[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Drzwi chaty, przymocowane włóknami liany, otworzyły się znowu i przez nie wszedł Li-Mai.
Przystąpił do Langa i zaczął go pieścić, a tymczasem Jan Cort przypatrywał się uważnie tej małej
istotce.
Drzwi chaty stały otworem, więc Huber radził, ażeby wyjść z chaty i przypatrzeć się mieszkańcom
tej dziwnej wioski.
Wyszli więc, a mały dzikus zaczął ich oprowadzać, trzymając Langa za rękę.
Znalezli się w przejściu, którędy przechodzili Wagddisowie.
Była to czworokątna przestrzeń, ocieniona wierzchołkami drzew. Cała osada zbudowana była na
wysokości stu stóp ponad ziemią i wspierała się na olbrzymich gałęziach potężnych baobabów i
bombaksów, powiązanych ljanami; na tym ułożona była gruba warstwa ziemi tak ubitej, że nie drżała
pod nogami. Wierzchołki drzew osłaniały doskonale chaty przed burzami.
Słońce przedzielało się przez gałęzie drzew. Lekki wietrzyk przynosił aromatyczne zapachy leśne i
chłodził nieco powietrze. Wagddisowie przypatrywali się naszym podróżnym bez wielkiego
zdziwienia. Rozmawiali pomiędzy sobą urywanemi zgłoskami, głosem chrapowatym. Kamis chwytał
niekiedy wyrazy w narzeczu Kongo, lecz, co dziwniejsza, że Cort usłyszał kilka wyrazów
niemieckich, a między innemi vater (ojciec) i powiedział o tym swoim towarzyszom.
 Mój kochany  odparł Huber  wszystko to jest tak dziwne, że ja już przestałem się nawet
dziwić. Kto wie, może oni mówią i po francusku?
Ciało mieszkańców tej wioski pokrywał delikatny, rudawy meszek; ubiór ich stanowił rodzaj
tuniki, utkanej z włókien roślinnych. Tkaniny te podobne były do tkanin dahomejskich.
Głowy ich były okrągłe, brwi bynajmniej nie krzaczaste, włosy proste, zarost lichy.
Nie ulegało zatym wątpliwości, że było to jakieś nowe, nieznane dotychczas plemię.
Wagddisowie należeli bezwątpienia do rasy ludzkiej, ale, o ile byli rozwinięci umysłowo, o tym
podróżni nasi nie mogli jeszcze wydać żadnego sądu.
 Nie mają łap płaskich  zauważył Jan.
 Ani śladu ogona  dodał Maks.
 Rzeczywiście  zastanawiał się dalej Jan  i to jest właśnie dowodem wyższości ich rasy.
Wprawdzie niektóre małpy nie mają ani ogona, ani worków obwisłych na policzkach i chodzą na
dwuch lub na czterech łapach. Ale chód Wagddisów jest zupełnie ludzki.
Był to więc oczywiście nieznany dotąd gatunek ludzi. Zresztą co do budowy nóg, antropologiści
niektórzy dowodzą, że niema żadnej różnicy w budowie nogi małpiej i ludzkiej i że tylko obuwie
przekształca trochę nogę człowieka.
Są jeszcze oprócz tego inne rysy podobieństwa pomiędzy rodem ludzi i małp. Czwororękie,
chodzące na dwuch kończynach, są najpoważniejsze z usposobienia i najmniej grymasie z pośród
małp. Otóż to było dziwne, że taka sama powaga malowała się w ruchach i chodzie mieszkańców
wioski Ngala. Cort, robiąc dalsze spostrzeżenia, zauważył, że układ zębów mają taki sam, jak ludzie.
To podobieństwo mogło wywołać przypuszczenie o rozmaitości i przemianie gatunków, o czym
pisał wiele uczony Darwin.
Nie można jednak zaprzeczyć temu, że małpy zajmują wyższe stanowisko w świecie zwierzęcym.
 A może to jest plemię pośrednie pomiędzy ludzmi i małpami?  rzekł Maks Huber. Może nam
właśnie przypadło w udziale odkryć tę ciekawą tajemnicę naukową?
 Nie możemy nic o tym twierdzić  odparł Cort.  Zanim wydamy sąd o Wagddisach, musimy
pierwej poznać ich pojęcia religijne i obyczajowe.
 To obszerne gniazdo  rzekł Maks Huber.
 Natura nigdy się nie myli  odpowiedział Cort  i za jej to wpływem Wagddisowie wybrali dla
siebie siedzibę napowietrzną. I uczynili dobrze, gdyż zamiast pełzać po gruncie wilgotnym, a tym
samym niezdrowym, po ziemi, do której nigdy nie dochodzi promień słońca, przebywają pomiędzy
wierzchołkami tych olbrzymieli drzew i oddychają czystym powietrzem.
 Szkoda, że nie rozumiemy języka tutejszych mieszkańców, najpierw dlatego, że nie możemy się z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl