[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szare oczy Quinna, ogarnęło ją nieznane uczucie wy-
czekiwania, podniecenia i strachu.
Tak bardzo go pożądała. Może nawet za bardzo.
Czy starczy jej sił, aby się pohamować? Czy jej
oczekiwania były realistyczne?
Wyglądał imponująco w obszytej futrem parce
Cudowne przebudzenie 59
i wysokich butach. Tak powinien się prezentować
każdy prawdziwy mężczyzna, który nie musi chodzić
na siłownię, aby utrzymać ciało w pierwszorzędnej
formie. Jego osobistym trenerem stało się życie na
Alasce.
Ponownie przeszył ją dreszcz wyczekiwania. Tym
razem poczuła go nisko w brzuchu. Była jednocześnie
przerażona i podniecona. Powtarzała sobie w myślach,
że nic nie musi robić. Przecież trafiła na to odludzie
tylko po to, aby napisać reportaż. Powinna się skoncen-
trować na pracy zawodowej i na razie zapomnieć
o wszystkim innym.
To upomnienie i zimne mroźne, alaskańskie powie-
trze uspokoiły jej nerwy.
Quinn wyciągnął ku niej dłoń w rękawicy. Instynk-
townie ją ścisnęła i dała się poprowadzić przez pokryty
śniegiem chodnik do zbudowanej w starym stylu chaty
z bali, usytuowanej na niewielkim wzgórzu tuż nad
linią wybrzeża.
– Zapraszam do środka – zachęcił ją i wprowadził
przez próg. Zatrzymali się tylko na chwilę, aby otrze-
pać się ze śniegu. – Daj kurtkę, trzeba ją rozwiesić.
Kay usiłowała rozpiąć zamek błyskawiczny, lecz
pomimo grubych rękawic jej palce tak zmarzły, że nic
jej z tego nie wyszło.
– Pomogę ci. – Sięgnął do zamka, a ich dłonie
zetknęły się na krótką chwilę. Kay natychmiast wbiła
wzrok w głowę łosia, zawieszoną nad kominkiem,
a Quinn intensywnie wpatrywał się w ziemię.
Rozcierając dłonie, rozglądała się po domu. Nie
60
Lori Wilde
ulegało wątpliwości, że wnętrze gruntownie wysprzą-
tano. W powietrzu unosił się zapach środka czysz-
czącego do drewna oraz odświeżacza powietrza. Solid-
na, drewniana podłoga była częściowo przykryta gru-
bym, ręcznie tkanym dywanem. W szklanej witrynie
spoczywały trofea hokejowe. W jednym kącie pokou
znajdował się ciężki kominek, a w drugim panoramicz-
ny telewizor z urządzeniem do odbioru sygnału sateli-
tarnego. Tak sobie wyobrażała mieszkanie samotnego
mężczyzny, utrzymane w ciemnych, męskich barwach
i ozdobione dużymi, topornymi meblami. Przed telewi-
zorem stała kanapa z brązowej skóry, duży, szkarłatny
fotel i ręcznie rzeźbiony fotel na biegunach.
Zsunęła z siebie kurtkę narciarską i zdjęła spodnie
ochronne. Quinn wziął od niej ubranie i zawiesił je na
wieszaku przy drzwiach. Kiedy zebrała się na odwagę,
aby ponownie spojrzeć na gospodarza, przekonała się,
że cały czas wpatrywał się w nią wzrokiem pełnym
aprobaty. Najwyraźniej przypadł mu do gustu jej
kaszmirowy czerwony sweter, obcisłe czarne spodnie
i ciepłe zimowe buty do chodzenia po domu.
Chociaż była ubrana od stóp do głów w grube
rzeczy, Quinn patrzył tak, jakby Kay stała przed nim
zupełnie naga, osłonięta jedynie peleryną włosów.
– Przyjemnie tu – zauważyła, usiłując za wszelką
cenę mówić lekko i swobodnie. Zdradził ją jednak
urywany, chrapliwy głos.
– Chodź tutaj – zaprosił ją ochoczo równie niepew-
nym tonem. – Rozgrzejesz się przy kominku. Ja
tymczasem zrobię nam po kubku gorącej czekolady.
Cudowne przebudzenie 61
Gorącej czekolady?
– Wspaniale. Dziękuję.
W pewnej chwili dotarło do niej, że nie wie, gdzie się
zatrzyma. Czyżby tutaj? Rzecz jasna, nie miałaby nic
przeciwko temu, lecz nie chciała, aby uważał to za coś
oczywistego.
– Quinn? – Nie mogła oderwać od niego wzroku,
kiedy krzątał się po kuchni, oddzielonej od salonu
sięgającym do pasa barkiem. Usłyszała, jak otwierają
się drzwiczki piekarnika, a Quinn wydobywa ze środka
blachę pełną kruchych ciasteczek.
Powietrze wypełniło się zapachem czekoladowych
wypieków. Przystojny i w dodatku lubi gotować.
Zabójcza kombinacja.
– Słucham? – Położył blachę na metalowej kratce
i zerknął na Kay. Włosy osunęły mu się na czoło. Bez
żadnego konkretnego powodu poczuła ucisk w żołądku.
– Czy ty... czy ja... – Odchrząknęła i spróbowała
ponownie. – Gdzie będę spała?
– W hotelu Jake’a, pół kilometra stąd, w centrum
miasteczka. Mack zajął się przewiezieniem tam twoich
bagaży.
– Eee... to dobrze.
– Nie przypuszczałaś chyba... To znaczy... Chciałaś
się zatrzymać u mnie? – Zaskoczony uniósł brwi.
– Ależ nie! Skąd! – zająknęła się Kay. Fatalnie jej
szło. Oboje tak bardzo bali się nietaktu, że zachowywa-
li się tak, jakby stąpali po kruchej tafli lodu.
Wrócił do salonu, w jednej ręce trzymając dwa
kubki z gorącą czekoladą, a w drugiej talerz ciasteczek.
62
Lori Wilde
– Cieszę się, że mimo wszystko postanowiłaś wy-
brać się na Alaskę. – Wręczył jej kubek.
Wypiła łyk napoju i ugryzła ciastko. W pokoju
zapanowała kompletna cisza, zakłócana jedynie trzas-
kiem płonącego drewna w kominku.
– Dobre ciastka – pochwaliła go Kay, aby przerwać
milczenie.
– Niestety, to nie moja zasługa. Ja tylko kupiłem
surowe ciasto, pokroiłem na kawałki i upiekłem.
– Tak czy owak, pokroiłeś je wyjątkowo równo
i niezwykle starannie upiekłeś. Dzięki tobie są idealnie
kruche, lecz nie przesuszone.
– Nabijasz się ze mnie? – W kącikach jego oczu
pojawiła się wesołość.
Onieśmielona, odwróciła głowę. Wiedziała, że pakuje
się w kłopoty. Coraz bardziej lubiła tego faceta, chociaż
nie wątpiła, że nie mieli przed sobą przyszłości. Nie mogła
oczekiwać od niego niczego poza seksem i niczego więcej
nie chciała. Przede wszystkim był Alaskańczykiem, ona
zaś mieszkała w Nowym Jorku. Poza tym właśnie
przechodziła kryzys, znalazła się na zakręcie po rozpadzie
związku z Lloydem. Do tej pory nie potrafiła otrząsnąć się
po zdradzie. Musi jeszcze sporo uporządkować, przede
wszystkim w sobie samej, zanim ponownie zbliży się do
jakiegoś mężczyzny i zdecyduje na trwały związek.
Może jednak przyjazd na Alaskę nie był tak dobrym [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl