[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nego nam w Polsce. Ale reszcie wycieczki to nie przeszkadza
ło. Ciekawe. Instynkt stadny? Brak własnego zdania? Podob-
108
ne upodobania? Czy jest im po prostu wsio rawno? Nieważne.
Kompletnie zmarnowane wakacje i to za ciężką kasę.
- No to kiedy stąd spadamy? - spytała Tośka, zapalając
(oczywiście!) papierosa.
- Ty masz jakiegoś jasnowidza w rodzinie? - Nie przesta
wała mnie zadziwiać tym czytaniem w moich myślach.
- Nie, jestem pierwsza. Dla mnie od początku było jasne,
że do końca tej pielgrzymki nie dotrwamy. Dawałam chyba do
zrozumienia, prawda? Ciekawa byłam tylko, kiedy pękniesz.
- Zrobiłaś sobie radochę moim kosztem?
- Trochę. To mi pozwoliło dożyć do tej chwili. Podziwiam
twoje opanowanie i cierpliwość, %7łabo. Ja bym tego łysego dup
ka już dawno zrównała z matką ziemią, a ty? Pełna kultura.
Aż do dzisiaj.
- Bo dzisiaj padł rekord absurdu!
- Nie przeczę. Widziałaś konspekt na jutro i pojutrze?
- Neapol - burknęłam niechętnie, bo rozpiski od łysego
dupka po kłótni do ręki nie wzięłam.
- Ani słowa w temacie Pompei - uśmiechnęła się szeroko.
- Co? - rzuciłam się zachłannie na świstek, którym radoś
nie machała Tośka.
Rzeczywiście plan zwiedzania Zatoki Neapolitańskiej nie
uwzględniał żadnego z antycznych miast zniszczonych przez
wybuch Wezuwiusza. Sam wulkan mieliśmy obejrzeć z per
spektywy nabrzeża przed wieczornym posiłkiem. Zmroziło
mnie zupełnie.
- W kontekście tej cholernej wycieczki określenie  Zoba
czyć Neapol i umrzeć" nabiera dla mnie nowego znaczenia.
- A dokładniej?
- Dobrze, że mi to pokazałaś. Inaczej jutro wieczorem na
neapolitańskim bruku leżałby mój trup. Szlag by mnie trafił
na sto procent.
- OK, uratowałam ci życie. Dlatego pozwolisz, że to ja za
decyduję, jak spędzimy resztę naszych wakacji.
109
- Nie chcesz wracać do kraju?
- Zgłupiałaś chyba - spojrzała na mnie z politowaniem. -
Paryż o rzut beretem, żal nie skorzystać.
- I niby jak się chcesz tam dostać? Za co żyć?
- Nie marudz. Euro jest euro. Zamiast bibelotów i pamią
tek kupimy żarcie. O dach nad głową się nie martw, załatwię.
A pojedziemy stopem.
- Absolutnie nie wyrażam zgody na autostop czy przypad
kowe pojazdy - zastrzegłam. - To przeszło ulgowo w Skandy
nawii, ale nie tutaj. Jak dla mnie Włosi mają zbyt ognisty tem
perament.
- Według mnie to raczej zaleta niż wada, ale skoro jesteś
taka zasadnicza, to myśl. Boję się tylko, że twoje rozwiązanie
będzie rozpaczliwie rozsądne.
- Najpierw porozmawiam z ojcem, to on płacił za ten wy
jazd.
Kiedy tata usłyszał, jak wygląda moja wymarzona wyciecz
ka, wpadł w szał. Kazał dokładnie zebrać wszystkie konspek
ty przygotowywane ad hoc przez przewodnika, spakować się
i udać do najbliższego konsulatu.
- Tato, spokojnie - mitygowałam. Wyłuszczyłam propozy
cję Tośki.
Ojciec ochłonął, wprowadził swoje korekty do naszych pla
nów i obiecał przelać na konto dewizowe Tośki pewną kwo
tę dla nas, abyśmy jednak mogły i pamiątki kupić, i głodne
nie chodzić. Dodatkowo zafundował nam bilety na samolot do
Paryża. Wobec takiej hojności nietaktem wydawało mi się
wspominanie o moim lęku wysokości oraz strachu przed la
taniem.
- Zdaje się, że ktoś będzie miał poważne kłopoty. Albo biu
ro podróży, albo łysy dupek. Ojciec nie odpuści. On jest jak
buldog, a tak wściekłego dawno go nie widziałam. Słyszałam,
znaczy.
- Skrewili, zasłużyli - skwitowała Tośka, wzruszając ramio-
110
nami. - Chodz, powiadomimy go, że od jutra ma dwie owiecz
ki mniej.
Przewodnik zadowolony z obrotu sprawy nie byt. I - czym
zaskoczył mnie kompletnie - usiłował nas zastraszyć kon
sekwencjami prawno-finansowymi, jakie poniesiemy, jeśli opu
ścimy grupę.
- Niech pan sobie nie przeszkadza - wycedziłam w końcu,
kiedy przeszedł na polszczyznę rodem z bazarów. - Wspomnia
łam wcześniej, że nagrywam naszą rozmowę? - wskazałam na
trzymaną w dłoni komórkę.
- Taksówka zawiezie panie na lotnisko. Chociaż to nie le
ży w obowiązkach biura - zakończył innym tonem, zamyka
jąc nam drzwi przed nosem.
- Ty, %7łaba, naprawdę nagrywałaś? - spytała Tośka, gdy
wracałyśmy do naszego pokoju.
- Na zwoje mózgowe chyba. Przecież ten aparat nie ma na
wet dyktafonu - roześmiałam się wesoło, wciskając przycisk
windy.
- Owszem ma - wyprowadziła mnie z błędu. - Tylko zdzi
wiłam się, że sama nauczyłaś się go obsługiwać. Ale blef był
równie skuteczny, przyznaję - zarechotała radośnie już na na
szym piętrze. - Dobrze, że nie wiedział, że z ciebie taki anty
talent elektroniczny.
Antytalent? Delikatne określenie. Ale postanowiłam uchro
nić się przed kolejnymi kpinami Tośki.
Przeczekałam cierpliwie całe pakowanie, szukanie drobiaz
gów rozsianych po hotelowym pokoju, i dopiero wieczorem,
kiedy już obie leżałyśmy w łóżkach, poprosiłam:
- Pokażesz mi, co to bydle w sobie ma? - Wskazałam na ko
mórkę od mamy. -1 jak z tego draństwa korzystać świadomie?
- Zero problemu. - Tośka podniosła się z pościeli - Każda
nokia, podobnie jak komputer...
- ...jest idiotoodporna - dokończyłam w lekkiej panice, bo
111
jeśli telefon miał się okazać równie skomplikowany jak pecet,
to od razu chciałam podziękować.
- Każda nokia - kontynuowała niezrażona moją reakcją
Tośka - jest podobna w obsłudze. Kiep zrozumie, jeśli ma cho
ciaż dwie szare komórki. Ty też - dodała łaskawie. - Zacznij
my od tego, że łatwiej obłaskawia się sprzęt, jeśli nada mu się
konkretne imię.
- Norbert! - zawołałam natychmiast. - Od dzisiaj to dla
mnie Norbert - obiecałam solennie.
- Tak lepiej. Nie można lżyć tego, z czego się korzysta - po
uczyła mnie surowo i reszta szkolenia przebiegła bardzo
sprawnie, co nie tylko mnie oszołomiło.
Norbert przestał mieć przede mną tajemnice. Najciekaw [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl