[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nerzy uwijali się jak w ukropie, napełniając kieli
szek Tabithy, kładąc śnieżnobiałe serwety na jej
kolanach.
- Nic mu nie powiesz - oświadczył.
Tabitha od razu pomyślała, że natychmiast
musi zadzwonić do przyjaciela. Aiden powinien
od niej się dowiedzieć o tym, w co się wpako
wała.
- Albo wyjaśnij mu, że pojawiła się oferta nie
do odrzucenia.
- Nie mogę przynajmniej wyjawić mu prawdy?
Ma prawo wiedzieć, że zawarliśmy transakcję.
Zavier zmrużył oczy.
- I tak się domyśli - upierała się Tabitha.
- Ostatecznie, sam wpadł na ten pomysł.
- Zgoda - ustąpił. - Ale nikt inny nie może
o tym wiedzieć. Ani twoja najlepsza przyjaciół
ka, ani twój fryzjer, ani nawet twoi rodzice.
- Moi rodzice nie żyją - powiedziała cicho.
Jeśli oczekiwała współczucia, to się przeliczyła.
- Wobec tego przynajmniej nie będziesz mu-
siała im kłamać. Nic dziwnego, że zaprzyjazniłaś
siÄ™ z Aidenem. JesteÅ› taka sama jak on.
Otworzyła usta, zdumiona jego napastliwością.
- Nonsens - wymamrotała.
- Przeciwnie. %7ładne z was nie musiało się
przejmować spłatą kredytu mieszkaniowego. Jes
tem pewien, że odziedziczyłaś dom. Zgadza się?
- Jakie to ma znaczenie?
- To wyjaśnia twój beztroski stosunek do pie
niędzy. Aatwo przetańczyć życie, nie zawracając
sobie głowy spłatą hipoteki.
- Skąd w tobie ta wrogość? - spytała zdumio
na, lecz Zavier tylko wzruszył ramionami.
- To nie wrogość, tylko realizm.
- Wrogi realizm.
- Możliwe. - Pochylił się ku mej i ściszył głos.
- Poznaliśmy się na ślubie, zakochaliśmy się w so
bie po uszy i nie możemy bez siebie żyć. To
oficjalna wersja. Nie wolno nam jej zmieniać bez
wcześniejszego uzgodnienia.
- Czy twoi rodzice nie uznajÄ… tej historii za
mało wiarygodną? - Tabitha przygryzła wargę, nie
wierząc, że wszystko pójdzie tak łatwo.
- Wątpię. - Zavier wzruszył ramionami. - Ai-
den przedstawił cię jako bliską przyjaciółkę, więc
niemal weszłaś już do rodziny.
- A co z miłością?
- Jaką miłością? Moi rodzice zadowolą się
faktem, że bierzemy ślub.
Nagle przy stoliku pojawił się rozpromienio-
ny, uśmiechnięty mężczyzna - właściciel restau
racji.
- Czy jest pan usatysfakcjonowany poziomem
naszych usług, monsieur Chambers? - spytał po
godnie.
- Skoro o tym mowa, Pierre, to przyznam, że
nie! - krzyknął Zavier na całą restaurację.
Tabitha wcisnęła się w krzesło, zdeprymowana
świadomością, że wszyscy obecni skierowali
wzrok ku ich stolikowi. Nie wiedzieli jeszcze, że
Zavier celowo odgrywa scenÄ™ niezadowolenia.
Pierre strzelił palcami i natychmiast zjawiła się
gromada kelnerów.
- W czym rzecz, monsieur? ProszÄ™ powie
dzieć, a natychmiast się tym zajmę.
Zavier uśmiechnął się szeroko.
- Rzecz w tym, że... - Wziął Tabithę za rękę
i pocałował jej dłoń. - %7łe nie ma szampana!
Powiedz sam, Pierre, ile warte są oświadczyny bez
szampana?
Wkrótce wystrzeliły korki i posypały się gratu
lacje. Zavier wyciągnął z kieszeni małe, pokryte
aksamitem pudełeczko,
- Jeszcze nie powiedziałam tak" - szepnęła
z wściekłością Tabitha.
Niezrażony włożył pudełko w jej dłoń.
- Najwyżej dasz mi kosza jutro - odszepnął.
Tabitha z niekłamanym zdumieniem otworzyła
puzderko i ujrzała w środku pierścionek z wielkim,
ciemnym rubinem, przepiękny w swojej prostocie.
- WyglÄ…dasz na zaskoczonÄ….
Przełknęła ślinę.
- Przecież właśnie tego ode mnie oczekujesz
- zauważyła.
- Jest jeszcze naszyjnik do kompletu. - Za
śmiał się ironicznie. - Mam ci go ofiarować na
czterdziestą rocznicę ślubu. - Pochylił się do jej
ucha. - Wypożyczam ci ten pierścionek. Po speł
nieniu warunków umowy dostaniesz inny, o zbli
żonej wartości. Nie przywiązuj się do niego zbyt
nio, to własność rodziny.
Nie mówił z przekąsem ani złośliwie -po prostu
informował Tabithę o warunkach kontraktu. Po
czuła, że do oczu napływają jej łzy. Zavier niemal
gwizdnÄ…Å‚ z podziwu.
- Wiesz co, marnujesz siÄ™ jako tancerka - za
uważył z zachwytem. - Powinnaś spróbować
swych sił w aktorstwie.
Gdy kelnerzy podali posiłek, Zavier ich od
prawił, oświadczając, że sam będzie nalewał wino
narzeczonej. W ten sposób mogli wznowić prze
rwanÄ… rozmowÄ™.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Jak
powiadomisz wszystkich?
- O to już zadbałem - mruknął.
- Ogłosiłeś, że się żenisz, chociaż jeszcze nie
wyraziłam zgody? Taki jesteś pewny siebie?
- Na pierwsze pytanie odpowiedz brzmi: nie.
Na drugie: tak.
Patrzyła na niego zdezorientowana.
- Sama się przekonasz - dodał.
Gdy zakończyli posiłek, przy stole zjawił się
Pierre.
- Tak się cieszę, monsieur Chambers, że na tę
wyjątkową okazję wybrał pan moją restaurację.
Ma pan przepiękną narzeczoną. Czy mogę spytać,
jak państwo się poznali?
Zavier wziął Tabithę za rękę.
- Podczas ślubu w rodzinie. Zobaczyliśmy się
pierwszy raz zaledwie kilka dni temu, ale od razu
zrobiła na mnie wrażenie. To była miłość od pierw
szego wejrzenia.
Zachwycony Pierre klasnął w dłonie.
- A to dopiero romantyczna historia! - wy
krzyknÄ…Å‚. - Jeszcze raz gratulujÄ™!
Uśmiechnęli się uprzejmie i wstali od stołu, by
pożegnać gospodarza.
- Myślisz, że nam uwierzył? - spytała Tabitha
na dworze.
- Czemu nie? Moim zdaniem wypadliśmy bar
dzo przekonująco. Popatrz - powiedział nagle.
Na chodniku widniał narysowany kredą autopor
tret młodego artysty, który bezczynnie siedział
obok. Tabitha spodziewała się, że Zavier wygłosi
drwiÄ…cy komentarz i pociÄ…gnie jÄ… dalej, lecz ku
jej zdumieniu świeżo upieczony narzeczony skinął
głową w kierunku chudego młodzieńca. - Piękna
kreska - pochwalił. - Możesz narysować moją
narzeczonÄ…?
Artysta bez słowa dał Tabicie znak, by usiadła.
Zakłopotana, chciała odmówić i odejść, lecz
było za pózno. Rysownik ostrzył już węgiel, nie
odrywając od niej zbolałego wzroku. Tabitha wie
działa, że odchodząc, pozbawi go posiłku, zapew
ne zresztÄ… niejednego.
Po dłuższej chwili Zavier wziął do ręki rulon
z portretem i wręczył artyście spory plik bank
notów.
- Mogę przynajmniej rzucić okiem? - spytała.
Bez słowa rozwinął rulon. - Piękne - szepnęła.
- Aiden też jest utalentowany - dodała pospiesz
nie. - Sam sprzedał obraz.
- Bzdury. Jakiś frajer przypadkowo kupił pierw
szy lepszy bohomaz.
- Dlaczego tak deprecjonujesz własnego brata?
- spytała zdumiona.
- Bo nie cierpiÄ™ marnotrawstwa - warknÄ…Å‚.
- Aiden marnuje sobie życie. Jest nieodpowiedzial
ny i lekkomyślny. Czy myślisz, że ja nie mam
marzeń? %7łe chcę codziennie siedzieć w biurze
i obserwować notowania giełdowe?
- Przecież lubisz swoją pracę - przerwała mu.
- Kto tak powiedział? Aiden? Moja matka?
- Zacisnął pięści. - Oni się mylą.
- Więc dlaczego to robisz?
Zaśmiał się z goryczą.
- Mój ojciec rozkręcił ten interes, ale kiedy
przeszedł na emeryturę, moja rodzina musiałaby
zrezygnować z luksusów, gdybym sam nie wziął
się do pracy. Nie postąpiłem jak Aiden, nie wypią-
Å‚em siÄ™ na wszystkich, ale ponoszÄ™ tego konsek
wencje.
- Przecież wiesz, że pieniądze to nie wszystko
- zauważyła cicho. - Uważasz mnie za naciągacz-
kę, wiem, ale przecież nikt cię nie zmuszał do
podjęcia pracy, którą wykonujesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- Carol Lynne Seasons of Love 4 Winter
- Carol Lynne Seasons of Love 4 Winter (a)
- Mortimer_Carol_Spotkanie_w_Paryzu
- Mortimer Carol Weekend z szefem
- Grace Carol Dobra wróşba
- Asimov, Isaac Left Hand of the Electron [pdf]
- Isaac Asimov & Robert Silverberg The Positronic Man
- Choroby_reumatyczne_w_codziennej_praktyce_lekarskiej
- MacAllister Heather Brunetka, blondynka...zona
- Alan Dean Foster Alien 03 Alien 3
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- skromny19.pev.pl