[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jedynie wyświadczyć panu przysługę i oszczędzić
wstydu.
- Jest pan niezwykle uprzejmy - odparł Halvor.
Wszedł do pokoju, mijając Johnasa, i ruszył w kierunku
dużego dywanu wiszącego na ścianie. Podszedł do niego,
wyciągnął dłoń i zaczął bawić się frędzlami. Wzór
przedstawiał uzbrojonych mężczyzn na koniach.
- Ma jakieś dwa i pół na trzy i pół metra - od razu
powiedział Johnas. - Doskonały wybór, jeśli wolno mi
skomentować. Wzór przedstawia walkę pomiędzy
dwiema grupami nomadów. Jest bardzo ciężki.
- Może go pan dostarczyć na miejsce, prawda? - zapytał
Halvor.
- Oczywiście. Dysponuję ciężarówką. Myślałem jednak
raczej o tym, że trudno utrzymać go w czystości. Potrzeba
kilku dorosłych mężczyzn, żeby go unieść i wytrzepać.
- BiorÄ™ go.
- Słucham? - Johnas zbliżył się o kilka kroków, a potem
popatrzył na niego niepewnie. Było coś dziwnego w tym
młodym mężczyznie.
- To jest jeden z moich najdroższych dywanów. Kosztuje
siedemdziesiąt tysięcy koron.
Kiedy wypowiadał cenę, uważnie przyglądał się twarzy
chłopaka. Halvor nawet nie mrugnął okiem.
- Jestem pewien, że jest wart swojej ceny.
Johnasowi nie podobała się cała ta sytuacja. Zmroziło go
podejrzenie. Nie wiedział, dlaczego ten człowiek tak
dziwnie się zachowuje ani czego od niego chce. Przecież
to niemożliwe, żeby miał tyle pieniędzy. A nawet jeśli, to
już na pewno nie wydawałby ich na dywan.
- Proszę go dla mnie zapakować - polecił Halvor,
krzyżując ramiona. Oparł się o mahoniowy stolik, który
zaskrzypiał niepo-kojąco pod jego ciężarem.
- Zapakować? - Johnas próbował się uśmiechnąć. - Roluję
je, a potem pakuję w plastik i obwiązuję taśmą.
- W porządku, może być. Halvor czekał.
- Tylko że trzeba trochę czasu, żeby zdjąć go z tej ściany.
Mam takÄ… propozycjÄ™. PrzygotujÄ™ go i zawiozÄ™
wieczorem do pana do domu. Potem pomogę rozłożyć.
- Nie, nie. Chciałbym go już teraz.
Johnas zawahał się. - Chce go pan zabrać już teraz. A -
proszę wybaczyć to bezpośrednie pytanie - jak ma pan
zamiar za niego zapłacić?
- Gotówką, jeśli można.
Poklepał się po kieszeni. Miał na sobie wyblakłe dżinsy z
przetartymi nogawkami. Johnas stał naprzeciw niego,
wciąż niezbyt pewien, o co właściwie chodzi.
- Czy coś nie w porządku? - zapytał Halvor.
- Nie wiem. Może.
- Więc w czym problem?
- Wiem, kim jesteś - powiedział Johnas, przyjmując
poważny wyraz twarzy. Cieszył się, że może już przestać
udawać.
- Czy my siÄ™ znamy?
- Tak, znamy się, Halvorze. Oczywiście, że się znamy.
Myślę, że sam wiesz o tym doskonale.
- Tak? A o czym?
- Przestań się wygłupiać! W tej chwili! - krzyknął Johnas,
a potem mocno zacisnÄ…Å‚ usta.
- Zgoda! - warknÄ…Å‚ Halvor. - ZciÄ…gaj ten dywan, tylko siÄ™
pośpiesz.
- Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że nie chcę go
sprzedawać. Przeprowadzam się i mam zamiar zostawić
go dla siebie. Poza tym jest dla ciebie o wiele za drogi.
Bądzmy szczerzy, obaj wiemy, że nie stać cię na niego.
- A więc chcesz zostawić go dla siebie? - Halvor odwrócił
się. - No cóż, rozumiem. Wezmę zatem inny.
Rozejrzał się raz jeszcze po ścianach i wskazał na dywan
w różowe i zielone wzory. - Wezmę ten - powiedział po
prostu. - Proszę go dla mnie ściągnąć i przygotować
rachunek.
- Kosztuje czterdzieści cztery tysiące koron.
- Może być.
- Doprawdy?
Halvor ciągłe czekał ze skrzyżowanymi ramionami. Jego
spojrzenie nie zmiękło nawet na moment.
- Czy byłoby to zbyt nachalne z mojej strony, gdybym
zapytał, czy ty w ogóle masz pieniądze?
Halvor pokręcił głową. - Oczywiście, że nie.
Podejrzewam, że w tych czasach ciężko określić jedynie
po wyglądzie, czy ktoś je ma, czy nie. - Włożył rękę do
kieszeni i wyciągnął plastikowy, płaski jak naleśnik
portfel z Velcro. Wyjął z niego kilka monet. Liczył je
nieśpiesznie, odkładając po kolei na stolik.
Johnas spoglądał sceptycznie, jak monety różnych
nominałów tworzą niewielki stosik - Dobra, koniec tej
zabawy. - powiedział ostro. - I tak zmarnowałeś
wystarczająco dużo mojego czasu. A teraz wynoś się stąd!
Halvor przerwał liczenie, a potem popatrzył na niego.
Wyglądał prawie na obrażonego.
- Jeszcze nie skończyłem. Mam więcej. - Zaczął
przeszukiwać portfel.
- Nie, nie masz! Mieszkasz razem z babciÄ… w starej
ruderze i zajmujesz się dowożeniem lodów! Ten dywan
kosztuje czterdzieści cztery tysiące - powiedział
opryskliwie. - Albo zaraz wyciÄ…gniesz pieniÄ…dze...
- A więc wiesz, gdzie mieszkam? - Halvor spojrzał na
niego. Sprawy zaczynały się komplikować, ale nie bał się.
Z jakiegoś powodu wcale się nie bał.
- Mam to - powiedział nagle, wyciągając coś z przegródki
na banknoty. Johnas przyglądał mu się podejrzliwie,
spoglądając niepewnie na przedmiot, który chłopak
trzymał w dłoni. - To dyskietka - wyjaśnił Halvor.
- Nie chcę twojej dyskietki. Chcę czterdzieści cztery
tysiÄ…ce
koron - odpowiedział szybko, czując, jak gdzieś w
zakamarkach jego umysłu budzi się strach.
- To pamiętnik Annie - wyjaśnił Halvor, potrząsając
dyskietką. -Zaczęła go pisać już dawno temu. Chyba w
listopadzie, o ile dobrze pamiętam. Szukaliśmy go, nie
tylko ja. Wie pan, jak to jest z dziewczynami, muszÄ… siÄ™
komuś zwierzać.
Johnas oddychał ciężko. Nie spuszczał wzroku z Halvora.
- Przeczytałem go. Jest w nim dużo o tobie.
- Oddaj mi to!
- Nigdy w życiu!
Głos Halvora nagle się zmienił. Obniżył się o ton i stał
bardzo głęboki. Słuchanie go przywodziło na myśl filmy,
w których demon przemawia ustami dziecka.
- Zrobiłem kopie - zaczął. - Więc mogę kupić tyle
dywanów, ile tylko będę chciał. Za każdym razem, jak
będę miał ochotę na nowy, zrobię po prostu kolejną
kopię. Czy rozumiesz, co do ciebie mówię? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl