[ Pobierz całość w formacie PDF ]
smutku.
Frank od razu polubił Debrę Schmale. Miała w sobie wiele
macierzyńskiej miłości i łagodności.
Cały jej pokój tonął w kwiatach, a w powietrzu unosiły się
baloniki, zamocowane festonami wstążek do krzeseł i gałek
przy drzwiczkach szafek.
Leenie ostrożnie uściskała Debrę, starając się nie sprawić
jej bólu.
- Dobrze cię widzieć w tak świetnej formie. Martwiłam
siÄ™ o ciebie.
- Wszystko będzie dobrze... kiedy już Andrew do nas
wróci. Czuję się winna.
- Nie możesz - zaoponowała Leenie. - To nie twoja
wina...
- Gdybym mogła powstrzymać tę kobietę...
- Pani Schmale, nie mogła pani wiedzieć o jej złych
zamiarach. Zrobiła pani to, co każdy zrobiłby na pani miejscu
- odezwał się Frank, podchodząc bliżej i stając za plecami
Leenie.
- Proszę, mów mi po imieniu. - Debra uśmiechnęła się do
niego ciepło. - Cieszę się, że jesteś tu z Leenie. Potrzebuje cię
bardziej niż kiedykolwiek.
Leenie jęknęła.
Frank wiedział już, że pani Schmale wie, że to on jest
ojcem Andrew. Zaczął się zastanawiać, co Leenie
opowiedziała jej o nim.
- Leenie nie mówiła mi o tobie zbyt wiele - odezwała się
Debra, jakby czytając w jego myślach. - Milczała, a ja nie
chciałam pytać.
- Więc skąd...? - zapytała Leenie.
- Od Haley. Często mnie odwiedzała. Ona też jest
zadowolona, że ojciec Andrew jest z tobą w tych okropnych
chwilach.
Spoglądała na Franka z uśmiechem, ale on czuł jej
dezaprobatę i wiedział, że zastanawia się, dlaczego zostawił
Leenie w ciąży i odszedł. Kobiety jej pokroju oczekiwały, że
mężczyzna będzie umiał się znalezć" i uczyni z matki swego
dziecka uczciwÄ… kobietÄ™.
- Ale z was plotkary - zaśmiała się Leenie. - Zaspokoję
twoją ciekawość. Frank zamierza zaistnieć w życiu Andrew...
kiedy już go odzyskamy.
- Więc nie ma żadnych wieści? - zapytała Debra. Leenie
pokręciła głową.
Frank objął ją ramieniem i przytulił.
Mamy powody, aby sądzić, że brak wieści to dobre wieści.
Przynajmniej na razie. Tak uważa FBI.
Debra znacząco spojrzała na ramię Franka, którym
obejmował Leenie.
Telefon na stoliku przy łóżku zadzwonił nagle. Chora
sięgnęła po słuchawkę, ale Leenie już odebrała, żeby
zaoszczędzić jej wysiłku.
- Dzisiaj miałam już setki telefonów - wyjaśniła Debra. -
Chyba całe Maysville wie, że opuściłam intensywną terapię.
- Pokój Debry Schmale - powiedziała Leenie do
słuchawki i nagle pobladła.
- Kate. Do ciebie. - Oddała słuchawkę Frankowi. Latimer
poczuł nagły ucisk na wysokości żołądka.
Wziął słuchawkę z rąk Leenie.
- Co jest, Kate?
- Moran dzwonił - odparła.
- Powiedz, że to dobre wieści. Leenie chwyciła go za
ramiÄ™.
- Możliwe. Pojawiły się kolejne niemowlęta do adopcji i
oba odpowiadajÄ… opisowi Andrew.
- Kiedy wysyła tam agentów? - zapytał Frank.
- Co się dzieje?! - zawołała Leenie, szarpiąc go za ramię.
- Wiadomo coÅ› o Andrew?
- Wszystko jest przygotowane na jutro - odparła Kate. -
Moran chciał ci coś przekazać. Kazał mi powtórzyć dwa razy.
- Co?
- %7łe to będzie raczej wcześniej niż pózniej.
- Boże!
Operacja FBI, tak troskliwie przygotowywana od wielu
tygodni, miała się wkrótce zakończyć. Może już jutro? Czy
właśnie to próbował powiedzieć mu Moran? Czy wszystko ma
się rozegrać jutro? A jeśli tak, to czy zdołają ocalić dzieci,
zanim przestępcy je znów ukryją? A jeśli uciekną? A jeśli
będzie strzelanina?
- Zaraz wracamy do domu - rzekł.
- Moran wie, że przyjedziesz do Memphis.
- I ma świętą rację. - Frank odłożył słuchawkę i spojrzał
na Leenie, która kurczowo ściskała mu ramię. - Dobre wieści.
Wystawiono kolejną parę niemowląt. Być może jedno z nich
to Andrew.
Spojrzał na Debrę i uśmiechnął się, znacząco ściskając
rękę Leenie. Starał się być oszczędny w słowach.
- Optymistyczne wiadomości - odparła Debra.
- Ale zachowaj je dla siebie, dobrze? - uśmiechnął się
Frank.
- Oczywiście.
Leenie pożegnała się czule z Debrą i oboje pospiesznie
opuścili pokój. Kiedy byli już sami w windzie, nie czekała na
jego wyjaśnienia.
- Kolejna dwójka dzieci?
- Tak.
- W Memphis?
- Tak.
- I jedziesz tam dzisiaj?
- Tak.
- A ja mam zostać tu, w Maysville, i czekać?
- Właśnie.
Drzwi windy rozsunęły się i Frank chwycił ją za ramię.
Pobiegli na parking. Leenie z trudem nadążała za nim, ale
kiedy dotarli do samochodu, stanęła i spojrzała na niego
wymownie.
Zanim jednak zdążyła powiedzieć cokolwiek, chwycił ją
za ramiona.
- Mała, zostaniesz tutaj, jasne? Pozwól mi być tym
wielkim, silnym facetem. Twoim facetem.
- Chcesz być buforem pomiędzy mną a złym, okrutnym
światem, tak?
- Coś w tym stylu. Jestem ojcem Andrew. Nie było mnie
przy tobie w czasie ciąży i porodu. A powinienem być.
Potrzebowałaś mnie, a ja cię zostawiłem. Pozwól mi teraz
choć częściowo tę winę odkupić. Chcę osobiście przywiezć ci
do domu naszego syna.
- A jeśli to nie będzie on?
- Wtedy to ja ci o tym powiem. A gdybyśmy go stracili,
razem będziemy go opłakiwać.
Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się blado. W kącikach oczu
miała łzy.
- Jedz do Memphis, a ja tu na ciebie zaczekam. Na
ciebie... i Andrew.
Ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją w usta.
ROZDZIAA ÓSMY
Frank wyruszył do Memphis po ósmej i zadzwonił po
przyjezdzie do hotelu. Leenie i Kate siedziały do drugiej nad
ranem, oglądając telewizję i czytając gazety. Robiły wszystko,
aby zabić czas, ale kiedy wreszcie około drugiej Leenie udała
się do sypialni, sen nie przyszedł.
Mijały kolejne godziny, a ona nie była w stanie zmrużyć
oka. Wreszcie zrezygnowała, zapaliła lampę i sięgnęła po
książkę, ale nie wiedziała, co czyta.
O wpół do piątej stwierdziła, że nie zdoła się
skoncentrować na niczym. Wstała, wzięła prysznic i ubrała się
w dżinsy i bluzę.
Mijając wielkie lustro w holu, spojrzała na swoje odbicie.
%7łałosny widok. Mokre włosy spięte w kucyk. Spłowiałe
dżinsy. Jaskrawozielony polar z wielkim słonecznikiem na
piersi ożywiał nieco jej cerę, ale ogólne wrażenie było smętne.
%7łałowała, że jednak nie pojechała z Frankiem.
Prawdopodobnie on też nie zmrużył oka tej nocy.
Przynajmniej byliby teraz razem. Ale Frank musiał być teraz
sam. Rozumiała to i w głębi serca cieszyła się, że nadal chce
grać rolę jej obrońcy.
Weszła do kuchni i nastawiła ekspres, co chwila zerkając
na telefon.
Chciała porozmawiać z Frankiem, ale być może jeszcze
spał. Nie powinna mu przeszkadzać.
Wbrew sobie chwyciła słuchawkę i wybrała numer [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- Małżeństwo z rozsądku Beverley Jo
- Cudowne przebudzenie
- Jeffrey Lord Blade 25 Torian Pearls.
- Diana Palmer Men of Medicine R
- Gordon Korman Bruno & Boots 01 This Can't Be Happening At Macdonald Hall
- Dear Enemy
- Turner Linda Gwiazdka miśÂ‚ośÂ›ci (2000) 03 Dziesić™ć‡ lat póśĹźniej...
- Diana Palmer Whitehall Saga 03 Darling Enemy
- Christie Agatha Karaibska tajemnica
- Jameson Bronwyn Gorć…cy Romans DUO 886 W poszukiwaniu wspomnieśÂ„
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tibiahacks.keep.pl