[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak, Od bardzo widu lat
Na żandarmie nie zrobiło to jednak najmniejszego wrażenia.
- Czy ma pan przepustkę na opuszczenie terenu więzienia, panie Lichti?
- Mam. Proszę bardzo. - Lichti wyciągnął rękę. %7łandarm zaniósł kartkę do stojącego
przy ścianie pod oknem starego biurka i uważnie ją obejrzał w świetle lampy. Na dole widniał
podpis kapitana dowodzącego ekipą prowadzącą śledztwo. Podpis był z pewnością
autentyczny. Sierżant wpisał nazwisko Lichtiego do rejestru leżącego na biurku oraz dokładną
godzinę jego wyjścia i podpisał się obok.
- W porządku. - Na biurku leżały spięte inne przepustki. Wziął je i dołączył do nich
przepustkÄ™ Lichtiego.
- Czy mogę już jechać? - Lichti zwrócił się do Simsa.
- Tak. Chodzmy, Walterze.
Kiedy zbliżali się do volkswagena, stojący przy nim wartownik ruszył w stronę
bramy, żeby ją otworzyć. Lichti zasiadł za kierownicą i Sims zatrzasnął za nim drzwi.
- %7łyczę miłych snów - powiedział Sims.
- Dziękuję. Wzajemnie, panie Sims.
- Tak, mieliśmy dziś ciężki dzień.
- A więc, dobranoc panu.
- Do zobaczenia.
Volkswagen odjechał, a Sims wrócił do budki przy bramie.
Sierżant siedział na brzeżku biurka i przeciągał się.
- Miły gość z tego Waltera - odezwał się Sims. %7łandarm skinął głową. Był zmęczony i
znudzony.
- Pracuje tutaj już od dwudziestu czterech lat - Sims usiadł na krześle pod ścianą i
rozprostował nogi. - Ja jestem tu dziewiętnaście.
- Jest Niemcem?
- Ależ skąd. Niemcy tu nie pracują. To Szwajcar.
- A co robi?
- Jest pomocnikiem szefa kuchni. Sam zresztą też świetnie gotuje.
Sierżant wziął z biurka paczkę papierosów.
- Miło go było poznać. - Wyciągnął rękę z papierosami. - Nie, dziękuję. - Sims
pokręcił głową. - Zawsze dobrze jest znać kucharza. Tak zawsze mówiliśmy w wojsku.
- My również.
* * *
Lichti pojechał wzdłuż Spandauerdamm, kierując się przez miasto na południowy
wschód. Mieszkał samotnie na ostatnim piętrze czterokondygnacyjnego bloku w Kreuzbergu -
robotniczej dzielnicy w sektorze amerykańskim.
Objechał wzgórze Kreuzberg i pokonawszy kanał Teltow skręcił w swoją uliczkę,
boczną od Lindenstrasse. Wyłączywszy silnik wyjął kluczyki sięgając do klamki.
- Guten abend, Walter.
Lichti podskoczył odwracając głowę w stronę opuszczonego okna. Wysoki mężczyzna
stał pochylony z uśmiechem na twarzy. Dłoń oparł na drzwiach auta, w miejscu, gdzie
chowała się szyba.
- Dobry wieczór. - Lichti próbował uśmiechnąć się. - Przestraszył mnie pan.
- Pózno dzisiaj wracasz.
- Tak. Prowadzą śledztwo i...
- Rozumiem. Chodzmy. Opowiesz nam o tym. - Ton zaproszenia był stanowczy.
Mężczyzna zrobił ruch głową w głąb ulicy, gdzie stał zaparkowany samochód. W świetle
latami, za kierownicą rysowała się sylwetka człowieka.
- Bardzo pana proszę. Jestem zmęczony, chciałbym...
- Chodz i mów, Walterze - padł rozkaz. Wysoki mężczyzna otworzył drzwi
volkswagena. - Idziemy.
Zroda 27 kwietnia 1977
Rozdział 6
Rankiem deszczowe chmury, które od tygodnia wisiały nad Berlinem rozrzedziły się i
wyjrzało słońce. W połowie drogi do misji, idąc cichymi uliczkami dzielnicy Zehlendorf
Strang zauważył zbliżające się w jego kierunku srebrno-szare audi. Samochód zaczął
zwalniać. Strang wzmógł uwagę, gdyż czasami w Berlinie zdarzały się różne rzeczy.
Rozpoznawszy twarz kierowcy rozluznił się.
Audi stanęło przy krawężniku kilka kroków przed nim. Podszedł do opuszczonego
okna po prawej stronie i zajrzał do środka.
- Wcześnie dzisiaj wstałeś, Dieter.
- Ostatnio wcześniej się kładę, to i wstaję o pierwszym brzasku.
Strang uśmiechnął się, ale kierowca pozostał poważny, powoli żuł gumę. Wyglądał na
zmęczonego. Nazywał się Kluger i był oficerem Bundesamt fur Verfassungsschutz, czyli
zachodnio-niemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji. On i Strang często ze sobą
współpracowali. Miał czterdzieści trzy lata i pół roku wcześniej ożenił się z kobietą młodszą
od niego o szesnaście wiosen. Była pełna energii do tego stopnia, że Kluger z niepokojem
myślał, jak długo jeszcze zdoła dotrzymać jej kroku. Dwukrotnie, w żartach, wspomniał o
tym Strangowi, ale ten wyczuł troskę w jego głosie. Przez ostatni miesiąc nie wracali do tego
tematu, ale Kluger ciągle sprawiał wrażenie przygnębionego.
- Za parę miesięcy w ogóle nie wypuści cię z łóżka. - Kluger wykrzywił twarz w
krótkim uśmiechu nie wyrażającym rozbawienia.
- Przejedzmy siÄ™.
- Lubię chodzić piechotą.
- Chciałem cię zabrać trochę dalej. - Wskazał głową w kierunku Grunewaldu, dużego,
leśnego parku, położonego poza dzielnicą Zehlendorf, wzdłuż brzegu Haveli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl