gdyby dziecko urodziło się przed północą, pani Delaney - powiedziała. - Proszę
mnie zawoÅ‚ać, gdyby pani mnie potrzebowaÅ‚a w ciÄ…¬gu dnia. Tak czy inaczej, przyjdÄ™ wieczorem.
Pani Stongelly nie myliÅ‚a siÄ™. DzieÅ„ mijaÅ‚ spokoj¬nie i Eleonora wybraÅ‚a siÄ™ nawet na spacer do
ogro¬du. WróciÅ‚a stamtÄ…d z kilkoma póznojesiennymi ró¬Å¼ami - różami dla jej dziecka.
Wieczorem, gdy pojawiła się akuszerka, Eleonora leżała już w łóżku.
- Niech pani wstanie, moje dziecko, i zacznie cho¬dzić. Tak bÄ™dzie Å‚atwiej. A jak zacznie boleć,
proszę mi powiedzieć. Proszę nie bać się krzyczeć.
CzuÅ‚a, jak ból narasta. ChwyciÅ‚a akuszerkÄ™ za rÄ™¬ce i trochÄ™ siÄ™ uspokoiÅ‚a, gdy napotkaÅ‚a spojrzenie
jej mądrych, spokojnych oczu. Jęczała cichutko i wzywała Nicholasa. Oddałaby wszystko, żeby
teraz był przy niej.
Na szczęście miała jeszcze Arabellę, choć na jej pomoc nie mogła w tym przypadku zbytnio liczyć.
Zawsze opanowana i pewna siebie, panna Hurstman krążyła po pokoju w popłochu, nie wiedząc, co
z so¬bÄ… począć. UsiadÅ‚a w koÅ„cu i zaczęła czytać na gÅ‚os poezjÄ™ Wordswortha, a gdy skoÅ„czyÅ‚a,
zabrała się za wiersze sir Waltera Scotta.
Eleonora znajdowaÅ‚a siÄ™ wÅ‚aÅ›nie wraz z bohate¬rem sir Waltera w starym zamczysku, gdy nagÅ‚y i
wy¬jÄ…tkowo bolesny skurcz sprowadziÅ‚ jÄ… na ziemiÄ™" Krzyknęła. Panna Hurstman przestaÅ‚a czytać,
zerwa¬Å‚a siÄ™ z fotela i staÅ‚a nieruchomo, przyciskajÄ…c tomik poezji do piersi.
- Dobrze, moje dziecko! - zapewniaÅ‚a pani Ston¬gelly. - Już niedÅ‚ugo. Przyj, a potem chwila
oddechu i znowu. Nie trzeba się śpieszyć. Wszystko w swoim czasie.
Monotonny i spokojny gÅ‚os akuszerki dziaÅ‚aÅ‚ kojÄ…¬co. Eleonora posÅ‚usznie wykonywaÅ‚a wszystkie
pole¬cenia. WstrzymywaÅ‚a oddech, napinajÄ…c mięśnie brzucha, trochÄ™ odpoczywaÅ‚a i od nowa. Po
chwili ta¬kiej gimnastyki spytaÅ‚a: - UrodziÅ‚am już?
- Nie, kochanie. - Akuszerka rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ i ka¬zaÅ‚a jej wypić Å‚yk wina. - BÄ™dziesz wiedziaÅ‚a,
kiedy to nastąpi. A teraz połóż się na boku i oprzyj nogę na moim ramiemu.
I rzeczywiście, Eleonora wiedziała, kiedy nadszedl ten właściwy moment. Czuła, jak najpierw,
powoli wychodzi głowa, a po chwili, już szybko, cała reszta. Chwila ciszy i krzyk.
SpojrzaÅ‚a na leżące na łóżku dziecko, nadal poÅ‚Ä…¬czone z niÄ… pÄ™powinÄ…. SpojrzaÅ‚a w duże, ciemne
oczy i wyciągnęła rękę, zapominając o zmęczeniu.
- Moje dziecko - powtarzała bez przerwy.
- Zliczna dziewczynka - zachwycała się pani Stongelly, owijając kocykiem małe ciałko. - Połóż się
ostrożnie na plecy, mamusiu - poinstruowaÅ‚a i wrÄ™¬czyÅ‚a Eleonorze zawiniÄ…tko.
- Witaj, malutka - powiedziała czule i pomyślała, że dla takiej chwili warto było przeżyć noc w
domu jej brata.
- Nie bÄ™dzie kłótni o dziedzica rodu Delaney, mo¬ja Å›liczna. PrzechytrzyÅ‚yÅ›my ich - szeptaÅ‚a do
dziecka.
Panna Hurstman spojrzała na panią Stongelly, a ta uśmiechnęła się pobłażliwie i powiedziała: -
Wszyst¬kie matki sÄ… takie same, proszÄ™ pani.
Wzięła na chwilÄ™ dziecko od Eleonory i daÅ‚a je po¬trzymać pannie Hurstman, która ani siÄ™
spostrzegÅ‚a, jak sama zaczęła szczebiotać do tulonego w ramio¬nach maleÅ„stwa.
- SÅ‚odka kruszynka - powiedziaÅ‚a, ociÄ…gajÄ…c siÄ™ z od¬daniem dziecka. - SpisaÅ‚aÅ› siÄ™ na medal,
Eleonoro.
- A jakże - przytaknęła akuszerka. - Niektóre ko¬biety opierajÄ… siÄ™, próbujÄ… ze mnÄ… walczyć, a pani
by¬Å‚a bardzo dzielna. UrodziÅ‚a pani zdrowÄ… dziewczyn¬kÄ™. Wystarczy karmić jÄ… piersiÄ… i uważać,
żeby się nie zaziębiła.
Zabrała małą pannie Hurstman i przyłożyła ją do piersi Eleonory. Dziecko zaczęło ssać łapczywie. -
Sama słodycz - zachwycała się pani StongeIly. Udzieliła Eleonorze jeszcze kilku wskazówek, po
czym usiadÅ‚a w fotelu przy kominku. Po chwili za¬padÅ‚a w drzemkÄ™.
Panna Hurstman siedziaÅ‚a na brzegu łóżka i pa¬trzyÅ‚a, jak Eleonora karmi.
- Nigdy czegoÅ› podobnego nie widziaÅ‚am - wyzna¬Å‚a z nietypowÄ… dla niej delikatnoÅ›ciÄ… w gÅ‚osie.
¬DziÄ™kujÄ™"
Eleonora uśmiechnęła się. - Cieszę się, że tak mnie zadręczałaś. I pomyśleć, że mogłam stracić to
maleństwo. - Głaskała złocisty meszek na główce dziecka. - Szkoda, że ...
- Ze nie ma tu twojego męża?
Nic nie powiedziaÅ‚a. Nie miaÅ‚a siÅ‚y myÅ›leć o Ni¬cholasie, a poza tym zmÄ™czenie zaczęło dawać jej
się we znaki. Mała zasnęła i panna Hurstman przeniosła ją delikatnie do stojącej przy kominku
kołyski. Po chwili Eleonora też spała.
RozdziałXIV
Gdy siÄ™ zbudziÅ‚a, wszystko wydawaÅ‚o jej siÄ™ in¬ne niż przedtem, nowe i zmienione. Jej dziecko
przyszło na świat i była teraz matką. Miała po co żyć. Natychmiast przyszedł jej na myśl Nicholas.
Czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczy? Nigdy przedtem tak trzezwo o tym nie myślała.
Od jego zniknięcia minęło pięć miesięcy. Wierzyła w przeczucia lorda Stainbridge'a, nie potrafiła
jednak zrozumieć, dlaczego Nicholas nie daje znaku życia. Może znowu wplątał się w jakąś
przygodÄ™, sprawy ro¬dzinne odkÅ‚adajÄ…c na bok? A może chciaÅ‚, żeby myÅ›la¬Å‚a, że umarÅ‚? Czy
sÄ…dziÅ‚, że Eleonora ponownie wyj_ dzie za mąż? Nie zrobiÅ‚aby tego, ale mimo to postano¬wiÅ‚a, że
odtąd będzie zachowywać się jak wdowa.
Kiedy panna Hurstman przyniosÅ‚a tacÄ™ ze Å›niada¬niem, zastaÅ‚a EleonorÄ™ w doskonaÅ‚ym nastroju,
peÅ‚¬nÄ… werwy i ammuszu.
- Jak jej damy na imię? Musimy ją jakoś nazwać.
Niccola, pomyślała odruchowo Eleonora.
- Ara¬bella - powiedziaÅ‚a.
Policzki panny Hurstman spąsowiały. - Bardzo mi miło. Musisz mi pozwolić zostać matką
chrzestną. Dopilnuję, żeby wyrosła na dzielną pannicę.
- Wspaniale. Zostaniesz z nami, prawda?
Panna Hurstman zaczerwieniÅ‚a siÄ™ jeszcze bar¬dziej, z trudem powstrzymujÄ…c Å‚zy.
- Tak. O ile ze mnÄ… wytrzymasz. Ale nie sprzedam swojego domku. Na wypadek, gdyby siÄ™
okazało, że nie będziesz mnie już potrzebować.
Na wypadek, gdyby siÄ™ okazaÅ‚o, że Nicholas wró¬ciÅ‚. Obie wiedziaÅ‚y, co chciaÅ‚a powiedzieć.
Eleonora uśmiechnęła się smutno.
- Poza tym - dodała panna Hurstman - na pewno zaczniesz bywać, a ja nie zniosłabym tego cyrku.
- Tak jest, proszÄ™ pani - zgodziÅ‚a siÄ™ potulnie Ele¬onora.
Panna Hurstman popatrzyła na nią srogo. - Hm, widzę, że cwana lisiczka z ciebie. Nie wiedziałam.
Czy twój mąż miał okazję poznać cię od tej strony?
- Nie wiem. - Zamyśliła się. - Nie spędzaliśmy ze sobą zbyt wiele czasu, a poza tym ciągle się
czymÅ› za¬martwiaÅ‚am. - ZachichotaÅ‚a. - Przypominam sobie. WyglÄ…daÅ‚, jakby miaÅ‚ ochotÄ™ mnie
zbić.
Panna Hurstman znieruchomiaÅ‚a. - Na pewno od¬daÅ‚abyÅ› mu z nawiÄ…zkÄ…, gdyby siÄ™ poważyÅ‚.
_ Bez wątpienia - powiedział Nicholas. Stał w drzwiach, opierając się o futrynę i uśmiechał się
ciepło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl