[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Pewnie konwój z pieniędzmi  spokojnie odparł Nadarzewski  ale oczywiście będzie mi
bardzo miło, jeśli mnie pani odprowadzi.
Konwój na sygnale?
 O! Zuza!  krzyknęła na korytarzu Gośka, gdy zobaczyła, że jej koleżanka skończyła
spotkanie z klientem.  Przepraszam, mogę cię na chwilę prosić?
 Jasne!  odpowiedziała Zuzanna i pożegnała się z Aleksandrem.  Co tam, Gosiu?
 Nie widziałaś dziś Arlety? Wszyscy jej szukają.
 Nie widziałam i nie chcę widzieć. Chodz, zobaczymy, co się dzieje na dole.
Dziewczyny zdążyły jeszcze złapać windę, do której wsiadał Nadarzewski.
W hallu na dole było cicho, ale wyraznie wyczuwało się ogólny niepokój. Przez duże oszklone
drzwi do wewnątrz wdzierało się połyskujące światło policyjnego koguta, przed wejściem
prezes i Mały rozmawiali z mężczyzną do złudzenia przypominającym porucznika Colombo.
Klienci cicho jak trusie siedzieli na kanapach, a z twarzy kasjerek można było wyczytać strach.
Aleksander trochę się zawahał, po czym niepewnym krokiem ruszył do wyjścia.
Dziwnie się zachowuje  pomyślała Zuza.  Przecież chyba nikt nie miał zamiaru go
zatrzymywać.
W drzwiach minął się z Maksymilianem Symertowiczem. Mężczyzni wymienili spojrzenia
i każdy poszedł w swoją stronę.
 Jeszcze on mi tu potrzebny  odezwała się do koleżanki Zuza. Zdenerwowana Gośka nie
zareagowała.
Zuzanna pospiesznie podeszła do Maksa.
 Chyba was nikt nie napadł, co?  odezwał się pierwszy, próbując żartować.
 To tylko ćwiczenia  powiedziała spokojnie Zuzanna, chociaż sama nie wiedziała, co tu się
właściwie stało.  Przyszedł pan, bo...?
 Przyniosłem zaświadczenie z pracy, o które pani wczoraj prosiła.  Nie czekał, aż dokończy
pytanie.  Proszę. Dobrze wypełnili?
 Tak, w porządku.  Zuza zerknęła na dokumenty.  Jak już wcześniej wspomniałam, proszę
czekać na decyzję z banku. Ktoś do pana zadzwoni.
 Pani?
 Raczej nie.  Spojrzała na niego i skrzywiła usta do uśmiechu.  Takimi sprawami zajmuje
się osobny dział. Jeśli zatem to wszystko...  Uniosła brwi i zawiesiła głos.
Maks wskazał ręką wejście do banku i nabrał powietrza, jakby chciał jeszcze o coś zapytać,
ale gdy jego wzrok spotkał się z zimnym spojrzeniem Zuzanny, zrezygnował.
 Nie zabieram więcej czasu  powiedział tylko.  Do widzenia.
Gośka pytająco zlustrowała twarz koleżanki, jakby chciała się dowiedzieć, dlaczego Zuza tak
chłodno potraktowała klienta i właśnie wtedy usłyszały za sobą znajomy głos.
 Dziewczyny, co powiecie na McDonalda?
Któż inny mógłby teraz stać za ich plecami, jak nie Marek.
Obie potrząsnęły głowami.
 Hej!  Chłopak pomachał im ręką przed oczami.  Wyluzujcie. Przecież to chyba nie was
szukają. Ja w każdym razie idę się odstresować po swojemu. Już do was pędzę, moje
kochane kanapeczki.
 Szukają kogoś?  Zuza ze zdziwienia otworzyła usta.  U nas w banku? Kogo?
 Nie mam pojęcia.  Marek wzruszył ramionami.
 Zalewasz.  Gośka szturchnęła go.  Znowu naczytałeś się kryminałów. Ostatnio też gadałeś
o bombie i antyterrorystach, a ja przez tydzień bałam się wejść do banku. Pamiętasz, Zuza?
 Nasz kolega niewątpliwie ma talent do konfabulacji.  Zuza spojrzała na Marka.  Jak coś
wiesz naprawdę, to gadaj, a nie zmyślaj.
 A, dajcie mi spokój. Jeśli wiecie, że zmyślam, to po co mnie w ogóle pytacie?  zirytował się
ich kolega i odszedł.
 Marek, przepraszam!  zawołała za nim Zuzanna, ale nie odwrócił się.  Marek!
Chciała za nim pobiec, lecz niemal w tym samym momencie rozległ się głos prezesa, który stał
już na środku hallu.
 Szanowni państwo! Nazywam się Krzysztof Drogowiejski i jestem prezesem tego banku. 
Wszystkie twarze natychmiast zwróciły się w jego stronę.  Na wstępie chciałbym państwa
przeprosić za to zamieszanie, ale w trosce o bezpieczeństwo państwa, waszych pieniędzy
i naszych pracowników postanowiliśmy razem z policją przeprowadzić test sprawdzający
działanie bankowego systemu zabezpieczeń. Jak państwo widzą, wszystko funkcjonuje bez
zarzutu. Zatem życzę państwu przyjemnego korzystania z usług Warsaw Banku.
Czyli dobrze powiedziałam Symertowiczowi, że to tylko ćwiczenia  pomyślała Zuza.  Swoją
drogÄ… oryginalne.
 Wyjaśnisz mi, do czego Marek ma talent?  zapytała Gośka, gdy wracały na górę.  Co to jest
ta konfa... coÅ› tam?
Zuzanna spojrzała na śpiącą buzię Aukasza i z czułością pocałowała go w policzek.
 Jesteś moim największym skarbem, wiesz?  wyszeptała mu nad głową, odłożyła książkę
z bajkami i zgasiła światło.
Ucieszyła się, że synek zasnął dzisiaj wcześniej niż zwykle, bo będzie mogła spokojnie
porozmawiać z mamą. Jeśli oczywiście tę rozmowę będzie można uznać za spokojną,
zważywszy że ta poranna raczej do pokojowych nie należała.
 Cześć, skowronku  usłyszała w telefonie głos Grzegorza Kosteckiego.  Nie chorujecie?
W Krakowie panuje grypa. U mnie w pracy pół załogi jest na zwolnieniu i tylko patrzeć, jak
i nas dopadnie. Szczepiłaś siebie i Aukaszka?
A co mnie obchodzi jakaÅ› tam grypa?
Zuzanna miała wrażenie, że się przesłyszała. Ojciec i wykład o chorobie? To było do niego
niepodobne.
 Dasz mi mamÄ™ do telefonu?
 Zuziu, mama już śpi. Położyła się dziś wcześniej, bo bolała ją głowa. Lepiej jej teraz nie
budzić. Chyba że to coś ważnego...
Zuza przypuszczała, ba, nawet była pewna, że ojciec doskonale wie, że to jest ważne. Matka
musiała mu powiedzieć. Inaczej nie nawijałby o chorobach i szczepieniach, i nie próbował
mydlić oczu. To nie było w jego stylu. Pewnie miał już przygotowaną śpiewkę na wypadek,
gdyby chciała z nim o tym porozmawiać. Zuza jednak nie miała na to ochoty. Pierwszy raz,
odkąd pamiętała, nie paliła się do rozmowy z ojcem.
 Daj spokój, tato  powiedziała rozczarowana.  Nie budz jej. Zadzwonię innym razem. Pa! 
szybko odłożyła słuchawkę.
Przez kilka minut siedziała nieruchomo w fotelu, bezskutecznie próbując zapanować nad
myślami, które, zamiast siedzieć grzecznie na dupie, śmiało sobie poczynały z jej umysłem.
Przekrzykiwały się jedna przez drugą: która pierwsza, która ważniejsza, której trzeba poświęcić
więcej uwagi. Spokój! Leżeć! Zuza miała wrażenie, że głowa zaraz jej pęknie.
Basiu, pomóż!
W tym momencie Zuzanna utkwiła wzrok w leżącym na stole telefonie. Podniosła go
i zadzwoniła do sąsiadki. Nie ma to jak pogawędzić z przyjaciółką.
 Olga, wróciłaś już?
 Coś ty, kochaniutka  usłyszała  mam jeszcze czterdzieści kilometrów do domu. Wykończą
mnie te konferencje. Przed chwilą zadzwonili, że mam jutro jechać za Justynę do Białegostoku,
dasz wiarę?  Olga była niezle wkurzona.  Czy oni myślą, że mam motor w tyłku? Przecież ja
się muszę przygotować, poczytać ustawy, nie mogę tak z marszu. A kiedy się wyśpię?
W końcu zdrowy sen to podstawa prawidłowego funkcjonowania organizmu, prawda? I co,
może pojadę z podkrążonymi oczami, tak?
 Po prostu jesteś niezastąpiona.  Zuza uśmiechnęła się do słuchawki.  Poradzisz sobie jak
zwykle.
 Kiedyś naprawdę się wkurzę, pieprznę im wypowiedzenie na stół i się skończy. Od
dłuższego czasu mam na to ochotę. Jutro ma być ładna pogoda, a ja kolejną sobotę mam
spędzić za kółkiem? W dodatku sama, bo Filip umówił się na mecz. Prosiłam go, żeby ze mną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl