[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- W czym mogę pomóc?
- Pani Sjostrom powiedziała mi, że administruje pan majątkiem jej męża i że w pana
gestii pozostaje także zatrudnianie personelu.
- Zgadza siÄ™.
- Ponieważ chodzi o cudzoziemców...
- Wszyscy majÄ… papiery w porzÄ…dku, panie komisarzu!
- Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości. Chciałem tylko zapytać, do kogo się
pan zwraca, kiedy chce kogoś znalezć.
- Do wielebnego Pisicchia, zna go pan?
- Nie miałem tej przyjemności.
- Prałat Pisicchio kieruje organizacją diecezjalną, która zajmuje się pomaganiem tym
biedakom w znalezieniu...
- Rozumiem. A zatem ma pan dane dotyczÄ…ce niejakiej Iriny...
- Ach, ta! Podła niewdzięcznica! Jak ona się odpłaciła swoim dobroczyńcom! Biedny
prałat Pisicchio ogromnie to przeżył! Zapisałem wszystkie dane w zgłoszeniu kradzieży do
karabinierów.
- Ma je pan pod ręką?
- ChwileczkÄ™.
Montalbano dał Faziowi znak, żeby zapisał.
- Już mam. Irina Iljicz, urodzona w Szełkowie 15 maja 1983 roku, numer paszportu...
- To wystarczy. Dziękuję panu. Gdybym jeszcze czegoś potrzebował, zadzwonię.
- Doktor PasÄ…uano? Tu Montalbano.
- Słucham pana, mój drogi.
Komisarz zgłupiał. Jak to? Co się stało? %7ładnych wyzwisk, obelg, przekleństw?
- Panie doktorze, dobrze siÄ™ pan czuje?
- Znakomicie. Dlaczego?
- Nie, nic. Chciałem zapytać o coś dotyczącego dziewczyny z tatuażem.
- SÅ‚ucham pana.
Montalbano tak był zaskoczony uprzejmością Pasąuana, że zaczął się jąkać.
- Czy no... nosiła szkła kontaktowe?
- Nie.
- Nie mogły jej wypaść po wstrząsie wskutek strzału?
- Nie. Ta dziewczyna nigdy nie nosiła szkieł kontaktowych, zapewniam pana.
Dopiero wtedy Montalbana nagle olśniło.
- Panie doktorze, jak poszło wczoraj w klubie?
Zmiech Pasquana rozniósł się po całym pokoju.
- Wie pan, że dostałem tego pokera w pierwszym rozdaniu, tak jak mi pan
przepowiedział?
- Naprawdę? I jak się skończyła partia?
- Rozniosłem ich w puch! Niech pan sobie wyobrazi, że jeden z graczy podbił o...
Montalbano odwiesił słuchawkę.
- Pan Graceffa? Mówi Montalbano.
- Panie komisarzu, właśnie miałem do pana dzwonić.
- Co chciał mi pan powiedzieć?
- %7łe przypomniałem sobie, jak się nazywała miejscowość, z której pochodziła Katia.
Zdaje mi się, że to było Sciccovo.
- A może Szełkowo?
- O tak, zgadza siÄ™!
- Ale ja dzwoniÄ™ w innej sprawie.
- SÅ‚ucham pana.
- Kiedy Katia odeszła, miał pan okazję sprawdzić, czy nie zabrała czegoś z pana
domu?
- A co miałaby zabrać?
- No nie wiem, jakieś srebra albo coś po nieboszczce żonie...
- Panie komisarzu, Katia to była uczciwa dziewczyna!
- No dobrze, ale sprawdził pan?
- Nie sprawdzałem, ale...
- Niech mi pan powie.
- To delikatna sprawa.
- Wie pan, że umiem milczeć jak grób.
- Jest pan sam w biurze? Nikt inny mnie nie słyszy?
- Jestem sam, niech pan będzie spokojny.
- No cóż... Więc... tej nocy, co mówiłem... kiedy poszedłem do Katii, bo... pamięta
pan?
- Pamiętam doskonale.
- No więc powiedziałem Katii, że dam jej kolczyki mojej żony, jeśli... Nawet jej
pokazałem, są przepiękne. Ale ona się uparła... nie i nie... Czy mówię jasno?
- Jak najbardziej.
Dżentelmen starej daty był gotów podarować dziewczynie kolczyki będące pamiątką
po zmarłej żonie, żeby tylko móc się z nią przespać.
- I miał pan potem okazję sprawdzić, czy te kolczyki...
- No... właśnie przedwczoraj te kolczyki razem z naszyjnikiem i dwiema
bransoletkami podarowałem mojej siostrzenicy, Cuncetcie, więc...
- Dziękuję panu.
- Wyjaśnisz nam, o co chodzi? - spytał Mimi.
- Sprawy mają się następująco. Pan Graceffa miał opiekunkę o imieniu Katia, która
pochodziła z Szelkowa i miała tatuaż w kształcie motyla koło lewej łopatki. Nawiasem
mówiąc, w tej chwili nie mam już powodu wątpić w dobry wzrok pana Graceffy. Moja
przyjaciółka Ingrid Sjostrom powiedziała mi, co potwierdził nam pan Curcuraci, że jej
pokojówka imieniem Irina, która pochodziła z Szełkowa, miała identyczny tatuaż. Tylko że
Irina była złodziejką, a Katia nie. Jednak Irina nosiła szkła kontaktowe, a Katia była brunetką.
Zamordowana dziewczyna nie może być więc ani Katią, ani Iriną, miała jednak tatuaż taki
sam jak dwie pozostałe dziewczyny. Co wy o tym myślicie?
- %7łe trzy identyczne tatuaże, i to w tym samym miejscu, nie mogą być zbiegiem
okoliczności - stwierdził Augello.
8
- Zgadzam się - powiedział Montalbano. - Nie może chodzić o zwykły zbieg
okoliczności. Może to jakiś symbol przynależności, znak rozpoznawczy.
- Przynależności do czego?
- Skąd mam wiedzieć? Stowarzyszenia miłośniczek zegara z kukułką, klubu
smakoszek sałatki jarzynowej, sekty wielbicielek gwiazdy rocka... Nie zapominaj, że to
młode dziewczyny i być może ten tatuaż zrobiły sobie jeszcze w gimnazjum czy do jakiej tam
szkoły chodziły w Szełkowie.
- Ale dlaczego właśnie motyl? - spytał Augello.
- Czy ja wiem? Może dlatego, że tatuaż słonia albo nosorożca nie pasuje do ładnej
dziewczyny.
Zapadło milczenie.
- To co teraz? - spytał po chwili Mimi.
- Na razie dzisiaj rano chcę coś sprawdzić - oświadczył Montalbano.
- To znaczy, że ja zaczynam od wytwórni i zakładów renowacji mebli? - upewnił się
Fazio.
- Tak, im szybciej siÄ™ do tego zabierzesz, tym lepiej.
- A ja? - spytał Augello.
- Już ci powiedziałem: włóż do kieszeni zdjęcia Pica - relli i leć do kwestora,
posłuchaj mojej rady. Zobaczymy się po obiedzie, o piątej. Aha, i przyślijcie mi Catarellę.
Gdy tamci wychodzili, Montalbano napisał coś na karteczce. Catarella przybiegł
zziajany.
- Proszę rozkazywać, panie komisarzu!
- Na tej kartce napisałem dwa nazwiska: Graceffa i prałat Pisicchio. Obok Graceffy
zapisałem także numer telefonu. Zadzwoń do niego i poproś go o nazwisko, adres i numer
jego siostry, która ma na imię Carmela. Po tem poszukaj w książce telefonicznej Montelusy
prałata Pisicchia, zadzwoń do niego i połącz ze mną. Jasne?
- Jak błyskawica, panie komisarzu.
Po pięciu minutach zadzwonił telefon.
- Mówi Pisicchio.
- Dzień dobry! Tu komisarz Montalbano z Vigaty. Proszę wybaczyć, że ośmielam
siÄ™...
- Dlaczego chce pan wiedzieć, jak się nazywa moja siostra, i znać jej numer telefonu?
- przerwał mu Pisicchio.
Z tonu jego głosu można było wywnioskować, że przewielebny jest wkurzony nie na
żarty. Rany boskie, co znowu Catarella namieszał?
- Nie, wielebny księże prałacie, proszę mi wybaczyć, telefonista ma... telefonista
musi... pana siostra nie... chodzi o to, że chciałbym księdza odwiedzić dzisiaj rano w związku
ze śledztwem, które...
- Nie dotyczy mojej siostry?
- Absolutnie nie.
- To proszę przyjść w południe. Via del Vesco - vado 48. Tylko proszę być
punktualnie.
Pisicchio odłożył słuchawkę, nie bawiąc się w dalsze uprzejmości. Oszczędny w
słowach, nie ma co.
- Catarella!
- Tutaj jestem, panie komisarzu. Numer pani siostry Gracezzy zdobyłem!
- Ale dlaczego także ojca Pisicchia pytałeś o nazwisko i numer telefonu jego siostry?
Catarella się zdziwił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl