[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kwiat zwracający się ku słońcu, z promiennym uśmiechem
na ustach, nadstawiła twarz do następnych pocałunków.
Matt uśmiechnął się z satysfakcją.
- Wiem, szefie, to nie jest profesjonalne zachowanie
- przyznaÅ‚a siÄ™ szeptem. Rozbawiona i bez cienia wyrzu­
tów sumienia.
Matt podniósł głowę i rozejrzał się wokoło. Biuro było
puste, podobnie zresztą jak hol. Nikt się tam nie kręcił.
Z uniesionymi brwiami spojrzał na Leslie.
Roześmiała się nieśmiało.
Widząc figlarne błyski w jej oczach, Matt zareagował
natychmiast. UjÄ…Å‚ w dÅ‚onie twarz Leslie. PocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… de­
likatnie.
Kiedy jęknęła, od razu się odsunął. Wyprostował się
powoli. Przypomniał sobie własne poprzednie, brutalne
próby zbliżenia do Leslie i spoważniał. Musi zachować
maksymalną ostrożność.
176 PO%7Å‚EGNANIE Z MROCZN PRZESZAOZCI
Z twarzy Matta wyczytała dręczące go poczucie winy
i zmarszczyÅ‚a czoÅ‚o. Wszelkie gry wstÄ™pne byÅ‚y jej caÅ‚ko­
wicie obce. Nie miała okazji ich poznać.
- Przepraszam za moje poprzednie zachowanie - po­
wiedział spokojnym tonem. - Jest mi bardzo przykro.
- Nic się nie stało - wyjąkała.
Odetchnął głęboko. Powoli wypuścił powietrze.
- Nie ma się pani czego bać. Mam nadzieję, że zdaje
sobie pani z tego sprawÄ™.
- Tak. I wcale siÄ™ nie bojÄ™.
Leslie patrzyÅ‚a, jak Matt zmienia siÄ™ na twarzy. W jed­
nej chwili stwardniały mu rysy. Spojrzała przypadkiem
w dół i na widok tego, co zobaczyła w szparze koszuli
rozchylającej się na męskim torsie, wstrzymała oddech.
- Pan jest ranny! - wykrzyknęła, ujrzawszy Å›wieże bli­
zny, siniaki i ślady skaleczeń.
- Wyzdrowieję - odparł krótko. - On może też.
- On, to znaczy kto?
- Reporter, który przyjechał do Jacobsville - wyjaśnił
Matt z kamiennym wyrazem twarzy. - Przewróciłem do
góry nogami całe Houston, żeby go znalezć. Wreszcie go
dopadłem i doprowadziłem przed oblicze jego własnego
szefa. Ze strony tego reportera już nic pani nie grozi. Przez
resztę swego nędznego życia ten człowiek będzie pisywał
wyłącznie nekrologi.
- Mógł podać pana do sądu...
- Bardzo proszÄ™, niech to robi. Moi adwokaci z miej­
sca go usadzÄ…. Natychmiast wystÄ…piÄ… przeciw niemu
z oskarżeniami. Do końca życia będą ciągać faceta po
sądach. Zważywszy na dużą różnicę wieku między nami,
nie będzie mnie już wtedy wśród żywych. - Matt zamilkł
na chwilę, jakby nad czymś się zastanawiał, po czym do-
PO%7Å‚EGNANIE Z MROCZN PRZESZAOZCI 177
rzucił: - W testamencie zagwarantuję środki na ten cel.
Nawet po mojej śmierci facet nie będzie bezpieczny!
Leslie nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać.
Matt był wściekły.
Popatrzył na Leslie.
- Wie pani, co irytuje mnie najbardziej? - zapytaÅ‚, za­
glądając w jej w posmutniałe oczy. - To, co zrobił ten
człowiek, nie jest tak złe jak to, co uczyniłem sam. Bardzo
panią skrzywdziłem i nigdy tego sobie nie daruję. Nigdy.
ByÅ‚o to zaskakujÄ…ce wyznanie. Zmieszana Leslie bawi­
ła się klawiaturą komputera i nie patrzyła w stronę Matta.
- Obawiałam się, że... że gdy pozna pan całą historię,
uzna mnie pan za winną - powiedziała cichym głosem.
- Winną? Czego? - zapytał szorstko.
Poruszyła nerwowo ramionami.
- W gazetach pisano, że to wszystko stało się z mojej
winy. %7łe to ja sprowokowałam całe zajście.
- Wielki Boże! - Matt przykląkł obok Leslie i zmusił
ją, aby na niego spojrzała. - Matka pani powiedziała mi,
co się wówczas stało - oznajmił. - A potem płakała jak
dziecko. Wie pani, co mówiła? %7łe chętnie do końca życia
pozostaÅ‚aby w wiÄ™zieniu, byleby tylko mogÅ‚a uzyskać pa­
ni przebaczenie.
Leslie poczuÅ‚a Å‚zy pod powiekami. PopÅ‚ynęły po twa­
rzy, lecz Matt nie pozwolił ich zetrzeć. Nachylił się i sca-
łowywał je tak czule, że wywołał prawdziwy potop.
- Proszę nie płakać - szeptał. - Już nic złego pani się
nie stanie. Nie pozwolÄ™ nikomu pani skrzywdzić. Przy­
rzekam.
Leslie nie potrafiła powstrzymać łez.
- Och, Matt!
- Chodz do mnie - poprosił łagodnym tonem.
178 PO%7Å‚EGNANIE Z MROCZN PRZESZAOZCI
Wyprostował się i wziął Leslie w objęcia. Nie zważając
na gips, zaniósł ją na rękach do swojego gabinetu.
Przed wejściem zobaczyła go sekretarka. Przytrzymała
drzwi i na widok czerwonych oczu Leslie, zapuchniętych
od płaczu, zmarszczyła z troską czoło.
- Podać kawę czy koniak? - spytała.
- Kawę. Za pół godziny. I w tym czasie proszę mnie
z nikim nie łączyć.
- Dobrze.
Zamknęła za sobą drzwi. Matt usiadł na skórzanej kana-.
pie, trzymając na kolanie płaczącą Leslie.
Wetknął jej chusteczkę w rękę i kołysał w objęciach,
szepcząc do ucha słowa pocieszenia. Robił to tak długo, aż
przestała płakać.
- Zmienię wyposażenie gabinetu - oznajmił. - Może
także boazerię.
- Dlaczego?
- Bo ten wystrój zle ci się kojarzy - wyjaśnił. - Podo-
bnie zresztÄ… jak mnie.
W jego głosie dała się słyszeć gorycz. Leslie przypo-
mniała sobie, jak tutaj zemdlała, a potem ocknęła się na tej
samej kanapie. Bez żalu spojrzała na Matta. Wciąż miała
spuchniÄ™te, czerwone oczy, ale pojawiÅ‚y siÄ™ w nich prze­
błyski ciekawości.
Czule pogłaskał ją po policzku i uśmiechnął się ciepło.
- Przeszłaś ciężkie chwile, mam rację? - zapytał. -
Czy stwierdzenie, że żaden mężczyzna nie powinien po­
traktować tak kobiety, a co dopiero niewinnej dziewczyny,
jak zrobili to ci zwyrodnialcy, przyniesie ci ulgÄ™?
- Tak - odparÅ‚a. - I wiem o tym. RozgÅ‚os, jaki w me­
diach osiÄ…gnęła ta sprawa, uczyniÅ‚ ze mnie niemal ladacz­
nicę. Dlatego kryłam się przed ludzmi. Uciekałam i ucie-
PO%7Å‚EGNANIE Z MROCZN PRZESZAOZCI 179
kaÅ‚am... I gdyby nie Ed i jego ojciec, a także moja przyja­
ciółka Jessica, nie wiem, co by się ze mną stało. Nie mam
już żadnej rodziny.
- Masz matkÄ™ - przypomniaÅ‚ Matt. - Pragnie ciÄ™ zoba­
czyć. Pojedziemy do niej razem, gdy tylko tego zechcesz.
Leslie wahała się przez chwilę.
- Czy wiesz, że zostaÅ‚a skazana za popeÅ‚nienie mor­
derstwa?
- Tak - przyznał spokojnie.
- Jesteś człowiekiem bardzo znanym... - zaczęła, ale
nie pozwolił jej dokończyć.
- Co to, teraz ty usiłujesz mnie chronić? - zapytał
z westchnieniem. - Mam w nosie wszelkie plotki. Niech
ludzie mówią sobie, co chcą. - Wyjął chusteczkę z ręki
Leslie i wytarÅ‚ jej mokre policzki. -Na ogół jednak repor­
terzy trzymają się ode mnie z dala. - Zacisnął zęby. -
Gwarantuję, że przynajmniej jeden z nich na mój widok
będzie teraz uciekać gdzie pieprz rośnie.
PosunÄ…Å‚ siÄ™ aż do tego, aby jÄ… chronić, pomyÅ›laÅ‚a zdzi­
wiona Leslie. Patrzyła na niego oczyma rozszerzonymi ze
zdumienia.
Na Matta te szare oczy dziaÅ‚aÅ‚y hipnotycznie. Wprawia­
ły w drżenie ciało i sprawiały, że tracił oddech. Nie chciał,
żeby Leslie dostrzegła jego podniecenie.
BÅ‚yskawicznie zsunÄ…Å‚ jÄ… z kolan i posadziÅ‚ obok na ka­
napie, a sam podniósł się i odwrócił tyłem.
- Masz ochotę napić się kawy? - zapytał szorstkim
głosem.
Zdziwiona, spoglądała na niego, nie kryjąc ciekawości.
- Chyba... chyba tak. Chętnie.
Podszedł do biurka i z wewnętrznego telefonu wydał
sekretarce polecenie. Gdy po chwili zjawiła się z tacą i sta-
180 PO%7Å‚EGNANIE Z MROCZN PRZESZAOZCI
wiała kawę na niskim stoliku przed kanapą, był zwrócony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl