[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się, co się stało. Nie dopuszczała myśli o twojej zdradzie. Wciąż powtarzała, że
ty nigdy byś nie uciekł... Nie sądziłam wtedy...
- %7łe miała rację?
- Tak. Skąd mogłam wiedzieć, jakim jesteś człowiekiem? Czy można
wierzyć zakochanej do szaleństwa kobiecie? Bo przecież ty byłeś dla Meg
wszystkim. - Zakryła dłonią usta, a po policzkach spłynęły jej łzy.
- Ja pozwoliłem, by zaczęła wątpić w ludzi, a ty nie zrobiłaś nic, by
podtrzymać w niej zaufanie do bliznich, czy tak?
Obróciła się ku niemu, skulona i zbolała niczym ranne zwierzę.
Przygarnął ją do siebie i pozwolił się wypłakać.
- Kiedy tu przyjechałaś, powiedziałaś coś, co zapadło mi głęboko w
pamięć.
- Odkąd tylko się pojawiłam, próbuję nieustannie coś ci powiedzieć, a ty
zapamiętałeś z tego tylko jedną rzecz? - zaśmiała się, ocierając dłonią łzy.
- Pamiętam dokładnie wszystko, każde twoje słowo - zapewnił. - To jedno
jednak nabiera teraz szczególnego znaczenia.
- Co takiego?
- 83 -
RS
- To było na początku naszej znajomości, kiedy jeszcze wątpiłem w
czystość twoich intencji, pamiętasz, Lauro?
- Owszem, takich rzeczy nie zapomina siÄ™ Å‚atwo.
- Powiedziałaś mi wtedy, że nie jestem jedynym, który ma prawo wątpić i
któremu wolno uciekać się do cynizmu.
- Jak to?
- Niczego nie zmyśliłem. Na pewno nie spodziewałaś się tego, że cię nie
rozpoznam, a już na pewno nie tego, że wyprę się znajomości z Meg. -
Zatrzymał na niej wzrok, jakby usiłując sobie coś przypomnieć. - Nie wierzyłaś
w zapewnienia Meg, odsądziłaś mnie pewnie od czci i wiary. Musiałaś uznać, że
jestem nic niewartym łajdakiem, a jednak nigdy nie wyczułem w twoim
zachowaniu ani cienia nienawiści czy bodaj żalu.
- Co nie zmienia faktu, że zle cię osądziłam, Umberto. I jest mi z tego
powodu bardzo przykro. Dużo bardziej, niż myślisz.
- No to jest nas teraz dwoje, kochanie. - OdsunÄ…Å‚ jÄ… od siebie,
koniuszkami palców unosząc jej podbródek ku górze i spojrzał prosto w oczy. -
Nadszedł czas, by zapomnieć o przeszłości i poważnie zająć się przyszłością.
Naszą wspólną przyszłością.
Spojrzała na niego pytająco.
- I widzę tylko jeden sposób, by to mogło się udać.
- Co to takiego?
- Czas - odpowiedział krótko. - Potrzebujemy czasu, by dać szansę na
przetrwanie temu, co się między nami rodzi. Nie musimy się spieszyć, przed
nami całe życie.
- A jeśli nie mamy czasu?
Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Powiedziałem przecież, że nie musimy się spieszyć. Zaczekam tak
długo, jak będziesz chciała.
- 84 -
RS
Nie odezwała się ani słowem. Zrobiła krok, by przysunąć się do niego i
ruchem tak delikatnym, że w pierwszej chwili w ogóle go nie poczuł, dotknęła
jego twarzy.
W następnej chwili jej dłoń zsunęła się lekko w dół, musnęła delikatnie
jego szyję i zatrzymała się na guzikach koszuli. Powoli, niemal leniwie, Laura
rozpinała jeden po drugim. Potem zdecydowanym gestem zsunęła koszulę z
ramion Umberto. Nie patrząc na niego, zajęła się teraz jego spodniami. Po
krótkiej chwili spoczęły na podłodze, tuż obok koszuli.
Zrobiła krok do tyłu i, wciąż unikając jego wzroku, wyswobodziła się z
ręcznika, którym była owinięta, odrzucając go daleko za siebie. Naga, położyła
się na podłodze.
- Czy jesteś tego pewna? - zapytał.
- Jestem więcej niż pewna - odparła krótko. Nie spuszczając oka z jej
twarzy, ukląkł na podłodze, tuż obok niej. Przyglądał się jej chwilę.
Do diabła, ależ ona była piękna! Wprost stworzona do miłości.
Przysunął usta do jej warg, dotykając ich lekko. Ciepło jej warg kusiło
obietnicą rozkoszy. Jego wzrok ześlizgnął się teraz w dół, jakby pieszcząc jej
nagie, pełne piersi i twarde sklepienie brzucha. Pozwolił, by usta podążyły w
ślad za wzrokiem.
Tak bardzo chciał jej opowiedzieć o wszystkim, co kołatało się teraz po
jego pijanej szczęściem głowie, ale jedyne, co mógł zrobić, to po prostu ją
pieścić. Powoli, leniwie, ruch za ruchem, dotyk za dotykiem... Pieścić i marzyć,
by ta chwila trwała wiecznie.
Każde, najlżejsze nawet dotknięcie jego dłoni było jak nie napisany
jeszcze poemat, każdy pocałunek - jak dopiero powstająca symfonią.
Nie była pierwszą, której pragnął. Nie była jedyną, którą poznał. Ale
nigdy, przenigdy jeszcze nie czuł się tak wspaniale.
Poczuł, jak narasta w nim dziki, niemal zwierzęcy głód miłości.
- 85 -
RS
Rozłożyła szeroko ramiona, jakby próbując go ośmielić. Nie miał sił się
przed nią bronić. Nie chciał się bronić. Potrzebował jej, pragnął. Zdobył.
Pod jej przymkniętymi powiekami, w błogim, jakby nieobecnym
półuśmiechu odnalazł odpowiedz na wszystkie swoje pytania. Zobaczył
samotność i smutek, ale równocześnie ogromne pokłady nadziei.
A przede wszystkim odnalazł w nich miłość. Trwałą i pewną.
Miłość, której można zaufać.
- Czy nadal wÄ…tpisz w nas dwoje? Czy naprawdÄ™ nie widzisz, jak
doskonale do siebie pasujemy? - wyszeptał do jej ucha. - To właśnie jest nasza
przyszłość i nieważne, jak drogo przyjdzie nam za nią zapłacić.
- Czy jesteÅ› tego pewien?
- Jestem więcej niż pewien - odpowiedział z uśmiechem. - Wierzę w to
całym sercem i całą duszą, które dzięki tobie znowu tętnią życiem.
- Więc: tak! Słyszysz? Po stokroć: tak. Chcę przyszłości z tobą.
- I będziesz ją miała. Obiecuję ci to. Zaczynał się właśnie czas Bożego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl