[ Pobierz całość w formacie PDF ]

on i doiły zjedli kolację, doiły łasiła się, była wdzięczna weterynarzowi i ten po-
stanowił, że zatrzyma zwierzaka.
W nocy doiły ułożyła się w nogach łóżka, co spowodowało, że gospodarzowi
było jak nigdy przyjemnie i miło.
Weterynarz nie potrafił powiedzieć czy zwierz opuszczał jego łoże, ale kiedy
obudził go dzwoniący do drzwi policjant, doiły spokojnie spała u jego stóp.
Tej nocy, coś czy ktoś, zagryzł dziecko pani Wicont.
Zlady pazurów i zębów wskazywały jednoznacznie, że napastnikiem była do-
iły. A gdy weterynarz przyznał, że nie wykonał zlecenia i nie uśpił zwierzęcia,
wątpliwości zniknęły.
Historia ta trafiła do gazet i narobiła potwornego hałasu, albowiem trafiła do
tego gatunku sensacji, który jest najmilszy sercu Brytyjczyka.
Oczywiście  nagle wyszły na jaw i inne przypadki, co prawda nie tak oczy-
wiste i wiarogodne jak ten. Ale stosunek do doiły zmienił się natychmiast, co
znalazło wyraz w przepędzeniu wielu zwierzaków z ich domów. Doiły musiały
kryć się na pustkowiach i lasach  przejść do życia w stanie półdzikim.
Przy okazji, firma  Mitsubishi Animals kategorycznie odmówiła uznania
agresji doiły czy też honki, albowiem genetycznie nie zakładano takiej cechy
w zwierzakach. Firma gotowa była zrekompensować dowolny przypadek udo-
wodnionej napaści honki na człowieka czy inne zwierzę, ale udokumentować ta-
kiej napaści nie udało się. Historia pani Wicont dotarła i do Wielkiego Gusla-
ru, gdzie w tym czasie mieszkało już kilkadziesiąt czarujących lisiek. A należy
podkreślić, że niemal wszystkie te okazy kosztowały niemało swoich właścicieli,
a miłość do nich nie miała granic. Tak więc tylko para lisiek trafiła do lasu, a po-
155
zostałe żyły sobie po staremu  dlaczego niby mamy wierzyć tym Anglikom, co
nie mają nic lepszego do roboty jak naszkodzić rosyjskiemu człowiekowi?
Kiedyś Minc wyciągnął Udałowa na wieczorny spacer po nadbrzeżu, a potem
pociągnął za sobą na peryferie, za Guslarke. Działo się to wiosną, tuż przed latem,
wieczór był jasny i ciepły. Spacerowali sobie, rozmawiając o różnych sprawach.
Potem Minc zapytał:
 Nic ci się tutaj nie wydaje dziwne?  Nic.
 I cisza ci nie wpada w ucho?
 Jaka cisza?
 Pomyśl. Zazwyczaj o tej porze głośno tu od słowiczych treli. Słowiki to
duma guslarskiego zarzecza. Powinny też wydzierać się koty, jeszcze im się nie
skończyły miłosne podchody. Psy powinny szczekać. . .
Udałow nie jest głupi  od razu zrozumiał, do czego pije przyjaciel.
 Jaki widzisz związek między tymi zjawiskami  zapytał  a obfitością
naszych pupilków, lisiek? Czy psy i koty mogą na tym ucierpieć?
 Psy. . . Nie wiem. Może na razie nie. Ale psy wyczuwają, że coś się złego
dzieje, kryją się w budach  kły w pogotowiu. Nie wierzysz  zajrzyj przez
płot  ani jeden pies nie gania wzdłuż parkanu obszczekując przechodniów.
 A koty?
 Obawiam się, że niemal nie ma już kotów w mieście.
 Jak to? Czyżby ludzie tego nie zauważyli?
 Kiedy wpada ci w ręce piękna kobieta, to podejdziesz do zniknięcia żony
z określoną ulgą  powiedział Minc.  W każdym razie mniej będziesz wydawał
na żywność.
 Ale dlaczego? Przecież Japończycy zaklinają się, że liśki są nieszkodliwe?
 Nieszkodliwe są  odpowiedział Minc, zatrzymując się przed wielką ka-
łużą na środku zaułka Włókniarzy. Przez ostatnie pięćdziesiąt lat brzegi kałuży
obrosły szuwarami, w których kryły się żaby.  Liśki są nieszkodliwe, ale ich
funkcją jest  w tym celu zostały przecież wyhodowane  kochać pana i grzać
się w promieniach jego miłości. To są zwierzęta kochające i do kochania. A prze-
cież miłość jest najbardziej egoistycznym uczuciem.
 Lwie Christoforowiczu  machnął ręką Udałow.  Przecież te liśki to nie
ludzie?
 Miłość to uczucie powszechne we wszechświecie  uroczyście zapewnił
go Minc.  Jeśli te maluszki liśki kochają swoich panów, to nie potrafią dzielić
tego uczucia z innymi. I im dalej to idzie, tym jest gorzej. Przypuszczam nawet,
że japońscy uczeni nie podejrzewali nasilania się tych uczuć w liśkach w kolej-
nych pokoleniach. Pół roku temu, kiedy w Guslarze pojawiła się pierwsza liśka,
była delikatnym, nieśmiałym stworzeniem. A teraz w co trzecim mieszkaniu liśka
rządzi całym domem, a na ulicach i w ogrodach pojawiły się nikomu niepotrzeb-
ne liśki, które mimo swego losu lgną do ludzi i rozumieją, że nie otrzymują ich
156
miłości z powodu konkurencji. Wiesz co, Korneliuszu, obawiam się, że dążenie
genetyków do stworzenia idealnej maszynki do kochania doprowadzi do stworze-
nia idealnej maszyny śmierci.
Udałow nie wytrzymał i roześmiał się.
Odezwała się siedząca na brzegu kałuży żaba. Kwaknęła, jakby od dawna cze-
kała na jakiś sygnał i wreszcie znalazła odpowiednie dla siebie towarzystwo.
I natychmiast coś błyskawicznie poruszającego się, jasnego, błysnęło w świe-
tle latarki, plusnęła woda  żaba me zdążyła wskoczyć do kałuży i zniknęła
w pyszczku liśki, która w tej samej chwili czmychnęła w szuwary.
 Co to było?  zdziwił się Udałow.  Co się stało?
 Nic szczególnego, kolejna scena zazdrości. Liśka pokochała ciebie, a ty
zacząłeś wpatrywać się w żabę.
Udałow machnął ręką, nie wierząc staremu przyjacielowi. I wrócili do domu
w ciszy wiosennego wieczoru, w której nawet koty milczały, a popiskiwały tylko
alarmy w mercach  ale na to liśki nie mogły nic poradzić.
Ze wszystkich krańców świata dobiegały niepokojące sygnały.
Ludzkość podzieliła się na dwie części.
Pierwsza część  właściciele lisiek, bezinteresownie i czule przywiązani do
nich i gotowi w ich obronie na każde poświęcenie, a także liśki, gotowe na wszyst-
ko, byle zachować przywiązanie ukochanych gospodarzy. Druga natomiast część
ludzkości uważała, że ta epidemia miłości zagraża całej populacji.
Oczywiście, istniały też grupy przejściowe i jednostki wyjątkowe. Na przy-
kład, liczba obywateli Rosji, którzy podpisali petycję o zwrocie Japonii wysp po-
łudniowo kurylskich, doszła do dwudziestu procent ludności całego kraju.
Następną niepokojącą wiadomością była ta z Kolumbii.
Narkobaron Escobar Juanito wyhodował u siebie w willi sześćdziesiąt juani-
teczek, jak nazywano liski w tamtej strefie geograficznej. Chodziły za nim całym
stadkiem, wpatrywały się w oczy i kochały znacznie mocniej niż podwładni. I oto
pewnego razu do willi Escobara trafił prokurator Bogoty, żeby w spokojnej at-
mosferze wręczyć mu nakaz aresztowania.
Miała miejsce wymiana poglądów między prokuratorem i Escobarem, po
czym prokurator skierował się do swego samochodu. Ale nie zdążył doń dojść.
Sześćdziesiąt juaniteczek rzuciło się na niego, jak stado os, i w minutę obsku-
bały prokuratora do kości. Na nieszczęście dla gospodarza, w pełni aprobujące- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl