[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednak jakimś cudem nie wypuściła ostrza z dłoni. Straciła po chwili równowagę i puściła sierść
zwierzęcia. Kot zwinnie zrzucił ją z grzbietu i dziewczyna przeleciała spory kawałek, zanim
wylądowała z impetem na skraju polany. Rozwścieczona bestia natychmiast rzuciła się w jej
stronę. Badaczka przetoczyła się na plecy i kiedy zwierzę już miało zatopić kły w jej ciele,
podniosła sztylet do ciosu.
Kątem oka zdążyła jeszcze zauważyć, jak Tendau wyszarpuje blaster z kabury, przyklęka i bierze
kocura na cel, ale zaraz wszystko przysłoniła szeroko rozwarta paszcza bestii, zbliżająca się do
jej twarzy. Niewiele myśląc, wycelowała sztylet w sam środek. Wiedziała, że nie na wiele się to
zda, ale instynkt przetrwania wziął górę. Nagle w powietrzu pojawiła się czerwona mgiełka,
rozległ się głuchy ryk... i ciało olbrzymiego kota zwaliło się na Dusque, wyciskając jej z płuc
resztki powietrza. Nie wiedziała nawet, czy zraniła kocura. Stęknęła głucho i jak przez mgłę
usłyszała - a może tylko jej się zdawało? - strzał z blastera. W końcu uświadomiła sobie, że jeżeli
szybko nie wydostanie się spod ciężkiego cielska, po prostu się udusi. Spróbowała zrzucić z
siebie kota - bezskutecznie. Coraz trudniej było jej oddychać, przed oczami zaczęły latać
kolorowe plamy; kręciło jej się w głowie.
I wtedy kot powoli się poruszył.
- Dusque? - dobiegło jej uszu gdzieś z bardzo, bardzo daleka.
Resztką sił, odruchowo pchnęła bestię, aż ciało zaczęło się przesuwać, a kiedy łeb zwierzaka
opadł na bok, pojawiła się głowa Ithorianina. Sapiąc z wysiłku, ściągał z niej drapieżnika. Kot
jest martwy, uprzytomniła sobie Dusque. Chociaż miała unieruchomione ręce, wciąż mogła
poruszać nogami; wierzgnęła z całej siły, pomagając Nandonowi uwolnić ją spod cielska.
Stęknęła z wysiłku i zepchnęła swojego niedoszłego oprawcę na ziemię. Wspólnymi siłami
zdołali odsunąć kocie truchło na tyle, żeby mogła się spod niego wygramolić.
- Jak się czujesz? - spytał Tendau z troską. Dusque uklękła i przeciągnęła dłonią po krwawiącym
przedramieniu.
- Nic mi nie będzie - mruknęła i uśmiechnęła się niewesoło. - A przynajmniej mam taką nadzieję.
Dobry strzał - pochwaliła.
- Wybacz, że nie byłem szybszy - przeprosił Tendau. - Poczekaj tu na mnie. Pójdę tylko po twój
plecak i zaraz się tobą zajmę - powiedział, wskazując na jej rękę.
Podwinęła rękaw i obejrzała ranę. Nie wyglądała poważnie.
- Nie ma potrzeby - zawołała za Ithorianinem. - To tylko draśnięcie. Chyba ta kocica była sama. -
Machnęła ręką w stronę zwłok.
Nandon wrócił z jej bagażem i zaczął go przetrząsać.
- Też mi się zdaje, że polowała samotnie - potwierdził jej opinię. - Gdyby było inaczej, reszta już
by tu była. - Przyjrzał
siÄ™ krytycznie jej zakrwawionej bluzie. - PrzyciÄ…gnÄ…Å‚by je zapach krwi.
- Pewnie masz rację - mruknęła Dusque. Patrzyła, jak jej przyjaciel ostrożnie rozkłada na ziemi
zestaw do udzielania! pierwszej pomocy. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami i wyciągnęła do
niego pokiereszowaną rękę. Tendau oczyścił delikatnie ranę i założył opatrunek. |]
Reszta drogi do Narmle i Moenii upłynęła im bez niespodzianek. Mimo bolącej ręki Dusque
cieszyła się każdą chwilą ich spokojnej wędrówki przez dziewiczy gąszcz. Kiedy jednak znowu
znalezli się w mieście, wątpliwości, które wcześniej uparcie próbowała odsunąć na dalszy plan,
zaatakowały ze zdwojoną siłą. Po raz kolejny dotarło do niej, jaka z niej; szczęściara, że ma u
boku takiego kompana jak Nandon. Tak dzielnie mnie wspiera, pomyślała z wdzięcznością. Tak
bardzo się cieszę, że go znam... Jak mu się odwdzięczyć? Co mogę dać mu w zamian? Traktuję
jego wsparcie jak coś normalnego* nie zawracając sobie tym głowy i nie kłopocząc się
odwzajemnianiem jego życzliwości. Pracuję dla Imperium, a jednak nie wierzę w ich slogany ani
trochę bardziej niż w postulaty ' Sojuszu, zastanowiła się. Na wspomnienie Rebelii jej myśli "
powędrowały znów do ciemnowłosego agenta. Darktrin nie dawał jej spokoju od chwili, kiedy po
raz pierwszy ich spojrzenia się spotkały. i Może... - przyszło jej do głowy, może po prostu jest
tak, jak mówił Finn: kiedy nie podejmuję ryzyka, życie przecieka ; mi między palcami...? Kim w
takim razie jestem, co po mnie zostanie? - zastanawiała się.
Port kosmiczny był zatłoczony istotami czekającymi na lot powrotny na Naboo. Kiedy badaczka
rozejrzała się wokół, rozcierając z roztargnieniem zranione ramię, zauważyła, że otaczające ją
istoty są w większości zmęczone i przerażone. Domyśliła się, że przybyły na Rori głównie w
poszukiwaniu przygód i gorzko się rozczarowały. Uświadomiły sobie swoją pomyłkę i teraz
wracają do smutnej rzeczywistości, do galaktyki, którą znają. A jednak, pomyślała, próbowały:
podjęły wyzwanie, zaryzykowały. Cóż, przynajmniej nie będą mogły
sobie zarzucić, że nic nie zrobiły, żeby zmienić otaczającą ich rzeczywistość. Nie będą mieli do
siebie pretensji.
Lot promem nie trwał długo, ale przez całą drogę Dusque dręczyły ponure myśli. Zdała sobie
sprawę, że chociaż oskarżała własną matkę o chowanie głowy w piasek, o zamknięcie się w
sobie, może ona właśnie robiła to samo...? Może nadszedł czas, żeby wybrać? Czuła się
rozpaczliwie rozdarta.
- Co robić? - spytała swoje smutne odbicie, wpatrujące się w nią z transpastalowego iluminatora
promu, ale tamta druga Dusque milczała. Postanowiła pomilczeć razem z nią.
Kiedy prom wylądował, rozpętało się istne pandemonium. Pasażerowie wysypywali się ze środka
i mieszali ze strumieniem nowych podróżnych, niemogących się doczekać ekscytującej
wyprawy. Poszturchiwana i popychana, badaczka zrozumiała, dlaczego ponad uroki cywilizacji
przedkłada obcowanie z naturą - nawet jeśli oznacza to konieczność uciekania przed podjęciem
decyzji. Na zewnętrznych terenach portu roiło się od przedstawicieli najrozmaitszych klas i ras,
obładowanych wszystkimi możliwymi rodzajami bagażu. Niektórzy uwolnili z klatek i pudeł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- BALTHASAR H. U. von Credo
- Termomix zebrane Dukan
- Dillingham Jacobs The Stone of Meku (pdf)
- Latifa Ukradziona twarz
- Hot Nights 2 Seducing the Playboy Amanda Usen
- Anita Shreve Ci晜źar wody
- 83 06 Osaczona wyspa
- M117. O'Neill Margaret śąona dla szefa
- Mortimer_Carol_Spotkanie_w_Paryzu
- 2004_ _The_League_of_Extraordinary_Gentlemen
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- skromny19.pev.pl