[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No chodz, Thursen! - Chwytam go za futro, potrzÄ…sam. CiÄ…gnÄ™ za
chustkę, chcę, żeby wstał. Przez chwilę nie reaguje, a potem unosi łeb i warczy,
nisko, groznie. Nie puszczam. Jednym ruchem wysuwa Å‚eb z chustki. Patrzy na
mnie gniewnie, szczerzy kły. Zaskoczona, cofam się o krok. Cały czas trzymam
chustkę w dłoni. Nadal nie mogę się przyzwyczaić do myśli, że ta grozna bestia
to Thursen. Ugryzie mnie? Co mi z jego żalu, gdy odzyska ludzką postać?
Najpierw będzie ból.
Najwyrazniej mój strach robi na nim większe wrażenie niż wcześniejsze
szarpanie za futro. Podchodzi do mnie, szturcha nosem. W pierwszej chwili nie
rozumiem, o co mu chodzi. Wtedy delikatnie bierze mnie zębami za rękę,
prowadzi przez park do ławki. Siadam i patrzę, jak znika w gęstych
ciemnozielonych krzakach. Przemieni siÄ™? BawiÄ™ siÄ™ chustkÄ…. Zgniatam jÄ…,
wypcham do kieszeni. Po chwili rzeczywiście zza krzaka wychodzi Thursen - na
dwóch nogach. Upewnia się pospiesznie, że nikt go nie obserwuje, i siada koło
mnie na Å‚awce. Pochyla siÄ™, opiera Å‚okcie na kolanach.
- Ta szkoła wydaje mi się znajoma - mówi. - Ale nie wiem dlaczego.
- Więc wróćmy tam.
- Luiso... - Pochyla głowę, aż włosy opadają mu na twarz. - Sama
powiedziałaś, że nie mogę tam wejść.
- Nie jako wilk, ale jako człowiek - owszem. Wiesz, w szkole nastolatki
nie budzą większego zdziwienia.
Wstaję, wyciągam do niego rękę. Podnosi na mnie wzrok, przyjmuje moją
dłoń. Choć idziemy ramię w ramię, tym razem to ja prowadzę, a on niepewnie
idzie za mną. Jakby znajdował się na wrogim terenie.
Zawracamy, znowu mijamy samochody i ogrodzenie, wbiegamy po
betonowych schodkach pod zadaszenie. Dziewczyny z papierosem już nie ma,
ale inni uczniowie przyglądają się nam ciekawie. Wiedzą, że to nie nasza
szkoła? Nikt się do nas nie odzywa, ale między sobą wymieniają pytające
spojrzenia. Odsuwają się pod ścianę, gdy wchodzimy. A przecież Thursen teraz
wcale nie jest niebezpieczny. Wbija wzrok w podłogę, chyba niczego nie
zauważa. Odrobinę za mocno ściska moją dłoń. Nie śmiem go puścić z obawy,
że zmieni zdanie, odwróci się i ucieknie. Ale gdy wchodzimy do szkoły przez
ciężkie, przeszklone drzwi, uznaję, że mniej zwracamy na siebie uwagę, idąc
swobodnie obok siebie, a nie kurczowo ściskając się za ręce.
Thursen zostaje z tyłu. Zdecydowanym krokiem wchodzę po schodach.
Na stopniach siedzą chłopcy, wpatrujący się w swoje telefony komórkowe.
Grają. Zerkają na nas, gdy ich mijamy, ale nie tak długo, by stracić choćby
punkt w grze.
Gdy jesteśmy na pierwszym piętrze, rozlega się dzwonek na lekcję.
Słyszymy hałas i krzyk, gdy uczniowie wracają do budynku. Ci, którzy mają
lekcje wyżej, mijają nas w pośpiechu. Thursen ogląda obrazki uczniów na
ścianach między drzwiami do poszczególnych sal lekcyjnych, ale przy żadnym
nie zatrzymuje się dłużej. Ja podchodzę do okna, przywieram do żeberek
kaloryfera i obserwuję. Tu, w szkolnym korytarzu, w drażniącej mieszance
światła dziennego i sztucznego, wszystkie różnice między Thursenem a jego
rówieśnikami stają się niemal komiczne. Przy nim ich ciuchy wydają się
idiotycznie kolorowe, a ich twarze groteskowo pomalowane. Ale największą
różnicę widać w chodzie: nikt nie porusza się tak miękko, elegancko, z takim
zwierzęcym wdziękiem jak Thursen. Przy nim uczniowie wyglądają jak roboty.
A potem rozlega siÄ™ drugi dzwonek i uczniowie znikajÄ… w klasach.
Idziemy do pomieszczeń po drugiej stronie schodów. Korytarze są puste. Mamy
całą szkołę dla siebie.
Pomyłka. Z naprzeciwka nadchodzi nauczycielka z wypchaną teczką pod
pachÄ….
- Nie macie lekcji? - pyta. Zatrzymuje siÄ™, przyglÄ…da nam, czeka na
odpowiedz. Kątem oka widzę, że Thursen dygocze. Jest blady, jeszcze bledszy
niż zazwyczaj. Ma rozbiegany wzrok, błądzi nim po ścianach korytarza. Na jego
twarzy jest jakby mroczny cień, który powoli rozprzestrzenia się z dołu, od
strony szyi. Przed chwilą go jeszcze nie było.
- Nie, mamy okienko - odpowiadam. Mam nadzieję, że brzmi to
wiarygodnie. Oby nie zauważyła, że nie mamy plecaków. I zdarza się cud,
nauczycielka idzie dalej.
Ledwie znika nam z oczu, jeszcze słyszę stukanie jej obcasów na
schodach, a Thursen chwyta mnie za ramiÄ™, ciÄ…gnie korytarzem i wpycha do
małego kantorka. Zamyka za nami drzwi, opiera się o ścianę. W pomieszczeniu
pachnie kredą, starymi książkami i rzadkim wietrzeniem. Thursen sapie, jakby
przed chwilą gonił zwierzynę w lesie. Nie, raczej jakby to on był zwierzyną na
polowaniu. Zamyka oczy, ukrywa twarz w dłoniach. Odrzuca głowę do tyłu,
wpatruje siÄ™ w sufit.
- Luisa - wzdycha, nie patrząc na mnie. - Nigdy więcej nie każ mi tego
robić, dobrze?
Zachowuje się, jakby dopiero co cudem uszedł z życiem. A przecież tylko
przeszliśmy się po nieznanej szkole pełnej nieznanych ludzi. No dobra, nie
jesteśmy uczniami tej szkoły i nie powinno nas tu być. Ja też nie czułam się
najlepiej, ale:
- Przecież nic się nie stało!
- Nie widziałaś, jak się na mnie gapili? Wszyscy! Uczniowie i ta
nauczycielka!
- Nikt się nie gapił. Zerkali na nas i dalej zajmowali się swoimi sprawami.
No bo i czemu nie? Wyglądamy przecież normalnie!
- My? Ty może tak. Spójrz na mnie!
PatrzÄ™. WidzÄ™ jego wÄ…skÄ…, bladÄ… twarz otoczonÄ… jedwabistymi
grafitowymi włosami, widzę oczy, w których kryją się cienie. Często na niego
patrzę, choć o tym nie wie. Nic na to nie poradzę. Jest taki piękny. Czuję, jak
moje usta rozciągają się w uśmiechu.
Wzdycha cicho.
- Przez cały czas obawiałem się, że zaraz zobaczą, co ze mną jest nie tak.
- Bałeś się?
Teraz i on się uśmiecha.
- A jak myślisz? - Bierze mnie za rękę, kładzie ją sobie na piersi, pod
swetrem, tak, że czuję bicie jego serca. Nerwowy rytm pod jedwabiście miękką
skórą. Jego mięśnie pod moją dłonią, jego ręka na moich plecach. Moje serce
bije teraz równie szybko jak jego, choć nie ze strachu. Uśmiechamy się do
siebie. Lekko całuje mnie w usta. Obejmuje mnie wolną ręką. Opieram się o
niego, kładę mu głowę na ramieniu i czekam, aż jego serce pod moją dłonią
zwolni.
- Teraz przynajmniej wiesz, gdzie chodziłeś do szkoły - szepczę.
Przypominam sobie pewność, z jaką zaciągnął mnie do kantorka. Może dawniej
przesiadywał tam często i dyskutował z kolegami. Rozglądam się. Zamazana
tablica na ścianie. Uchylona szafka - lewe drzwiczki wiszą krzywo na zepsutym
zawiasie.
- To nie ta szkoła - szepcze mi do ucha.
- Cholera - odpowiadam szeptem. Pozwalam, by ogarnęła mnie złość,
niech zagłuszy łzy rozczarowania. Uwalniam się z jego ramion. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- Roberts Nora Gwiazdy Mitry 02 Schwytana gwiazda(1)
- Roberts Nora (Robb J. D.) In Death 24 Zrodzone ze śmierci
- 20. Roberts Nora Czarny Koral
- ROBERTS NORA KWESTIA WYBORU(1)
- Nora Roberts Portret Anioła
- Home For Christmas by Nora Roberts
- Nora Roberts Nocny seans
- Roberts Nora Rafa
- Nora Roberts Rafa
- Brandi Maxwell [Menage Everlasting 08] Ella's Desire (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- karolina27.xlx.pl