[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jellico. - A mimo to&
- Tak, mieszka w kabinie Vana - zastanawiał się kapitan. - Ale i ty miałeś z nim
styczność, spał na twojej koi. Ale ani tobie, ani Yanowi nic nie jest. I tego nie rozumiem. W
każdym razie dla pewności lepiej będzie go odnalezć i odizolować, zanim&
Nie musiał niczego podkreślać słuchającemu go z surowym wyrazem twarzy
towarzyszowi. Gdy zachorował Tau, jedyna nadzieja zwalczenia choroby przepadła, a ich
samych czekała niewesoła przyszłość.
Sinbada nie trzeba było szukać. Idąc do siebie, Dan natknął się na kota przycupniętego
pod niedomkniętymi drzwiami Vana, siedział z oczami utkwionymi w szczelinę. Dan zabrał
go do małego pomieszczenia w ładowni, które przeznaczone było dla bezpiecznego
przechowywania specjalnych towarów. Ku jego zdziwieniu kot zaczął stawiać wściekły opór,
gdy otworzył klapę: wierzgał i drapał wysuniętymi pazurami. Wydawało się, że zwierzę
oszalało i Dan sporo się napocił, nim udało mu się je zamknąć. Gdy tylko to uczynił, usłyszał,
jak Sinbad rzucił się na drzwi, jakby chciał je wyważyć. Ociekający krwią z kilkunastu
zadrapań, Dan poszedł poszukać apteczki. Coś jednak tknęło go, by zatrzymać się przed
drzwiami Vana. Gdy nikt nie odpowiedział na jego pukanie, pchnął drzwi.
Van Ryck leżał na swej koi, charakterystycznie przymknięte oczy bardzo upodabniały
go do pozostałych chorych członków załogi. Dan wiedział, że gdyby poszukał, to znalazłby
na ciele Szefa Aadowni znaki tej dziwnej plagi.
ROZDZIAA 9 - PLAGA
Jellico i Steen Wilcox ślęczeli nad paroma notatkami, które Tau zdążył zrobić, dopóki
nie dostał ataku. Nic jednak nie wskazywało na to, by Sinbad był nosicielem jakieś choroby.
Mimo to kapitan wydał polecenie zamknięcia kota. Nie było to łatwe, gdyż Sinbad czaił się
przy drzwiach magazynu, gotowy do błyskawicznego wymknięcia się, gdy przynoszono mu
jedzenie. Raz nawet udało mu się uciec spory kawał korytarzem, zanim Dan zapędził go w
róg i ponownie zamknął.
Dan, Ali i Weeks przejęli opiekę nad czwórką chorych, a rutynowe obowiązki
pozostawili wyższym oficerom. Rip odpowiedzialny był za wodny ogród.
Zdrowie Mury, który zachorował pierwszy, nie poprawiało się. Wciąż był
półprzytomny, połykał żywność, jeśli włożono mu ją do ust, na nic nie reagował. Podobnie
zachowywali siÄ™ Kosti, Tau i Van Ryck.
Przez cały czas każdego ranka zdrowi przechodzili inspekcje na wypadek pojawienia
się kolejnych oznak. Gdy w ciągu następnych dwu dni żaden z nich nie zachorował, zatliła się
w nich słabiutka iskra nadziei.
Nadziei, która zgasła w chwili, gdy Ali przyszedł z wiadomością, że nie można
dobudzić Stotza i że musiał on zachorować w czasie snu. Doszedł jeszcze jeden pogrążony w
apatii pacjent, a oni wciąż nie wiedzieli, w jaki sposób został zarażony. Tym razem mogli
wyeliminować Sinbada, gdyż ten pozostawał w zamknięciu w czasie, gdy Stotz się zaraził.
Pomimo że Weeks, Ali i Dan wciąż kontaktowali się z chorymi, a Dan zajmował się
kotem, wszyscy pozostawali zdrowi. Dan wielokrotnie zastanawiał się nad tym, że fakt ten
musi mieć znaczenie. Gdyby tylko mógł to zbadać ktoś z medyczną wiedzą Tau. Według
wszelkich danych to oni powinni być najbardziej podatni, lecz rzeczywistość nie potwierdzała
tego. Wilcox nie omieszkał zanotować tego faktu wśród zapisywanych danych.
W oczekiwaniu na kolejny przypadek zaczęli się wzajemnie obserwować. I nie
zdziwili się, gdy Tang Ya wtoczył się do mesy. Jego sina twarz wyrażała wielkie cierpienie.
Rip i Dan zaprowadzili go do kabiny, zanim zemdlał. Wszystkim, czego dowiedzieli się od
niego, nim stracił przytomność, było to, że pęka mu głowa i nie może tego znieść. Spoglądali
na siebie ponuro nad jego wielkim ciałem.
- Sześciu rozłożonych - zauważył Ali - i sześciu w kolejce. I jak się czujecie?
- Jedynie jestem zmęczony. Nie rozumiem tylko tego, że gdy już zapadną w
odrętwienie, to w nim pozostają. Nie pogarsza im się, nie mają podwyższonej temperatury -
tak jakby przebywali w jakiejś zmodyfikowanej formie zamrożenia.
- Co z Tangiem? - Rip spytał z korytarza.
- Bez zmian - odparł Ali. - A ty, stary, masz bóle?
Rip potrząsnął głową. - Zdrowy jak ryba. Nie rozumiem, dlaczego łapie to Tanga,
który nawet nie tknął roboty. A ty się trzymasz?
Dan skrzywił się.
- Gdybyśmy mogli na to odpowiedzieć, może udałoby nam się wyjaśnić wszystko.
Ali zmrużył oczy. Wpatrywał się w nieprzytomnego technika komputerowego tak,
jakby nie zauważał leżącego na wznak ciała.
- Zastanawiam się, czy ulegliśmy zasoleniu - powiedział wolno.
- Ulegliśmy czemu? - spytał Dan.
- Posłuchaj, my wszyscy z Weeksem piliśmy ten napój Salarików, zgadza się? I
wszyscy trzej&
- Chorowaliśmy pózniej jak wenusjańskie żarłoki - odpowiedział Rip. To miało sens.
- Chcesz powiedzieć& - zaczął Danee.
- To jest to! - krzyknÄ…Å‚ Rip.
- Mogłoby to być prawdą - powiedział Ali. - Pamiętacie, jak osadnicy z Camblyne
postępowali w pierwszym roku ze swym ziemskim bydłem? Karmili je solą fansel zmieszaną
z trawą. W rezultacie bydło nie chorowało na gorączkę trawiastą, gdy wypędzali je na
pastwiska w porze suchej. Może i my dostaliśmy swoje dawki  soli w napoju. Zwierzęta
piekielnie wymiotują, gdy dostaje im się do gardła sól fansel, lecz przechodzi im to i pózniej
są już odporne na gorączkę. Teraz nikt na Camblyne nie kupuje nie zasolonego bydła.
- To brzmi logicznie - przyznał Rip. - Ale jak to udowodnić?
Twarz Aliego spochmurniała ponownie.
- Chyba tylko drogą eliminacji - powiedział posępnie. - Jeśli my przetrzymamy, a
reszta zachoruje, wtedy przekonamy siÄ™.
- Ale powinniśmy przecież coś zrobić? - zaprotestował Shannon.
- Tylko co? - Ali ściągnął swe wąskie brwi. - Nie mamy przecież na pokładzie galonu
tego trunku Salarików, żeby zaserwować wszystkim. Nie wiemy, co w nim było. Nie mamy
też pewności, że cała ta teoria jest prawdziwa.
Każdy z nich przeszedł szkolenie w zakresie pierwszej pomocy i podstawowej
profilaktyki, lecz bardziej skomplikowane eksperymenty laboratoryjne wykraczały poza ich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl