[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lizkę zapakować w papier i odesłać do Międzywodzia. Myślałem, że Duduś się
rozpłacze, ale na szczęście dzielnie przyjął ten cios.
Po drugie, zrobiła generalny przegląd naszego ekwipunku. Pochwaliła mnie
przy tym. O, proszę, tak się wyrusza w podróż. %7ładnych fidrygałków ani faramu-
szek. Po harcersku.
Po trzecie, sprawdziła stan higieniczny oddziału. Ku memu wielkiemu zdu-
mieniu w uchu sławnego higienisty znalazła kopalnię mułu i piasku, a stan jego
nóg określiła jako idealny dla sadzenia rzepy. U mnie też znalazła trochę wodo-
rostów na szyi, lecz to mnie nie kompromitowało, gdyż wodorosty pochodziły
z wczorajszej kÄ…pieli w jeziorze.
Na koniec wydała ścisłą instrukcję, co nam wolno, a czego nie wolno.
94
WOLNO:
Oddychać
podziwiać okolicę
zachwycać się przyrodą
myśleć o rodzicach
dojechać do Międzywodzia
NIE WOLNO:
oddalać się bez zezwolenia
wyskakiwać z pędzącego samochodu
krzyczeć
kłócić się
myśleć o niepotrzebnych rzeczach
pić nie przegotowanej wody
używać niewłaściwych wyrazów
jeść niedojrzałych owoców
wdychać kurzu
mówić zle o bliznich
jeść brudnymi rękami itd.
Tych  nie wolno" i  zabrania się" było jeszcze więcej, ale zapomniałem, bo
tak zwykle bywa  jeżeli nie wolno, to łatwo wylatuje z głowy.
I jeszcze jedno  wolno nam było wierzyć w przesądy. Z tego  wolno" wy-
łaniały się nowe  nie wolno". Nie wolno wstawać lewą nogą, przechodzić drogą,
którą przeszedł czarny kot lub kobieta z próżnymi wiadrami, pożyczać chusteczki
do nosa, płoszyć białego gołębia, rozsypywać soli, słuchać, jak dzwoni w lewym
uchu, myśleć o tym, że swędzi lewa dłoń... i jeszcze sto innych rzeczy. Jednym
słowem, na każdym kroku czyha na nas jakaś przeszkoda, a my powinniśmy uni-
kać jej przezornie.
Od razu przypomniałem sobie, że rano wstałem lewą nogą, włożyłem koszu-
lę na lewą stronę, splunąłem za siebie i dzwoniło mi w lewym uchu. Ogromnie
zmartwiłem się i wyśpiewałem wszystko cioci Kabale.
Pocieszyła mnie, że to nie ma znaczenia, gdyż milicjant z czarnym wąsikiem
oznacza szczęście, a zamknięcie za kratkami przekreśla wszystkie plagi, które
miały mnie spotkać. Mogłem spokojnie wyruszyć w drogę. Duduś też mógł, bo
z góry zapowiedział, że nie wierzy w żadne przesądy.
Tymczasem wciąż jeszcze tkwiliśmy nad jeziorem w Wieżycy i nic na to nie
wskazywało, że wyruszymy stąd przed zachodem słońca. Na szczęście, na hory-
zoncie pojawił się milicjant z wąsikiem, ten sam, który nas odprowadził na po-
sterunek. I rzeczywiście przyniósł nam szczęście, bo w tej chwili właśnie obok
przystani zatrzymał się autobus, a z autobusu wysypało się z tuzin młodych spor-
towców. Po minach i po ruchach poznałem od razu piłkarzy.
95
Nie myliłem się. Była to drużyna piłkarska  Kaszubianka" z Kartuz. Jechała
na mecz do... Tucholi.
Za chwilę mieliśmy podziwiać niezwykły kunszt naszej nowej cioci. To, co
pokazali nam Meksykańczycy, było zerem wobec jej autostopowych zdolności.
Sokolim okiem wyłuskała spośród piłkarzy kierownika drużyny. Przez chwilę
zdawało się, że go hipnotyzuje, ba, zamienia w królika. Potem uśmiechnęła się
najwspanialszym uśmiechem, jaki widziałem, podeszła do niego i dopiero zaczął
siÄ™ prawdziwy koncert.
 Nie damy się!  zawołała gromko.  Zobaczy pan, wygramy ten mecz
do kółka.
Na widok kobiety-Indianina na okrągłej twarzy kierownika  Kaszubianki" po-
jawił się uśmiech zdziwienia.
 Nie damy się  powtórzyła z zapałem.  Widziałam, jakeście rozgromili
przeciwników w ostatnim meczu.
 To pani była z nami w Chełmży?
 Pytanie! Jestem waszym najwierniejszym kibicem... Tylko radzÄ™, trzeba
grać częściej skrzydłami i nie bawić się pod bramką, ale strzelać. Na skrzydło,
do
środeczka i lufa.
Kierownik w jednej chwili zorientował się, że ma przed sobą znakomitego
znawcę piłki nożnej. Z respektem i szacunkiem spojrzał na potężne bary naszej
cioci Kabały.
 Sto razy powtarzam chłopcom, żeby się nie cackali z piłką pod bramką.
 O, właśnie. I podania muszą być celne.
 I trzeba atakować falami  dorzucił.
 A przede wszystkim nie zapominać o kryciu  radziła ciocia.  Strzelać
z każdej pozycji.
Kierownik pokręcił z niedowierzaniem głową.
 Pani to się zna na piłce.
 Ba! Stara gwardia, kolego. Pamiętam Kałużę, jak sto razy podbijał piłkę
głową. I Nawrota, który dryblował jak diabeł...
Kierownik rozłożył ręce.
 Tak, koleżanko, dzisiaj już nie te czasy. Gdy ja grałem w  Gedanii", to się
dopiero strzelało, a nie czekało z piłką. Bah, i bramka. Lewą nogą,
koleżanko.
Albo z woleja... kto dzisiaj strzela z woleja. Chyba że mu podadzą na nogę.
No
cóż, ale trzeba grać.
 I wygrywać  wtrąciła ciocia.  Niech kolega nie narzeka. Widzę, że
wasi chłopcy w formie.
 Robią, co mogą, koleżanko.
 No! Niech kolega nie będzie znowu taki skromny. Wszyscy wiemy, że to
zasługa kolegi. No nie, Poldek?  zwróciła się do mnie.
Nie wiedziałem, czyja to zasługa, ale w mig potwierdziłem:
96
 Pewno, że pana kierownika. Pan orze w klubie za wszystkich.
Dopiero teraz raczył nas zauważyć. Zagrał wobec mnie dobrodusznego wu-
jaszka.
 A ty grasz w piłkę, kolego?
Wszyscy byliśmy już na koleżeńskiej stopie, więc należało zrobić przyjem-
ność koledze kierownikowi.
 To się wie  powiedziałem  gram na łączniku w drużynie trampkarzy.
 A ty?  spojrzał na Dudusia.
Duduś przez chwilę nie wiedział, czy gra, czy nie gra. Wreszcie odrzekł przez
nos:
 Przepraszam pana, ale ja w ogóle nie interesuję się sportem. Tatuś powie
dział, że sport wpływa ujemnie na rozwój umysłowy.
Kierownik rzucił mu pogardliwe spojrzenie. Ja też mu rzuciłem, a ciocia Ka-
bała, chcąc ratować sytuację, wyjaśniła:
 On jest trochę słabowity i dlatego ojciec mu nie pozwala.
Duduś chciał zaprotestować, lecz ciocia Kabała tak na niego spojrzała, jakby
go miała za chwilę upiec na rożnie.
Kierownik z politowaniem pokiwał nad nim głową.
 Biedak. Powinien przynajmniej pływać...
Duduś miał powiedzieć, że nie umie pływać, ale nie zdążył. W tej chwili dzielni
piłkarze z  Kaszubianki" po krótkim odpoczynku nad jeziorem wracali do au-
tobusu.
 Jedziemy, panie kierowniku?  zapytał trener.
 Za chwilę  odparł kierownik i nagle zwrócił się do cioci Kabały:  Może
koleżanka pojedzie z nami? Będziemy mieli honorowego kibica.
Ciocia Kabała udała bardzo zatroskaną.
 Chętnie  zająknęła się  tylko co ja z nimi zrobię?  W tym miejscu
wymownym ruchem wskazała na Dudusia.
 Niech jadą z nami. Będą dopingować naszych chłopców.
Ciocia Kabała wspaniałomyślnie przyjęła zaproszenie.
 Genialna  pomyślałem  najpierw oczarowała, potem opętała, a na końcu
sama dała się ubłagać. Ho, ho! Od niej wiele można się nauczyć. Bratnia dusza.
Ma fantazję i jeszcze coś... Wdzięk, którym podbija nawet najbardziej zatwar-
działe serca".
5 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl