[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dowiedzieć się, że straciłam posadę, było to już najmniejsze z naszych zmartwień.
*
* *
Znów znajdowałam się w obskurnym ciemnym barze za rogiem, w pobliżu
dawnego biura. Siedziałam z tym samym mężczyzną - przystojnym, wytatuowanym,
podchmielonym.
- Eric - powiedziałam. Nie miałam pojęcia, jak się tam dostałam się ani skąd
wiem, jak ma na imię mężczyzna, lecz nie zmieniało to faktu, że tam byłam i mówiłam
do tego neandertalczyka po imieniu.
- Naama - powiedział. - Brzmi dziwacznie. Z jakiego to języka? Arabskiego?
- Satanistycznego - odparłam.
- HÄ™?
- Akaszyckiego.
- To coÅ› jak perski?
- O, tak.
- Hm... To co, zbieramy siÄ™?
- Zbieramy?
- Mówiłaś, że chcesz się przejechać.
- Racja - powiedziałam. - Już idę. Zbieramy się.
Nadeszło Boże Narodzenie, a potem Nowy Rok. W ogóle ich nie zapamiętałam.
Dni były teraz krótkie i zimne, a noce o wiele za długie. Ed przestał pytać, skąd
wracam. Nie czekał już na mnie z kolacją, nie reagował, gdy Naama próbowała
wszcząć sprzeczkę. Miał dość. Próbował wszystkiego: uprzejmości, wyrozumiałości,
sugestii, namawiania na terapię; wrzeszczał na mnie, błagał, ignorował, by w końcu
zacząć żyć własnym życiem.
Sytuacja uległa odwróceniu i teraz to on wszczynał kłótnie. To on spózniał się
na kolację, a potem do łóżka, wracając pózno w nocy.
Domyślałam się, o co chodzi, a upewnił mnie w tym telefon. Uznał, że jak
zwykle nie ma mnie w domu. Przestaliśmy informować się o naszych planach, a
wieczorami zwykle wychodziłam. Tej nocy zostałam jednak w sypialni. Demon robił
coś z ziołami, które trzymał ukryte w szufladzie z bielizną. Wiązki korzeni i gałązek
zaczęły pojawiać się przed kilkoma tygodniami. Nie byłam pewna, co dokładnie z nimi
robi, lecz cały czas, jaki spędzał w domu, poświęcał na zajmowanie się nimi, spalając
niewielkie stosiki w popielniczce lub zmieniając układ gałązek w pęczkach. Na
szczęście interesowało go, co mówi Ed, podprowadził mnie zatem pod ścianę i skłonił,
bym przyłożyła do niej ucho. Ed rozmawiał z kimś przez telefon.
- Nie. Nie wiem. Nie sądzę, żeby chodziła nadal do lekarza.
Pauza, by kobieta po drugiej stronie mogła odpowiedzieć.
- Nie wiem jeszcze, co zrobię. Nie, nie dziś, jestem już w domu. Jutro... Taa,
wiem. To będzie musiało się zmienić... Oczywiście, że próbowałem z nią rozmawiać,
próbowałem z milion razy. Posłuchaj, dajmy temu spokój, dobrze? Nie, naprawdę nie
życzę sobie o tym rozmawiać. Jutro. Jutro... W porządku, dobranoc... Ja także cię
kocham.
Odłożył słuchawkę, a demon zajął się na powrót ziołami.
*
* *
Wkrótce Ed spędzał już poza domem całe weekendy, tłumacząc mętnie, że musi
wyjechać służbowo. %7ładne z nas nie udawało nawet, że w to wierzy. Kiedy był w
domu, sypiał na kanapie. Wymienialiśmy niezbędne uwagi, nie szczędząc chłodnych,
nadmiernie uprzejmych  proszę" i  dziękuję". Jeśli zdarzyło nam się przypadkiem o
siebie otrzeć, sztywnieliśmy, odsuwając się pośpiesznie.
Ostatniego dnia, jaki spędził w domu, przyłapał mnie w łóżku z innym.
Mężczyzna przyszedł odczytać licznik gazu i nie potrafię powiedzieć, co wydarzyło się
potem. Kiedy Ed wrócił, mężczyzna wstał, ubrał się i wystrzelił z pokoju jak z procy,
tak że nie zauważyłam nawet, jak wychodzi.
Edward z miejsca postanowił mnie opuścić.
Leżałam naga na łóżku, płacząc bezgłośnie, on zaś wyciągnął brązową skórzaną
walizkę, której nie widziałam nigdy przedtem, i zaczął się pakować. Nawet teraz nie
mogę przestać myśleć o tej walizce. Czy wyczekiwał na taką okazję? Czy kupiła mu ją
kochanka?
Pakując się, nie przestawał mówić. Był tak zdenerwowany, że tyle samo ubrań
lądowało w walizce, co dookoła niej. Poprzez filtr demona docierały do mnie jedynie
urywki słów i zdań.
- Wiedziałem... Wiedziałem, do cholery... Bzdura... Odpowiedzialność... Nie
chce wziąć odpowiedzialności... Nie chce rozmawiać...
Rzucił butem przez pokój. Poczułam, że moje wargi wyginają się w uśmiechu.
Zaczęłam tarzać się po łóżku miotana wybuchami histerycznego śmiechu. Demon był
w ekstazie. Chciała, aby Ed odszedł. Ostatnim, co zapamiętałam z tamtego dnia, było
to, że Edward klęczał przy łóżku, próbując zmusić mnie, bym skupiła uwagę na tym,
co mówi.
- Słuchasz, Amando? Amando, tego już za wiele. Odchodzę. Słyszysz mnie,
Amando? Ja odchodzÄ™!!
*
* *
Odszedł, a wraz z nim poczucie czasu. Budziłam się po kolejnym zaćmieniu
sądząc, że minęła zaledwie godzina, aby przekonać się, że straciłam całe dnie.
Okazjonalne przebłyski świadomości zlewały się ze sobą, pozostawiając mnie w
kompletnym pomieszaniu.
Leżałam w łóżku z olbrzymim, okrągłym i najbardziej miękkim materacem, na
jakim zdarzyło mi się spoczywać. Zciany pomalowane były na niebiesko, z białym
rokokowym fryzem na górze. Przypominało to dom Fiztgeraldów. Pokój był olbrzymi,
niemal tak duży jak poddasze. Zapewne był to największy pokój, jaki widziałam.
Byłam naga i sama. A potem ciemność ogarnęła moje oczy, uszy i całą resztę.
Odpłynęłam w nicość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl