[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mojego dziadka. Tak przynajmniej opowiadał dziadek.
Po uzyskaniu przez Polskę niepodległości zgłosił się do polskiej armii. Walczył w
wojnie polsko-bolszewickiej z 1920 roku. Potem przeszedł na wcześniejszą emeryturę. Po
agresji ZSRR na wschodnie tereny Polski zapukali do jego domu ludzie z NKWD, zapakowali
go do pociągu i chcieli wysłać na Sybir.
- Za co? - spytała Zosia.
- Służył w carskiej armii, potem w polskiej bił się z bolszewikami. Na szczęście uciekł
z transportu i potem przez tydzień na piechotę wracał do Lwowa. Nie poszedł do domu, gdzie
czekali ci z NKWD, tylko do znajomych. W 1941 roku do Lwowa wkroczyli Niemcy i
dziadek nie musiał się już ukrywać. Zapomniał o środkach bezpieczeństwa w 1944 roku, gdy
wrócili Rosjanie. Oni nie zapomnieli o nim. Złapali go i zapowiedzieli darowanie życia, jeśli
wskaże, gdzie ukrył skarb.
- Skąd o tym wiedzieli? - zapytałem.
- Jeden z tych żołnierzy, którzy razem z nim zakopywali skrzynie, przeżył i kiedyś po
pijanemu pochwalił się tajnemu informatorowi NKWD. To pewnie on po aresztowaniu
zdradził wszystko. Mój dziadek zapewniał, że milczał jak grób. Był bardzo religijny i nie
złamał przysięgi. Opowiedział to wszystko mojemu, też już nieżyjącemu ojcu na łożu śmierci.
- Jak dotarłeś w to miejsce? - pytał pan Tomasz.
- Mieszkam tu i wiele wolnego czasu mogłem poświęcić poszukiwaniom -
odpowiedział Olbrzym. - Szukałem relacji różnych ludzi, ale głównie analizowałem ruchy
wojsk. Choć to miejsce w żadnym wypadku nie nadawało się na skrytkę, to jednak tu
znalazłem tę skrzynię i ten szkielet. Początkowo myślałem, że mój dziadek zabił tu jednego z
tych kozaków. Nie chciałem, żebyście znalezli to miejsce i zaczęli węszyć wokół szkieletu ze
względu na pamięć o dziadku. Teraz wiem, że było zupełnie inaczej. Mam nadzieję, że mi
wybaczycie.
- Oczywiście - powiedział za wszystkich pan Tomasz.
- Jedna rzecz się nie zgadza - odezwała się Zosia. - Przecież dziadek zakopywał dwie
skrzynie, a tu jest jedna i to betonowa.
- Myślałem, że dziadek specjalnie pomylił fakty, a może to nie jest ten właściwy skarb.
- Pozostaje jeszcze pytanie, czy coś było ukryte w leśniczówce Terten? - zastanawiał
siÄ™ Jacek.
- Z tego co wiemy, dÄ…b runÄ…Å‚ w pazdzierniku 1944 roku, a w listopadzie von Brecksov
nawet nic zająknął się swoim partyjnym kolegom na ten temat stwierdziłem.
- Mamy paradoksalną sytuację - zabrał glos Pan Samochodzik. - Z różnych relacji
wiemy, że coś było ukryte w Waplewie, w leśniczówce Terten i tu. Ponadto poszukiwacze
tego skarbu twierdzą, że jest on ukryty gdzieś w okolicach Wielbarka, gdzie zmarł Samsonow.
Betonowa skrzynię, w której kiedyś było złoto, a właściwie, zaledwie dwie sakiewki, ma teraz
Batura.
- To złoto zabrał i ukrył spadochroniarz, ale swoją tajemnicę zabrał do grobu -
powiedziałem.
- Jesteśmy w martwym punkcie - podsumował nasze dywagacje Jacek.
- Trzeba wziąć pod uwagę jeszcze jedną możliwość - zabrał głos Rambo, który milczał
do tej pory. - Któryś ze szturmujących żołnierzy mógł zabrać złoto.
- Pozostaje nam więc sprawdzić Jastrzębią Górę - zachęcał nas Maciek. - Ten
spadochroniarz musiał gdzieś tam ukryć skarb.
- Trzeba też uwolnić Baturę - zaśmiał się Pan Samochodzik.
Spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
- Przecież nasz konkurent dzięki  pluskwie założonej w Rosynancie trafił w to
miejsce - tłumaczył szef. - Dotarł więc i do pałacyku von Brecskova. Prawdopodobnie wpadł
w pułapkę.
- Powiedzcie mi jeszcze, co oznaczała mapa znaleziona w Zielonowie? - zastanawiał
siÄ™ Olbrzym.
- Albo narysował to miejsce, albo to w leśniczówce Terten - odpowiedział pan
Tomasz. - Napisał jednak:  hier ; sądzę, że chodziło o tę skrytkę, a mapę narysował, gdy
spadochroniarze powiedzieli mu, dokąd chcą pojechać. Zapewne wykonał ją i posłał
wiadomość do Szczytna jeszcze przed przyjazdem tu.
- Dużo tych znaków zapytania - mruknął Maciek wsiadając do dodge a.
Po czterdziestu minutach zajechaliśmy na Jastrzębią Górę. Od razu ujrzeliśmy
zaparkowanego nissana Batury. Harcerze podłożyli mu pod opony gwozdzie.
- To na wszelki wypadek - wyjaśnił Jacek. - Daleko nie ucieknie z przebitymi dętkami.
Z Jackiem, Maćkiem i Gustlikiem zeszliśmy do podziemi przez wejście w oficynie.
Wzięliśmy ze sobą zwój liny i latarki. Gdy otworzyliśmy metalowe drzwi, usłyszeliśmy jęk
Batury. Tak jak myśleliśmy, leżał na dnie zapadni. Miał dziwnie wykręconą nogę.
Owinąłem się w pasie liną i zszedłem do niego. Bez słowa znosił to, jak mu
usztywniłem nogę złamaną poniżej kolana. Potem chłopcy wciągnęli go na górę i ostrożnie
wynieśli na dwór. Przyjrzałem się szkieletowi. Były na nim jeszcze strzępki ubrania, ale
brakowało dokumentów. Za to z przodu czaszki była ogromna dziura, a z tyłu mała, takiego
samego kalibru jak luger.
- Ciekawe - mruknÄ…Å‚em do siebie.
Reszta szkieletu nie miała śladów serii, od których jakoby miał zginąć ten człowiek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl