[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Zapamiętam to sobie!  Sięgnęła po następny kwiat.
 Uważaj!  wrzasnął Jed.  Pyton!
144
RS
 Aha! Znowu zaczynasz?! Tym razem mnie nie nabierzesz. 
Zerwała orchideę, uśmiechając się triumfująco.  Wszystko za darmo!
Usłyszeli głośny syk, gdy rozdwojony język pytona mignął tuż przy
jej twarzy. Zatrzymała się nagle, wpadając prosto w objęcia Jeda. Jak
zahipnotyzowana wpatrywała się w okręconego wokół drzewa potężnego
pytona.
 No, idz, zdejmij go z gałęzi. Będziesz miała maskotkę  zakpił
Jed.
 Oszalałeś?
 Możesz go sprzedać, czemu nie. Wiesz, ile zapłaciłoby za niego
zoo w Bronx?
 Nie interesuje mnie to. Za żadne skarby świata nie wzięłabym do
ręki takiego potwora.
 Nikt nie mówi o pieniądzach! Możesz brać go za darmo.
Jęknęła i poszła dalej, uchylając się bokiem i upewniając, że uniknie
kontaktu z wężem.
I tak wąż był niczym w porównaniu z całą resztą. Temperatura i
wilgoć wzrastały, grunt stawał są coraz bardziej grząski, a ilość much nie
dawała się określić. Nieznośne  jedyne słowo, które przychodziło jej do
głowy.
Wspinali się teraz po stoku. Widoczność ograniczyła się do kilku
kroków. Dżungla otaczała ich zewsząd ścianą zieleni. Potem, gdy
schodzili, ziemia stała się tak miękka, że trudno było zrobić krok.  Tylko
nie bagno  błagała w duchu.  Tylko nie bagno, proszę!"
Po każdym kroku słyszała plaśnięcie butów o błoto. Na ręce usiadł
jej moskit, lecz uderzyła go, zanim zdążył ją ugryzć.
145
RS
 Mam cię, draniu!  Wyciągnęła trutkę na owady i dokładnie
spryskała nią gołą skórę.
 Fuuu!  Jed zamachał rękami.  Ale smród!
 Nie większy niż z cygar Garcii. Ledwo mogę oddychać w tej
wilgoci.
 Nie palę dla przyjemności!  wykrzyknął Garcia, nie przestając
ciąć maczetą.
Nie słuchała. Skupiła się na ostrożnym stawianiu każdego kroku.
Zdradzieckie podłoże stanowiła gruba warstwa brązowego mułu.
 Idę po czekoladowym budyniu  powiedziała do siebie.
 Jakie masz miłe skojarzenia!  skwitował uprzejmie Jed.
Z trudem powstrzymywała się, żeby nie przyłożyć mu za to.
Musiała naprawdę uważać. Za każdym stąpnięciem jej buty
zanurzały się w błocie. Skrzywiła się, gdy wpadła jedną nogą do wielkiej
kałuży.
 Czekajcie! Mam w skarpecie grudę błota.
 Pokaż.  Jed objął ją w pasie.  To może być pijawka.
 Coo?  Nie chciała uwierzyć.
 Pijawka?  Garcia odwrócił się, wydmuchując kłęby dymu. 
W razie czego, jestem gotowy.
Wyjął cygaro z ust i przybliżył do jej nogi. Jed w tym czasie
ostrożnie podwinął nogawkę spodni i zsunął skarpetkę. Nic nie znalazł.
 Uff! Już się zmartwiłem, że będę musiał ją zdejmować. Teraz ci
powiem  brzydzÄ™ siÄ™ pijawek.
 Na pewno nie tak bardzo jak ja, amigo.  Garcia wzruszył
ramionami.
146
RS
Jane patrzyła to na jednego, to na drugiego, czując, że zaraz
zemdleje.
 No, chłopcy?
Spojrzeli na nią i zauważyli, że wskazuje na drugą nogę.
 To ta  jęknęła.
Rzeczywiście, pod drugą skarpetką ujrzeli wyrazne zgrubienie. Jed
przełknął ślinę i zabrał się do dzieła. Chwycił mocno dziewczynę i
podniósł jej nogę tak, aby móc łatwo i szybko zdjąć skarpetę.
Jane poczuła mdłości, gdy zobaczyła, co ma na nodze.
 Obrzydlistwo!
 Czegoś takiego to jeszcze nie widziałem.  Jed wziął od Garcii
cygaro i przytknął je do śliskiego potwora.
 No, załatwione.  Garcia odetchnął z ulgą.
 Już po wszystkim  dodał Jed, klepiąc ją po ramieniu i oddając
cygaro Garcii.
Była ciężko przerażona.
 Co ty na to, żebyśmy ruszyli z tego miejsca i doszli czym prędzej
na suchą, trawiastą przestrzeń?
Jane stęknęła głośno i zemdlała.
147
RS
Rozdział jedenasty
 CoÅ› mi tu nie pasuje, amigo.  Garcia wyjÄ…Å‚ cygaro z ust i
wyciÄ…gnÄ…Å‚ z kieszeni kompas.
 No, chyba się nie zgubiliśmy?  niepokoił się Jed.
Jane podeszła do nich, rozcierając bolącą kostkę. Przez resztę drogi
po bagnistej równinie szła na palcach w obawie przed następnymi
pijawkami.
Znajdowali się teraz na nieco wyżej położonym terenie. Miała więc
okazję odpocząć. Wiedziała też, że niedługo wyjdą z dżungli.
 Wszystko idzie zgodnie z planem.  Esachmo wzruszył
ramionami.  O zachodzie słońca wyjdziemy na suchą łąkę.
Garcia był wyraznie zaniepokojony. Wyjął mapę z plecaka i zaczął ją
rozwijać.
 To jest moja prywatna mapa. To znaczy, sam ją zrobiłem 
wyjaśnił.  Mam tu zanotowane takie szlaki, o które nawet Mescalti
byliby zazdrośni.
 Ja tutaj mam swoją mapę  powiedział dumnie Esachmo,
wskazując na głowę.  Nie zgubię jej. Nikt jej nie ukradnie ani nie
zniszczy. Tak, dotrzemy do wyżyny przed zachodem słońca. Zbyt
niebezpiecznie jest przemierzać ten teren w ciemnościach, zwłaszcza gdy
dojdziemy do urwiska.
 Urwiska?  zapytała Jane.  Takiego jak w górach?
 Tak, wysokie i ostro opadające w dolinę poniżej  potwierdził
Garcia.
Zerknął jeszcze raz na mapę i złożył ją.
148
RS
 Hmm... panno Jane, czy mógłbym zobaczyć pani mapę? To
znaczy... hmm... teraz, gdy jesteśmy wspólnikami...
 Dlaczego?  spytała.  Nie ufasz mi?
 Ależ ufam  zapewnił, lecz nie przekonał jej.
 On chce tylko zobaczyć, czy ta mapa jest prawdziwa  wtrącił
Jed.  Prawda, Garcia?
Skinął potakująco głową.
 CoÅ› mi tu nie gra. Nie opuszcza mnie podejrzenie. Zanim zrobiÄ™
następny krok, muszę bezwzględnie zobaczyć tę mapę.
 Co z tobą, Garcia?  Jed roześmiał się.  Przestraszyłeś się, że
ktoÅ› tu ciÄ™ oszukuje?
Spojrzał na Jeda badawczo, a ten odpowiedział mu szyderczym
grymasem.
 Teraz już wiem, że coś tu nie jest w porządku.
 Może moja mapa?  wtrąciła się Jane. Garcia przetoczył cygaro
w drugi kąt ust i wskazał palcem na Jeda.
 O nie. Nie z mapą, lecz z tym tutaj człowiekiem.
 A co jest z nim niby nie tak? Jed roześmiawszy się odparł.
 W każdym razie, na pewno nie mam gorączki!
 GorÄ…czki?
 Gorączki... złota.  Usłyszeli głos Esachmo. Młody Indianin
spojrzał uważnie na Amerykanina.
 Jesteś albo bardzo bogatym człowiekiem, albo tak bardzo
chytrym, że nie można ci ufać. Nie powiedział nam pan wszystkiego. 
Odwrócił się w stronę pozostałej dwójki.  Umiem czytać z ludzkiej
149
RS
twarzy lepiej, niż odnajdywać przejścia przez dżunglę. A ta twarz mówi
mi, że weszliśmy na drogę porażki.
 Chciałeś powiedzieć, oszustwa  poprawiła go Jane.
 To też. Mogłem zgodzić się na gotówkę, zamiast udziału w
złocie.
 Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu, zgadza się, Esachmo.
 Jed roześmiał się.
 Tak, senior, zwłaszcza, gdy ten dach znajduje się w kraju Yapa.
Teraz nie wierzę, że tam jest jakieś złoto. Zastanawiam się, czy w ogóle
iść z wami dalej niż do urwiska.
 Ja w każdym razie idę dalej.  Jane była wściekła.  Nie będę
teraz tracić czasu na kłótnie. Nie teraz, gdy jesteśmy tak blisko celu.
 No, to pokaż Garcii mapę  zasugerował Jed. Garcia wyciągnął
rękę.
 Nie, amigo. Mapa jest moja.
 Mogę zobaczyć kopię?  Garcia zwrócił się do Jeda.
 Jasne, stary, już ci ją daję.
Zdjął kapelusz, wyciągnął kopię mapy i podał ją Garcii. Rzuciła się,
aby go powstrzymać, ale Jed był szybszy i silniejszy. Chwycił ją mocno za
ramiÄ™.
Garcia wziął mapę i przyjrzał się mu uważnie.
 Coś zbyt ochoczo mi to dałeś. To jest kolejne ostrzeżenie. 
Uśmiechnął się zadowolony.  Teraz zobaczymy, czy mnie nos nie
zawiódł.
150
RS
 Jak mogłeś?! Gdy zobaczy mapę, porzuci nas przy pierwszej
nadarzającej się okazji i sam ruszy po złoto! To samo ten brudny oszust i
bandyta zrobił ci cztery lata temu!
Jej słowa przyjęto grobowym milczeniem. Wiedziała, że przesadziła.
Jedyną rzeczą, która się w tej chwili liczyła, było dotarcie do skarbu.
Garcia gapił się na nią z niedowierzaniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl