[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wielce. Z czterdziestu królestw zwołuje ludy; każe gotować wielkie statki, okręty i galary,
barki i łodzie. Pod Aleksandrią jest wielki port nad morzem; zbiera tam całą swoją flotę. Było
to w maju w pierwszy dzień lata: rzuci na morze wszystkie swoje wojska.
CXC
Wielkie jest wojsko tego podłego nasienia. Poganie pędzą wszystkimi żaglami, wiosłują,
sterują. Na szczycie masztów i na wysokich dziobach błyszczą karbunkuły i mnogie latarnie;
z góry rzucają przed siebie taką jasność, że w nocy morze jest jeszcze piękniejsze. I kiedy
zbliżają się do ziemi hiszpańskiej, brzeg rozświetla się cały i błyszczy. Wieść o tym dochodzi
aż do Marsyla.
CXCI
Plemię pogańskie nie myśli o spoczynku. Opuszczają morze, wpływają na słodkie wody.
Przebywają Marbryzę, przebywają Marbrozę, płyną w górę Ebru z wszystkimi statkami.
Latarnie i karbunkuły błyszczą bez liku i całą noc świecą wielkim światłem. Rankiem
przybywajÄ… do Saragossy.
CXCII
Dzień jest jasny i słońce błyszczące. Emir wysiadł ze swego statku. Po jego prawicy
kroczy Espanelis; siedemnastu królów tworzy jego świtę; potem idą hrabiowie i diuki,
których nie znam liczby. Pod laurem, w szczerym polu, rzucają na zieloną trawę dywan z
białego jedwabiu: wznosi się tron, cały z kości słoniowej. Tam siedzi poganin Baligant;
wszyscy inni stoją przed nim. Ich pan pierwszy przemówił:  Słuchajcie, zacni i dzielni
rycerze! Król Karol, cesarz Francuzów, nie ma prawa jeść, o ile ja nie każę. W całej Hiszpanii
wydał mi wielką wojnę; wzajem pójdę go szukać w słodkiej Francji. Nie spocznę w życiu,
póki go nie ubiję lub póki nie uzna się zwyciężonym! Jako zakład swoich słów uderza się
prawą rękawicą w kolano.
CXCIII
Skoro tak rzekł, zaklina się mocno, że za wszystko złoto, jakie jest na ziemi, nie poniecha
wyprawy do Akwizgranu, gdzie Karol odbywa swoje roki. Ludzie jego chwalÄ… mu to, dajÄ… mu
swoje rady. Wówczas woła dwóch swoich rycerzy; jeden Klaryfan, drugi Klarian.  Jesteście
synami króla Maltrajana, który miał obyczaj chętnie nosić poselstwa. Nakazuję wam, abyście
47
poszli do Saragossy. Oznajmcie ode mnie Marsylowi: przyszedłem mu pomagać przeciw
Francuzom. Jeśli znajdę sposobność, będzie wielka bitwa. Jako zakład dacie mu tę zwiniętą
rękawicę haftowaną złotem i niechaj ją wdzieje na prawą rękę. I zanieście mu tę laskę ze
szczerego złota, i niechaj przyjdzie tutaj uznać się mym lennikiem. Pójdę do Francji wojować
z Karolem. Jeśli nie będzie błagał zmiłowania, leżąc u moich stóp, i jeśli nie zaprze się wiary
chrześcijańskiej, zedrę mu z głowy koronę! Poganie odpowiadają:  Dobrze rzekłeś, panie!
CXCIV
Baligant powiada:  Baronowie, na koń! Niech jeden niesie rękawiczkę, drugi laskę.
Odpowiadają:  Miły królu, tak uczynimy. Tak długo jadą, aż przybyli do Saragossy.
Przebywają dziesięć bram, przebywają cztery mosty, jadą ulicami, gdzie przyglądają się im
mieszczanie. Kiedy się zbliżają, słyszą w górze wielki zgiełk, pochodzący z pałacu. Tam
zbiera się plemię pogan, którzy płaczą, krzyczą, święcą wielką żałobę  opłakują swoich
bogów, Terwaganta i Mahometa, i Apollina, których już nie mają. Powiadają jeden do
drugiego:  Nieszczęśliwi! Co się z nami stanie? Spadła na nas wielka klęska  straciliśmy
króla Marsy la; wczoraj hrabia Roland uciął mu prawą rękę; i Jurfala płowowłosego też nie
mamy. Cała Hiszpania będzie teraz na ich łasce! Dwaj posłowie zsiadają z koni przed
tarasem.
CXCV
Zostawiają konie pod drzewem oliwnym: dwaj Saraceni chwycili je za cugle. I posłowie
ujmują się za płaszcze i wstępują na sam szczyt pałacu. Kiedy weszli do wielkiej komnaty,
dają z przyjazni niewczesne powitanie:  Niechaj Mahomet, który ma nas w swojej mocy, i
Terwagant, i Apollo, nasz pan, chronią króla i strzegą królowej! Bramimonda rzecze:
 Słyszę oto bardzo szalone słowa! Ci bogowie, których wołacie, ci bogowie chybili nam. W
Ronsewal wypłatali nam szpetną sztukę: dali wyciąć naszych rycerzy; pana mego, który oto
leży, opuścili w bitwie. Stracił prawą rękę, uciął mu ją Roland, potężny hrabia. Karol zagarnia
pod swoją władzę całą Hiszpanię! Co się ze mną stanie, bolesną, nędzną królową? Ha, czyż
nikt się nie znajdzie, kto by mnie zabił?
CXCVI
Klarian powiedział:  Pani, nie gadaj próżno! Jesteśmy posłowie Baliganta poganina.
Będzie bronił Marsyla, przyrzeka to; jako zakład posyła mu swoją rękawicę i laskę. Mamy na
Ebrze cztery tysiące galarów, okrętów, barek i chybkich łodzi i tyle statków, że nie umiem ich
zliczyć. Emir jest silny i potężny; pójdzie do Francji poszukać Karola; czuje w sobie moc, aby
go zabić albo zmusić, by błagał o łaskę. Bramimonda rzekła:  Czemuż miałby iść tak
daleko? Bliżej snadno znajdziecie Franków. Oto siedem lat, jak cesarz jest w tym kraju; jest
śmiały i chrobry; raczej by umarł, niżby uciekł z pola bitwy; tyle on się lęka każdego króla,
ile mąż lęka się dziecka. Karol nie boi się nikogo w świecie.
48
CXCVII
 Przestań!  rzekł król Marsyl; a do posłów:  Panowie, do mnie to trzeba mówić.
Widzicie, śmierć mnie przyciska, a nie mam syna ani córki, ani dziedzica. Miałem jednego 
ubili mi go wczoraj! Powiedzcie memu panu, aby mnie odwiedził. Emir ma prawa do całej
Hiszpanii. Oddaję mu ją ze szczerego serca, jeżeli chce; ale niechaj jej broni przeciw [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl