[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie tłumacząc szczytowi, że przesadza i generalnie uwa
ga była nie na miejscu.
Na szczęście listopad był leniwy i nie potraktował
mrozem polskiej ziemi, dało się więc jako tako kopać.
Co bardziej oporne partie polewano dla rozmiękczenia
przynoszonym z kuchni wrzątkiem. Praca była jednak
ponad siły wymuskanych mieszczuchów i po dwóch go
dzinach wszyscy mieli serdecznie dosyć Sary, jej meksy
kańskiego czarnoksiężnika i wszelkiego uduchowione
go drobiu. Marzyli tylko o tym, by nikt nie dobierał się
już do ich toksyn i złogów i by najlepiej dano im święty
spokój. Na wszelki wypadek zabezpieczyli przed noc
nymi podglądaczami prowizorycznie wykopany dołek
i poszli spać.
Sara dysponowała sześcioma sypialniami i pozwoliła
im się dowolnie rozmieścić, przykazując tylko surowo,
by jednÄ… zostawili dla Manuela i jego dostojnego ko
guta. Byli tak zmęczeni, że nawet się nie umyli, tylko
czym prędzej zakopali w śpiworach. Jednak nie dane im
było zregenerować się po ciężkim wieczorze. 0 drugiej
nad ranem, wszyscy spotkali siÄ™ w kuchni wywabieni
ze swoich łóżek donośnym chrapaniem Manuela i ra
dosnym pianiem kolejnego wcielenia jego znamienite
go przodka. Umordowani i wykończeni, powitali świt
przy stole kuchennym. Tam zastał ich rozpromieniony
Manuel. Ma jego widok wszystkim prócz Sary wypadły
z rąk łyżeczki, którymi wyjadali prosto ze słoika miód
spadziowy. W progu stał maleńki, bosy brodacz z czar
nymi lokami na głowie i znerwicowanym kogutem na
ramieniu. Był właściwie bez zębów, a zamiast lewego
oka miał malowniczy oczodół, pokryty licznymi blizna
mi. Uśmiechnął się szeroko całą paszczą i wsadził do sło
ika wskazujÄ…cy palec z dobrze widocznÄ… warstwÄ… brudu
za paznokciem. Oblizał go ze smakiem, a potem złożył
na czołach wszystkich obecnych ojcowski pocałunek.
Jadzię przeszedł dreszcz. Z rosnącym przerażeniem
obserwowała, jak guru wyjmuje z kieszeni azteckiej
szaty garść dziwnych ziaren i rozłupując je jedynym
zębem, podaje najpierw ptakowi, a dopiero potem po
żywia się sam.
Osobliwy okaz drobiu wprawił wszystkich w kon
sternacjÄ™. Manuel mieszankÄ… Å‚amanej angielszczyzny
i hiszpańskiego już na początku uczulił ich, że Tlaloc
jest niezwykle drażliwy. Jego imię oznaczało azteckie
go boga deszczu, a także epokę tak zwanego Trzeciego
Słońca, kiedy miał miejsce kataklizm ognistych opa
dów". Wedle prekolumbijskich podań przeżyły wtedy
tylko kury i indyki. Jadzia głośno przełknęła ślinę i obie
cała Tlalocowi, że już nigdy nie zje jego żadnego pobra
tymca. Kogut mrugnÄ…Å‚ na niÄ… czerwonym okiem, prze
chylił małą główkę i zafurkotał farbowanymi na wściekłą
zieleń skrzydłami.
Chryste, nie wierzy mi... ", od tej pory Jadzia była
święcie przekonana, że kurak czyta w jej myślach. Szyb
ko przesiadła się na kanapę bliżej Cypriana, a on od
ruchowo otoczył ją ramieniem. Był tym wszystkim wy
raznie rozbawiony i Jadzia odetchnęła z ulgą. Zaczęła
"
się bowiem obawiać, że jak tak dalej pójdzie, to wezmie
ich za bandę kompletnych świrów i zaraz wyjedzie. Ale
nic na to nie wskazywało. Cyprian puścił do niej oko
i sięgnął po grzankę.
Po śniadaniu Manuel zaordynował wznoszenie nad
dołem szałasu z gałęzi iglaków, po czym odesłał wszyst
kich precz i zajÄ…Å‚ siÄ™ wzniecaniem magicznego ognia.
Punktualnie w południe, gdy słońce stało wysoko na
bezchmurnym niebie, w progu salonu stanÄ…Å‚ Tlaloc
i wbił dziki wzrok w siedzących wokół kominka. Zapad
ła krępująca cisza.
- O co chodzi tej głupiej kurze? - zapytała Ula.
Tlaloc wydał z siebie ostrzegającą mieszaninę piania
i wściekłego gulgotu, a przerażona mężatka naciągnęła
na głowę kaptur sportowej bluzy.
- Mówcie co chcecie, ale to nie jest normalne... - pod
sumował Cyprian.
Było to tak oczywiste stwierdzenie, że wszystkich na
raz ogarnął dziki chichot, którego w żaden sposób nie
mogli opanować. Zmiali się dopóty, dopóki szaman
nie stanął obok koguta i po hiszpańsku nie zbeształ Sary.
- Pyta, dlaczego nie posłuchaliśmy Tlaloca i nie przy
szliśmy do dołu.
- Mamo, ja nie idę do żadnego dołu! Ja nie chcę jesz
cze umierać!- Guciowi najwyrazniej puściły nerwy.
- Nie martw się. - Sara uspokajająco pogłaskała go po
policzku. - Zostaniesz w kuchni razem ze mnÄ….
-Jak to? To ty nie idziesz???- Reszta zespołu poczuła
siÄ™ wyrolowana na cacy.
- Nie rnogÄ™, mam klaustrofobiÄ™. A poza tym muszÄ™
przygotować posiłek.
200
Nie wiadomo, jak długo trwałoby jeszcze to wzajem
ne przekomarzanie, gdyby nie ostry i krótki syk:
- Rapido.
I już bez szemrania przedziwny orszak karnie podrep
tał w stronę odrodzenia. Pochód otwierał mały bosy
człowieczek, a zamykał zadziorny kogut pilnujący, by
żaden z więzniów nie czmychnął po drodze w krzaki.
Jadzia, Cyprian i Ula porzucili myśl o jakiejkolwiek
odsieczy i spuścili się po linie dwa metry w dół. Na
dnie ciemnej jamy pod kopczykiem z kamieni płonął
mały ogień, a unoszący się wokół dym rozsiewał dziw
ny, nieco odurzający zapach. Manuel gestem poprosił
ich, by usiedli, a potem każdemu włożył do ust kawałek
czegoÅ› mokrego, zielonego i lekko gorzkiego. Ener
gicznym ruchem szczęki nakazał, by przeżuwali. Jadzia
mlasnęła raz i drugi. Cierpka breja rosła jej w ustach.
W panującym półmroku trudno było dostrzec jej kogo
kolwiek, nie mówiąc o jakichś porozumiewawczych
spojrzeniach. Niebawem na całym ciele zaczęła odczu
wać przyjemne ciepło, a zgniły smak w ustach przestał
tak bardzo przeszkadzać. Mięśnie rozluzniły się, w gło
wie lekko zafalowało. W rytm melodyjnych zaklęć Ma
nuela pod powieki napłynęło tysiące obrazów w jaskra
wych, energetycznych kolorach. %7łółte plamy mieszały
się z pomarańczowymi, a czerwone koła zamieniały
w turkusowe pioruny kuliste. Jadzia wyraznie poczu
ła w prawej ręce pulsującą energię. Z trudem otwo
rzyła oczy. Minęła dobra chwila, nim zdołała dojrzeć,
że Cyprian siedzi tuż obok, i to on dotyka jej dłoni.
Na dodatek w każdym muśniętym miejscu wyrasta jej
mała opuncja!
Chryste, chyba naprawdę mam odlot, zdążyła za
rejestrować, nim puściła się w szalony pościg za włas
nymi myślami. Uciekały jej z głowy przez sprytną złotą
dziureczkę. Koniecznie musiała powiedzieć o tym Cyp
rianowi. Odwróciła się, lecz zamiast niego ujrzała tyl
ko wielkie czerwone serce, które siedziało po turecku
i uśmiechało się do niej, błyskając wielkimi zębami.
Manuel polewał rozżarzone kamienie tequilą, pusz
czając przy tym głośne bąki. Alkoholowo-fizjologiczne
opary z głośnym sykiem uniosły się w górę. Ceremonia
dobiegła końca i mogli już wyjść na powierzchnię. Byli
nie tylko urąbani w trzy trąbki, ale też odurzeni peyot
lem, bo właśnie to ziele szaman wcisnął im wcześniej
do ust.
Kiedy tylko Sara zobaczyła ich głupkowaty wyraz twa
rzy i poczuła bijącą mocną woń tradycyjnego meksykań
skiego trunku, natychmiast pożałowała, że nie wzięła
udziału w obrzędzie. Zamiast tego stała z Guciem przy
garach, starając się uhonorować niezwykłego gościa
tradycyjnym menu jego kraju. Kręgosłup bolał ją jak
cholera, ale za to stół uginał się od potraw. Było i chi-
li eon carne, i pozole - gęsta zupa z wieprzowiną, kur
czakiem i kukurydzą. Przyrządzili nawet pracochłonne
tortillas z mnóstwem różnorakiego nadzienia. Chociaż
na dobrą sprawę w kuchni meksykańskiej można się
obejść bez wszystkiego z wyjątkiem fasoli i wściekle
ostrego chili.
Podczas gdy Polacy zionęli żywym ogniem i oczy
wychodziły im na wierzch, Manuel i jego meksykański
kogut beznamiętnie przeżuwali każdy kęs, raz po raz
202
zagryzając papryczką jalapeno. Cyprian oglądał to z ros
nącym podziwem. Nagle polskie geny zajadłej rywaliza
cji wzięły w nim górę nad gościnnością: wsadził sobie
do ust jasnozielony strączek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- Chmielewska Joanna O Teresce i Okrętce Duch
- Chmielewska, Joanna Babski Motyw
- Joanna Szczepkowska Jak wyprostować koło
- Chmielewska, Joanna Trudny Trup
- Joanna Chmielewska Harpie
- House Of Evil
- Janusz Palikot PśÂ‚onć… koty w BiśÂ‚goraju
- Major_Ann_ _Zakochani_od_zawsze
- Claudia Gray Wieczna noc 03 Ucieczka
- KośÂ›ciuszko Robert Wojownik Trzech Czasów 3 Straśźnicy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezglutenowo.pev.pl