[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ochotę posłać mu jeszcze parę kul, lecz zdołała się pohamować.
Jakby powiedział Johner, byłoby to pieprzone marnowanie amunicji.
Przyklękła przy Purvisie i delikatnie dotknęła jego twarzy.
- Wygląda& jakby był nam za to& wdzięczny& - zachlipała.
Wielka dłoń Johnera zacisnęła się jej na ramieniu.
- o był, Annalee, wiedział, że staramy się wyświadczyć mu przysługę. Wierzył, że to zrobimy.
Liczył na to.
Spojrzała na twarz człowieka z blizną. W tej chwili wyraznie złagodniała. Poklepała go po ręku i
skinęła głową.
- Chodzcie - rzucił półgłosem Distephano. - Pora stąd spadać. Ciał będziemy się mogli pozbyć,
kiedy już uwolnimy się od Aurigi.
Tak, pomyślała ponuro Call. Jeśli tylko się od niej uwolnimy.
14.
Spętany nićmi kokonu Gediman kołysał się wolno w tył i w przód. Miał otwarte oczy, ale jedyne,
co mógł nimi widzieć, to życie pozagrobowe, oczywiście jeżeli istniało dla takich jak ona łajdaków.
Bądz co bądz umarł w piekle.
Gediman wyglądał dziwacznie i przerażająco za razem, wciąż roniąc resztki organicznych płynów
w odrażającą krwawą breję poniżej. Brak wierzchołka czaszki i mózgu nadawał jego okrwawionemu
obliczu nieludzkiego wyglÄ…du.
Podczas gdy Noworodek pałaszował jego mózg niczym pudding, z klatki piersiowej naukowca
wydostał się niewielki embrion - kompletnie zlekceważony przez blade monstrum - i śmignął poprzez
kałuże krwi, pozostawiając Gedimana wijącego się i miotającego w przedśmiertelnych konwulsjach.
Ripley nigdy nie zapomni tej sceny. Ani w tym, ani - stłumiła w sobie chęć wybuchnięcia
histerycznym śmiechem - w następnym wcieleniu.
Wciąż wisiała głową w dół, przy ścianie zbiornika, do którego przyklejono ją pasami organicznej
żywicy. Wisiała milcząc, w kompletnym bezruchu, podobnie jak pozostali uwięzieni załoganci, którzy
na swoje szczęście byli wciąż nieprzytomni. Ripley zazdrościła im. Nawet nie zadrżała, bała się choćby
mrugnąć czy głębiej odetchnąć. Wisiała nieruchomo, czekając, aż Noworodek zainteresuje się czymś
innym zwłaszcza że skończył właśnie z trupem Gedimana.
Stwór rozejrzał się dokoła, zlustrował miotających się wewnątrz zbiornika Obcych, zerknął na
trupa swojej matki, na resztki pożartego żołnierza i wciąż kołyszącego się martwego Gedimana. A
potem masywna głowa odwróciła się wolno i uśmiechnęła odrażająco do Ripley.
Noworodek podszedł do niej powoli, acz z pajęczą zwinnością, sunąc po ścianie zbiornika i
przytrzymując się chwytnymi odnóżami żywicznych włókien.
Ripley usiłowała zapanować nad swoim strachem i oddechem. Im bardziej potwór się przybliżał,
tym bardziej Ripley mogła mu się przyjrzeć, co z pewnością nie sprzyjało realizacji postanowienia.
Oblicze istoty było spryskane kropelkami krwi i różowej tkanki mózgowej, jej resztki tkwiły również
między potężnymi zębiskami. Kiedy odetchnął prosto w twarz Ripley, kobieta poczuła wyraznie woń
świeżej krwi.
Potwór znajdował się teraz o wyciągnięcie ręki od jej twarzy. Ripley zadrżała, próbując
pohamować swój strach, zapanować nad instynktownym pragnieniem poddania się panice i rzucenia
się do ucieczki. Jakaś jej część nie chciała i nie mogła uwierzyć, że do tego doszło. Tyle wysiłku. Tyle
trudu. Tak zajadle walczyła. Czy będzie musiała znów przez to przechodzić, w jakimś innym
wcieleniu? Czy jakieś złośliwe bóstwo rządzące jej kolejnymi żywotami uparło się, że będzie się
odradzać, by przeżywać wciąż ten sam, powtarzający się koszmar?
Usta Noworodka otworzyły się i wysunął się z nich długi, giętki, wężowaty język. Ripley napięła
mięśnie, próbując nie myśleć, że lada moment ten stwór może zerwać jej wierzch czaszki i wyżreć
mózg.
Język delikatnie dotknął twarzy Ripley, zlizując znajdujące się na niej resztki żywicznego śluzu.
Kobieta zamrugała, oczekując tego co nieuniknione. Stwór znowu ją polizał, niczym monstrualny kot,
sprawnie oczyszczając jej twarz, szyję i ramiona. Noworodek troskliwie usunął lepką żywicę, która
przytwierdzała Ripley do ściany zbiornika. Stwór działał wolno i bardzo ostrożnie, starając się nie
naruszyć cienkiej, wrażliwej skóry ani nie pociągnąć zbyt mocno jej gęstych, kręconych włosów.
Chociaż zakończone pazurami, przerażające dłonie okazały się nagle delikatne, gdy Noworodek pasmo
po paśmie uwalniał Ripley z organicznych więzów.
A kiedy monstrum już ją wyzwoliło, a wyrok śmierci przynajmniej na razie został odrzucony,
Ripley spojrzała w głąb zapadniętych, brązowych oczu, o identycznym jak u niej odcieniu brązu, i coś
w nich dostrzegła.
Właśnie wtedy został nawiązany kontakt telepatyczny, myślowa więz dotknęła jej umysłu,
szepcząc o genetycznym pokrewieństwie, którego nie mogła się wyprzeć. A potem pojawiła się reszta.
Tęsknota za parującym ciepłem gniazda-wylęgami, siłą i bezpieczeństwem, jakie daje bliskość istot jej
gatunku. Zaledwie przed chwilą dręczyła ją samotność jednostki. Ale teraz dano jej - ponownie - szansę
na przyłączenie się do nich, na powrót.
Znajdowała się w gniezdzie. Mogła dołączyć do wojowników i służyć jako Królowa, matka
Noworodka. Po to właśnie żyła.
Ponieważ ta powłoka, to ludzkie naczynie zwane Ripley było matką ich wszystkich. Pierwszym
łonem. Pierwszym wojownikiem. I żyła dość długo, by wszystko poznać, by dzielić z nimi chwałę.
Ripley była sercem ula. Założycielką gniazda. Babką Noworodka.
To była odpowiedz, której poszukiwała. Dlaczego? Oto dlaczego. Spojrzała w wodniste, brązowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl