[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podbiegli niczym para rozdokazywanych nastolatków, a nie poważnych
współwłaścicieli fabryki kosmetyków.
Synnamon ostrożnie zadzwoniła. Conner, nie czekając, aż ktoś od wewnątrz
otworzy, śmiało nacisnął klamkę...
I tak znalezli się oboje w przestronnym pomieszczeniu, pełniącym w domu
Luigiego rolę holu.
Hol ów tym się odróżniał od wielu innych, a może i od wszystkich innych w
Ameryce, że całe ściany, od podłogi do sufitu, miał pokryte złotem. To znaczy
złocistą, metaliczną tapetą, połyskującą równie mocno, jak olbrzymi medalion w
kształcie słońca, jaki nosił na szyi Luigi, który wyszedł osobiście na powitanie gości.
Był ubrany w długą do ziemi szatę, przypominającą kostiumy arabskich
szejków ze starych hollywoodzkich filmów. Ale poza tym malowniczym strojem wy-
glądał całkiem typowo, jak przeciętny podstarzały Amerykanin z grubym portfelem,
którego stać na usługi renomowanych chirurgów plastycznych, dobre protezy zębowe i
kosztowne implanty włosów, maskujące łysinę.
Prezentował się zatem tak doskonale, że aż fatalnie i tak naturalnie, że aż
sztucznie. Jak, nie przymierzając, woskowa figura z galerii Madame Tussaud.
Podobieństwo starannie zakonserwowanego właściciela sieci instytutów
piękności do figury woskowej było tak sugestywne, że Synnamon nawet się trochę
zdziwiła, kiedy Luigi przemówił do niej ludzkim, choć sztucznie modulowanym,
głosem Harolda Hendersona:
- Cudownie wyglądasz, moja droga! Twój świętej pamięci ojciec ani trochę nie
przesadził, gdy opowiadał mi, że wyrosłaś na prawdziwą piękność!
- To dzięki stosowaniu od najmłodszych lat fenomenalnych kosmetyków
Sherwood - zażartowała.
%7łartując w ten sposób, Synnamon postąpiła bardzo słusznie, bowiem nie tylko
zareklamowała wyroby firmy, ale również stworzyła sobie i Connerowi pretekst do
śmiechu. Mogli się wyśmiać jawnie i swobodnie, zamiast w męczący sposób tłumić
- 79 -
S
R
chichot, do którego i tak doprowadziłaby ich niechybnie komiczna postać Luigiego i
pretensjonalne wnętrze jego rezydencji.
Gospodarz śmiał się oczywiście razem z nimi. A potem stwierdził z afektacją w
głosie:
- Jestem autentycznie szczęśliwy, moi drodzy, że zdecydowaliście się poświęcić
weekend na odwiedziny w moich skromnych progach!
Conner Welles, jak zawsze powściągliwy i konkretny, sprowadził
rozanielonego  fałszywego Włocha" z nieba na ziemię.
- Mamy akurat w Phoenix do załatwienia pewne sprawy rodzinne - stwierdził.
- Ach, tak! - westchnął Luigi z wyraznie słyszalną nutką rozczarowania w
głosie. - Cóż, w każdym razie wejdzcie, proszę was dalej.
Przyjąwszy dumną pozę mistrza magicznej ceremonii, Luigi wprowadził
swoich gości do salonu.
Złoty hol mógł się wydawać przy tym pomieszczeniu zupełnie skromny, wręcz
ascetyczny. Salon miał bowiem zwierciadlany kopulasty sufit i ściany pokryte
opalizującymi brokatowymi draperiami. W związku z tym całe jego wnętrze zdawało
się nieustannie drgać, pulsować w świetle dostarczanym przez ogromny kryształowy
kandelabr.
- Nie wiem, jak wy, ale ja wolę, oświetlenie sztuczne od naturalnego - odezwał
się Luigi, uprzedzając ewentualne pytania o brak okien. - Jest bardziej nastrojowe i po-
zwala się lepiej reżyserować.
Synnamon miała wrażenie, że nie tylko światło, ale całe spotkanie zostało
starannie wyreżyserowane.
W salonie, ledwie się tam znalezli, pojawiła się nie wiadomo skąd, zupełnie
jakby przeniknęła przez ścianę, urodziwa dziewoja w kostiumie filmowej odaliski i
podała gościom na złocistej tacy koktajl, którego nietypowa barwa budziła w równym
stopniu ciekawość i nieufność.
Conner, z właściwym każdemu autentycznemu chemikowi
eksperymentatorskim zacięciem, sięgnął po szklankę. Natomiast Synnamon
podziękowała za napój i poprosiła o wodę.
- 80 -
S
R
- Czy masz na myśli zwykłą wodę, moja droga? - upewnił się zdziwiony jej
mało wyrafinowanymi wymaganiami Luigi.
- Najzwyklejszą - odpowiedziała. - Ewentualnie z plasterkiem cytryny.
Luigi sięgnął po swój koktajl i skinął ręką na dziewoję, która niemal
natychmiast zniknęła w fałdach draperii, udając się po wodę z cytryną dla Synnamon.
- %7łona jest w odmiennym stanie - wyjaśnił Conner, kiedy zostali w salonie
tylko we troje. - Dlatego nie pija niczego z alkoholem.
- Ach, tak! - wykrzyknął z egzaltacją Luigi, unosząc ręce w pompatycznym
teatralnym geście. - Błogosławiony stan oczekiwania na nowe życie! Czyż może być
coś wspanialszego dla tych, którzy to nowe życie wykreowali?
Conner uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi, a Synnamon lekko skrzywiła
usta, co przy sporej dozie dobrej woli i wyobrazni też można było uznać za uśmiech.
Luigi tak właśnie chyba potraktował jej grymas, bo nie spuszczając ani trochę z
emfatycznego tonu, oświadczył:
- Jako wieloletni bliski przyjaciel rodziny Sherwoodów jestem nadzwyczaj rad,
że imperium kosmetyczne, stworzone przez świętej pamięci Silasa, będzie miało
spadkobiercę nie tylko w waszym, ale również w kolejnym pokoleniu, pokoleniu
wnuków!
- Amen - rzuciła kpiąco Synnamon.
Wsłuchany wyłącznie w melodię własnego głosu, Luigi zupełnie nie zwrócił
uwagi na tę kpinę i powtórzył z kaznodziejską powagą:
- Amen. Nic dodać, nic ująć. Otóż to!
Po czym zagadał gości na amen, snując opowieść o nowych surówkach i
koktajlach piękności, które skomponował i wypróbował na sobie, żeby w wiosennym
sezonie serwować je ze spokojnym sumieniem, jako stuprocentowo skuteczne,
klientkom swoich instytutów.
- Stworzyłem też ostatnio coś zupełnie specjalnego, moi drodzy - dodał na
koniec przydługiego wywodu, zostawiając najbardziej smakowitą wiadomość niejako
na deser po ciężkostrawnym obiedzie.
- A mianowicie? - zainteresował się Conner.
- 81 -
S
R
- Silikonową maseczkę do relaksującego masażu twarzy bez demakijażu -
oznajmił podniosłym tonem triumfatora. - Coś dla zapracowanych od rana do wieczora
kobiet biznesu. Zaprezentuję wam prototyp, moi drodzy, ale wcześniej, jeżeli
pozwolicie, poczęstuję was kilkoma najbardziej oryginalnymi sałatkami z mojego
najnowszego zestawu.
Przeszli w trójkę z salonu do jadalni, stylizowanej na wnętrze groty z bajki o [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl