[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przez śmierć.
- Nie masz pewności, czy po jakimś czasie by się nie rozstali.
- Mam pewność. Czuję to tutaj. - Położyła dłoń na sercu.
Sebastian wykrzywił twarz i głośno westchnął.
- Ty naprawdę mówisz poważnie? - zapytał zmęczonym tonem.
- Najpoważniej, jak się da.
R
L
T
Zrobił dwa kroki w tył. Neely poprawiła włosy i sukienkę. Pomieszczenie oświetlał
jedynie blask księżyca. Sebastian wpatrywał się w czarną toń za oknem.
- Dlaczego siedziałeś tu sam, po ciemku? - zapytała. - Zazwyczaj każdą chwilę
spędzasz na pracy.
- Pracowałem cały weekend, do diabła. Chciałem odpocząć. Po cholerę przyszła tu
Vangie...
- Dla niej jesteś centrum wszechświata - powiedziała miękkim głosem.
- No to popełnia błąd.
- Uważa, że może na ciebie liczyć.
- Może, ale w racjonalnych sprawach. Ale nie tak bezsensownych jak ta - odburk-
nął i wyszedł z kuchni.
Neely pobiegła za nim.
- Więc nie zrobisz tego?
- Oczywiście, że nie! Jeśli chce mieć ojca na ślubie, to niech sama go zaprosi.
- Chyba już próbowała.
- No właśnie. A on ją zignorował. Tak samo jak zignorowałby mnie.
- Może jednak nie? - powiedziała z nadzieją. - Nie znam tego człowieka...
- %7ładne z nas go nie zna. Nie raczy brać udziału w naszym życiu - powiedział, wy-
krzywiajÄ…c usta.
- Może się zmienił. Tak jak Max - dodała nieśmiało.
- Max to nie mój ojciec! - odparł natychmiast.
- Wiem. Max jako mój ojciec był do niczego. Nie istniał. Częściowo ze swojej wi-
ny, częściowo z winy mojej matki. Ale odnalazłam go. Dałam mu szansę. I tego nie ża-
Å‚ujÄ™.
To prawda. Na początku, przed ponownym spotkaniem z Maksem, czuła nieziem-
ską tremę. Nie wiedziała, kim okaże się ten człowiek, dzięki któremu przyszła na świat.
Gdyby nie miała tak wspaniałego ojczyma, jak John, nie zdobyłaby się na ten krok. To
John pokazał jej, jaki powinien być ojciec. To dzięki niemu zaznała ojcowskiej miłości.
R
L
T
Dlatego od Maksa nie wymagała teraz zbyt wiele, mimo że szybko ją zaakceptował
i pokochał. Może ojciec Sebastiana też nie jest wcale takim beznadziejnym przypadkiem,
jak siÄ™ wydaje?
- Może twój ojciec się zmienił - powtórzyła cicho. - Ale ja się nie wtrącam. To
twoja decyzja.
Nie widziała twarzy Sebastiana. Widziała tylko jego nieruchomą, posągową syl-
wetkÄ™.
- Tak. To moja decyzja - odparł lodowatym tonem.
ROZDZIAA SZÓSTY
Nie zrobi tego. Ani mu się śni.
Niech Neely Robson nie miesza się w tę sprawę i nie próbuje u niego wywołać
wyrzutów sumienia.
Philip Savas to nie Max Grosvenor. Daleko mu do niego! Gdyby Philip chciał
przyjechać, to sam by przyjechał, bez nagabywania. Jak widać, miał to gdzieś. Temat
zamknięty. Koniec, kropka.
Zamiast tego myślał o tym, co się tego dnia wydarzyło. Kiedy Vangie wyszła, po-
łożył się w kącie, w mroku. W głowie kłębiły mu się czarne myśli. Przeklinał zachcianki
Vangie, swojego żałosnego ojca, swoją dysfunkcjonalną rodzinę. Był tak przybity, że
kiedy Neely wróciła ze spaceru z psem, nawet nie miał siły wstać. Leżał więc w bezru-
chu, w nadziei, że Robson pójdzie prosto do siebie.
Oczywiście nie zrobiła tego. Zamiast tego chwyciła za skrzypce jego dziadka. Już
chciał się ujawnić i zapytać, co ona, do diabła, robi. Kiedy jednak musnęła smyczkiem
struny, Sebastian doznał szoku. Oniemiał i znieruchomiał. Opadł bezszelestnie na po-
duszki i słuchał.
To było niczym objawienie. W życiu by nie pomyślał, że Neely Robson potrafi
grać na skrzypcach. I to tak pięknie.
Muzyka wypełniła całe mieszkanie, zapewne też niosła się echem po wodzie.
Dzwięki czyste, rytmiczne, lekkie, które przywodziły mu na myśl wiosnę. A potem mu-
R
L
T
zyka stała się wolniejsza, smutniejsza... podziałała na niego niczym koc, który szczelnie
owija ciało. Przypomniały mu się zimowe wieczory, spędzane w domu dziadków na
Long Island. Siadywał przy kominku, czekając, aż dziadek wróci z pracy...
Już nigdy potem nie poczuł się jak w  domu". Dziadkowie umarli. Zwiat stał się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl