[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Mów\e swoją kwestię, Gwen, jeśli łaska! Gwen zakołysała kusząco
biodrami, jedna z aktorek zachichotała.
 Ta kwestia brzmi stosownie dla bogini miłości, złotko, i jeśli chcesz...
 Wystarczy, Gwen  rozległ się głos Alfreda, podejrzanie łagodny. 
Stanowczo wystarczy!
 Och!  pisnęła Gwen.  Troszkę sobie po\artowałam! A ty przecie\ sam
widziałeś ją z tym lordem, jak się patrzył na nią, prawie oblizywał się jak kot na
widok...
 Powiedziałem, \e wystarczy, Gwen  powtórzył Alfred z naciskiem. 
Gdybyś chocia\ połowę czasu, który przeznaczasz na głupie plotki, poświęciła
na uczenie się roli, wyszłoby to na dobre całej naszej trupie. Kordelio,
chciałbym zamienić z tobą słówko.
Kordelia domyślała się, o czym ojciec chce z nią porozmawiać. I wcale
nie chciała tego słuchać.
 Mo\e pózniej, ojcze, kiedy...
 Nie, córko. Teraz  powiedział, wskazując na drzwi, prowadzące do
ogrodu.  I nie guzdraj siÄ™, proszÄ™.
Nie miała wyboru. Musiała dołączyć do niego i razem z nim zejść po
kamiennych schodkach na zielony trawnik.
 Ojcze! Mamy tak mało czasu na przygotowanie tego przedstawienia, a
ty jeszcze...
 Och, daj spokój, Kordelio!  obruszył się Alfred, siwe brwi ściągnęły
się w gniewną krechę.  Przestań być taka groteskowa. Ta inscenizacja jest
bardziej banalna ni\ zadek osła. A ty potrafiłaś przygotować rzecz o wojnie
trojańskiej na proszony obiad u rajcy w czasie jeszcze krótszym ni\ ta głupia
sztuczka z okazji ślubu.
 Wojna trojańska była łatwa  powiedziała Kordelia, mru\ąc oczy przed
słońcem. Ojciec rzeczywiście wybrał sobie odpowiednie miejsce, na tle tego
słońca wygląda jakby miał wokół głowy złocistą aureolę!  A w tej sztuce trzeba
stworzyć postacie, wzorowane na rzeczywistych, co jest dodatkowym
utrudnieniem..
 Pojmuję  przerwał Alfred.  I jedna z tych realnych postaci niepokoi
mnie, a dokładniej... pewien d\entelmen. Powiedz no mi, co naprawdę zdarzyło
się wczoraj wieczorem między tobą a tym uczonym hrabią, co?
 Przeprosiny.  Kordelia \yczyłaby sobie gorąco, \eby jej głos nie
zabrzmiał tak defensywnie.  Przeprosiłam go, \ebyśmy mogli zagrać tu tę
sztukę, aby uratować nasze apana\e. Sam tego chciałeś, ojcze.
Ojciec nie odpowiedział od razu. Skrzy\ował ramiona na piersi i przez
długą chwilę milczał. A Kordelia w tym czasie prze\ywała prawdziwe męki.
Czekała na słowa ojca. Co on zauwa\ył?
W końcu ojciec o\ył. Westchnął i powiedział:
 Daję słowo, Kordelio, ja zawsze uwa\ałem cię za aktorkę wyborną, ale
to, co zrobiłaś teraz, jest po prostu niepokojące.
 Powiedziałam prawdę!
 Tylko jej strzępek, prawdopodobnie, bo na pewno nie całą. Reszta tej
prawdy wypisana była na twarzy jego lordowskiej mości w sposób oczywisty.
Tak samo jak na twojej, droga córko. Nasza Gwen zobaczyła tam to, co
dojrzałby ślepiec.
Policzki Kordelii zaró\owiły się, głowę jednak nadal trzymała wysoko.
 Ojcze... Po prostu świecił księ\yc. I nic wielkiego się nie wydarzyło.
Przysięgam.
Alfred chrzÄ…knÄ…Å‚, wcale nie przekonany.
 To moja wina, ja sam dokuczałem ci z powodu tego człowieka. A ty
nigdy nie oprzesz się wyzwaniu, czy tak, Kordelio?  Przecie\ mówię ci, ojcze,
\e hrabia nic dla mnie nie znaczy.
 Ty wiesz, \e on nie o\eni się z tobą.  Bezceremonialność ojca, tak
rzadka u niego, zraniła ją do \ywego.  Nie oszukuj się, Kordelio. Mo\esz być
dla niego tylko rozrywką, niczym więcej. Szlachetnie urodzeni panowie traktują
nas, ludzi teatru, tylko jak chwilową rozrywkę, dlatego lepiej trzymać ze
swoimi, Kordelio.
 Ja w tym samym stopniu chcę wyjść za niego, co on mnie poślubić,
ojcze!
 To dobrze.  Twarz Alfreda w jednej sekundzie stała się twarda i
ponura.  I na pewno w twojej głowie nie zaświtał pomysł, \eby uciec z hrabią
albo zostać jego utrzymanką? śadne klejnoty nie są tego warte, i ja nie chcę,
Kordelio, \ebyś miała złamane serce.
 Nie, ojcze, takie myśli nie powstały w mojej głowie  powiedziała
Kordelia, zszokowana nie tyle treścią jego słów, co faktem, \e je wypowiedział.
 Zaręczam, \e on nie znaczy dla mnie nic, po prostu mniej ni\ nic!
 Dla twojego własnego dobra błagam cię, Kordelio, \ebyś dotrzymała
swojej obietnicy.
Nagle z twarzy ojca znikło napięcie, a pojawiło się wielkie znu\enie.
Podniósł rękę i rękawem otarł twarz, jakby zmazując z niej wszystkie bolesne
wspomnienie.
 Jesteś w połowie dzieckiem swojej matki, Kordelio  powiedział, wcale
nie kryjąc goryczy.  Masz we krwi jej namiętność. Miłość powoduje, \e
kobieta rozkwita jak ró\a, ale \ądza i chciwość doprowadza ją do upadku, tak
jak to stało się z twoją matką.
 Ale ja nią nie jestem, ojcze  powiedziała, pragnąc podzielić brzemię
jego tajemnicy. Poło\yła mu dłoń na ramieniu.  Ja jestem Kordelia, ojcze.
Twoja Kordelia.
 I dlatego tak się o ciebie boję. Poło\ył dłoń na jej dłoni. Czuła, jak dr\ą
jego palce.
 Pragnę, \ebyś pokochała mę\czyznę, który będzie na to zasługiwał,
który zaakceptuje ciebie i to, kim jesteś. Chcę, \eby traktował cię jak klejnot, a
nie jak błyskotkę.
Znów pomyślała o Romeo i Julii, o tragedii, która zdarzyła się z powodu
zgubnej namiętności. Potem pomyślała, jak ciepło uśmiechał się do niej hrabia
w blasku księ\yca. Za niecałe dwa tygodnie trupa wystawi przedstawienie przed
gośćmi hrabiego. Następnego dnia aktorzy opuszczą Howland Halle i tego
samego dnia  Kordelia była tego pewna  hrabia wyrzuci Kordelię z pamięci.
 A teraz, złotko, nie smuć się  powiedział ojciec, głaszcząc ją po ręku. 
Sztuka weselna wymaga, aby dookoła były tylko twarze uśmiechnięte, radosne.
Uśmiechaj się więc do jego lordowskiej mości, czaruj go, ile chcesz. Ale strze\
swego serca, Kordelio. Strze\ jak oka w głowie.
 Tak uczynię, ojcze  powiedziała łagodnie i smutno, bo na duszy było
jej bardzo cię\ko, od tęsknoty za tym, co nie mogło się stać.  Tak uczynię.
ROZDZIAA SZÓSTY
Kordelia, bez trudu utrzymując równowagę na wysokim podnó\ku,
pochyliła się w stronę aktora. Wyrzuciła ręce w tył, szal owinięty wokół jej
nadgarstków załopotał jak skrzydła.
 O ukochany! Ja konam, konam z rozpaczy największej!  powiedziała
dramatycznym głosem, a jej wzrok skierowany był dokładnie na Rossa. 
Umieram z \alu, ale wierzę, \e nie pozwolisz długo czekać memu zbolałemu
sercu...
Ross, warujÄ…cy na swoim miejscu na ogrodowym murku, a\ potrzÄ…snÄ…Å‚
głową z największego zdumienia. Kordelia była tak piękna, zbyt piękna dla tego
łotrzyka o lisiej twarz, któremu prawiła teraz tak słodko. I tak przekonywująco,
\e Ross, choć przecie\ wiedział, \e to tylko teatr, wierzył ka\demu jej słowu.
Szal znów załopotał, teraz Kordelia pięknym ruchem wyrzuciła ręce w
przód, przechyliła głowę na bok i przytknęła palce do ust. Na jej wyrazistej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl