[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wasza sól naszą krwią waszej soli
Wasza krew krwią człowieka też jest
Straasha pomóż mnie i sobie
Wróg nasz blisko nadszedł już
109
Nasze dusze chce twe morze
Zgnieść by nic nie było tu
Wyartykułowany wiersz runiczny był jedynie obrazem akustycznym rze-
czywistego przywołania, przesłanego umysłem. Mentalne posłanie skierowane
w głąb oceanu przemierzyło ciemnozielone, wodne korytarze, aż dotarło do Stra-
ashy. Poskręcane konstrukcje z koralowców i skał tylko częściowo znajdowały się
w ziemskim oceanie. Częściowo bowiem znajdowały się w wymiarze, w którym
często przebywali nieśmiertelni Władcy %7ływiołów.
Strasha wiedział, że Piekielne Okręty opuściły głębiny i wzniosły się na po-
wierzchnię. Cieszył się, że nareszcie jego królestwo zostało uwolnione od ich
obecnoÅ›ci, ale wiadomość od Elryka przypomniaÅ‚a mu o rasie Melnibonéan i o za-
wartym niegdyś pakcie. Wspomniał stare zaklęcie przywołujące i wiedział, że
musi na nie odpowiedzieć. Nie tylko ludzie cierpieli, Władcy %7ływiołów i ich pod-
władni równie ciężko odczuwali postępujące zmiany.
Posłuszny wezwaniu, zebrał cześć swoich sług i zaczął wznosić się ku po-
wierzchni, ku Królestwu Powietrza.
Półprzytomny Elryk czuł, że jego magia odniosła pożądany skutek. Czekał,
leżąc na dziobie.
W końcu powierzchnia morza zmąciła się, wody się rozstąpiły i na wysokość
pokładu wzniosła się postać o turkusowej brodzie i włosach, o jasnozielonej skó-
rze, zdającej się wodą i o głosie, grzmiącym jak fala przypływu.
 Po raz wtóry Straasha odpowiada na twoje wezwanie, śmiertelniku. Na-
sze przeznaczenia idą po tej samej ścieżce. W jaki sposób mogę użyczyć ci swej
pomocy i tym samym dopomóc samemu sobie?
W mowie, dla której krtań ludzka nie była stworzona, Elryk opowiedział mu
o nadchodzącej bitwie i o jej następstwach.
 Więc nareszcie do tego doszło! Lękam się, że niewiele pomocy mogę ci
udzielić, bo mój własny lud straszliwie cierpi z powodu grabieży czynionych
przez naszego wspólnego nieprzyjaciela. Pomożemy ci tyle, ile będziemy w sta-
nie. To jest obietnica.
Król Morza rozpłynął się w wodzie, a Elryk patrzył za nim z wielkim za-
wodem. Zamyślony opuścił dziób statku i wrócił do kabiny, żeby podzielić się
najświeższymi wiadomościami.
Przyjęto je z mieszanymi uczuciami, ponieważ tylko Dyvim Slorm był przy-
zwyczajony do obcowania z nadprzyrodzonymi siłami. Moonglum odnosił się za-
wsze z dystansem do prób kontrolowania nieokiełznanych Władców %7ływiołów
przez Elryka. A Kargan wymamrotał, że Straasha był może sojusznikiem Melni-
bonéan, ale dla Ludzi Morza byÅ‚ raczej nieprzyjacielem. Mimo wszystko czterej
110
kapitanowie widzieli teraz przyszłość w jaśniejszych barwach i pewniej patrzyli
na zbliżającą się próbę.
Rozdział 4
Flota Jagreena Lerna zbliżała się do nich, a jej śladem ciągnęła wrząca materia
Chaosu.
Elryk wydał komendę i wioślarze naparli na wiosła ze zdwojoną energią. Na
razie nie było widać morskich sprzymierzeńców, ale nie mógł pozwolić sobie na
zwłokę.
Podczas gdy Rozpruwacz nabierał prędkości, albinos opuścił skrzydełka na
hełmie, które ochraniały dolną cześć twarzy. Podniósł Zwiastuna Burzy do góry
i ryknął z całych sił. Był to stary jak świat, świszczący, przepełniony radością
zabijania okrzyk wojenny Melnibonéan. Czarny Miecz doÅ‚Ä…czyÅ‚ do pieÅ›ni swego
pana, dając upust swej żądzy krwi i dusz.
Okręt flagowy Jagreena Lerna znajdował się teraz za trzema rzędami fregat
i za Piekielnymi Okrętami.
%7łelazny taran okrętu Elryka rozpruł pierwszy wrogi statek. Cofnął się do tyłu
i przygotował do przebicia następnego poniżej linii wodnej. Na pokład runęła
chmura strzał odbierając życie kilku wioślarzom.
Elryk wraz z trzema przyjaciółmi kierowali swoimi ludzmi z górnego pokładu,
gdy nagle spostrzegli nadlatujące od strony nieprzyjaciela płonące zielone kule.
 Przygotować się do gaszenia ognia!  wrzasnął Kargan. Grupa wyznaczo-
nych uprzednio żołnierzy skoczyła do beczek zawierających specjalną substancję,
sporzÄ…dzonÄ… wedÅ‚ug receptury Melnibonéanina. PokÅ‚ad i żagle zostaÅ‚y spryskane
tą cieczą i gdy kula spadła na statek, płomienie wnet zgasły.
 Jeżeli nie zostaniemy zmuszeni, nie będziemy podejmować walki  roz-
kazał Elryk.  Kierujemy się w stronę okrętu flagowego. Zyskalibyśmy bardzo
wiele, gdyby udało nam się go zatopić!
 Gdzie się podziali twoi sojusznicy, Elryku?  zapytał Kargan ironicznie.
Przez jego ciało przeszedł dreszcz, gdy w oddali zauważył materię Chaosu, która
nagle poruszyła się i wyrzuciła w górę swe czarne macki.
 Nie obawiaj się, przybędą  odpowiedział albinos, choć sam nie wierzył
w to, co mówił.
Znajdowali się teraz w samym środku floty nieprzyjaciela. Za nimi płynęły
112
statki ich szwadronu, kładąc ogień zaporowy z głazów i ognia.
Jedynie garstka okrętów płynących za okrętem flagowym przedarła się przez
pierwszy szpaler statków i wypłynęła na otwarte morze.
Gdy wróg uświadomił sobie, że one kierują się ku statkowi Jagreena Lerna,
w stronę Teokraty skierowało się kilka zwykłych oraz dwadzieścia iskrzących się,
wielkich Piekielnych Okrętów. Z niesamowitą prędkością utworzyły one naokoło
niego zaporÄ™ nie do sforsowania.
Kargan krzyknął do dowódców pozostałych statków rozkaz ustawienia się
w nowej formacji.
 Jak takie ogromne statki mogą utrzymywać się na wodzie?  zapytał Mo-
onglum, kręcąc ze zdziwienia głową.
 Mało prawdopodobne, że w ogóle jej dotykają  odpowiedział Elryk. Jego
statek wykonywał manewry, by ustawić się w nowej pozycji, a on stał wpatrzony
w okręty, które swym ogromem przyćmiewały wszystko, co znajdowało się w ich
pobliżu. Wydawało się, że świeciły barwami tęczy. Ich kształty były rozmyte,
trudne do określenia. Na ogromnych pokładach przemykały cienie niewidzialnych
postaci.
Nad wodą zaczęły pojawiać się smugi czarnej materii. Dyvim Slorm wskazał
na nie i krzyknÄ…Å‚:
 Patrzcie! Chaos nadchodzi. Gdzie Straasha z jego ludzmi?
Zaniepokojony Elryk pokręcił głową. Był najwyższy czas, aby Król Morza się
pojawił.
 Nie możemy dłużej czekać. Musimy atakować!  ryknął Kargan.
Elryk poczuł nagle dziwną błogość, która wywołała uśmiech na jego twarzy.
 Ruszajmy więc!  powiedział.
Nabierając prędkości, szwadron ruszył w kierunku statków śmierci.
 Płyniemy prosto w paszczę lwa, Elryku  wymamrotał Moonglum. 
Nikt o zdrowych zmysłach nie zbliża się z własnej woli do tych okropnych stat-
ków. One przyciągają tylko martwych, a i ci nie idą tam z uśmiechem na ustach!
Lecz Elryk zignorował słowa przyjaciela.
Niesamowita cisza zapanowała nad wodą, wzmacniając dzwięk zanurzanych
wioseł. Flota Umarłych oczekiwała ich w bezruchu, jak gdyby nie potrzebowali
żadnych przygotowań do walki.
Melnibonéanin Å›cisnÄ…Å‚ mocniej rÄ™kojeść Zwiastuna Burzy. Miecz odpowiadaÅ‚
lekkimi ruchami w takt szybkiego pulsu jego pana, jak gdyby był z nim połączony
nerwami i arteriami.
Znajdowali się teraz dostatecznie blisko i można było wyraznie zobaczyć za-
łogi Okrętów Umarłych, tłoczące się na pokładach. Elryk z przerażeniem zdał so-
bie sprawę, że rozpoznał kilka twarzy i nieświadomie wrzasnął wzywając Króla
Morza.
 Straasha!
113 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl