[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niezbyt zabawna, ale dziwna. Nie zadawaj pchnięć z góry, gdy walczysz w
zwarciu. Trafisz tylko w kość i rozjuszysz jegomościa. Na pewno nie
zadasz mu poważnej rany. Uderzaj z dołu. W ten sposób będziesz miała
spore szanse, że trafisz w coś ważnego... wątrobę lub nerkę. Rozumiesz?
- My... my... myślę, że tak.
- Trochę pozieleniałaś... - Lavim przyjrzał się Kelidzie krytycznym
okiem. - SÅ‚uchaj, dobrze siÄ™ czujesz?
- W porządku. - Kelida przełknęła ślinę i opanowała wzbierającą w niej
falę mdłości.
- Jesteś pewna? Może naukę zadawania pchnięć odłożymy na pózniej?
Poćwicz jeszcze rzuty.
Zaczęła ćwiczyć. Pierwszy rzut chybił o grubość palca, drugi trawił
dokładnie w cel.
- Jeszcze raz - zachęcał ją Lavim. - Zaczynasz nabierać wprawy. -
Kelida rzuciła sztyletem, ale chybiła o krok.
Wokół pnia rosły kępy brązowej już turzycy i zeschniętej trawy. Kelida
szukała przez chwilę sztyletu, nie mogła go jednak odnalezć. Zaraz za
pniem grunt opadał ku lasom. Tuż przed linią drzew ujrzała błysk stali.
Ruszyła, by odzyskać broń.
Po ocienionej stronie wzgórza teren był podmokły i bagnisty. Buty
Kelidy ślizgały się po błocku i zapadały w rozmiękłym gruncie. Szybko
podniosła sztylet. Gdy odwracała się, uwagę jej przykuł ruch w gęstwinie
pobliskich krzaków. Kelida zmarszczyła brwi i zrobiła parę ostrożnych
kroków w stronę zarośli.
Przecisnęła się przez ciernie krzewu i przystanęła. Krzaki otwierały się
w tym miejscu, tworząc niewielki spłachetek zielonej trawy. Pośrodku
murawy leżał młody człowiek, przygniatając tułowiem wykręcone prawe
ramię. Lewą rękę nieszczęśnik, opuchniętą i również złamaną, wyciągnął
do dziewczyny, jakby ostatnim wysiłkiem chciał błagać o litość. Kelida nie
potrafiła dostrzec, czy jego pierś unosi się w oddechu.
Dziewczyna podniosła dłoń ku ustom i mocno zagryzła palec, by nie
krzyknąć. Długie, jasne włosy nieznajomego zbroczone były krwią, która
tworzyła niewielką kałużę tuż przy jego policzku, pokrytym splamionym
czerwienią błockiem. Przez drugi policzek nieznajomego, od
wybałuszonego oka aż do szczęki, ciągnęła się długa, głęboka rana, której
brzegi nabrzmiały już opuchlizną gorączki. Czerwone szaty młodzieńca
również zbroczone były krwią; niektóre z plam zdążyły już zaschnąć, inne
były świeże i wilgotne. Kelida raptownie zaczerpnęła tchu.
- Lavim! - krzyknęła rozpaczliwie. - Tyorl! Stanach! Młodzieniec jęknął
i otworzył oczy. Kiedyś były błękitne
jak letnie niebo. Teraz zmętniały z bólu.
- O pani! - wyszeptał nieznajomy. Nieszczęśnik westchnął
spazmatycznie, zacisnął powieki, przesunął językiem po skrwawionych
wargach i ponowił próbę. - O pani, czy zechcesz mi pomóc?
Stanach, którego przemarznięte ręce mocno drżały, opadł na kolana.
Złożywszy jedną dłoń na piersi Fujary, szukał rytmu oddechu i oznak
życia, jak kilka dni temu, gdy pośrodku zakurzonej drogi klęczał obok
Kyana-Czerwonego Topora. Fujara żył jeszcze, choć iskierka życia tliła się
w nim bardzo słabym płomieniem. Od chwili, kiedy mag poprosił Kelidę o
pomoc, nie odezwał się ani słowem - po prostu leżał i milczał.
%7łył jeszcze, choć złamano mu obie ręce, kilka żeber i zbyt wiele krwi
zebrało się w płucach.
Wrócił Tyorl, który oddalił się, by poszukać śladów, jakie mogli
pozostawić napastnicy Fujary. W lewej dłoni dzierżył gotowy do strzału
długi łuk, w prawej trzymał stary flet z wiśniowego drewna. Nic nie
mówiąc, podał instrument Stanachowi.
Stanach przesunął kciukiem po gładzi wypolerowanego drewienka. Po
krótkim wahaniu położył instrument obok prawej, złamanej ręki Fujary.
- Gdzie to znalazłeś?
- Niedaleko stąd. Stanachu, muszę z tobą pomówić.
Krasnolud kiwnął głową i wstał.
Elf, z którego błękitnych oczu nic nie dało się wyczytać, spojrzał na
leżącego maga, potem poszukał wzrokiem Kelidy. Ujrzał ją stojącą z
Lavimem na skraju polany i kiwnął dłonią prosząc, by podeszła bliżej.
- Kelido, zostań z nim przez chwilę. Dziewczyna nie odezwała się ani
słowem. Blada przysiadła obok Fujary, patrząc nań ze współczuciem.
Stanach westchnął ciężko i poszedł za elfem w głąb cienistego lasu. Szli,
dopóki nie upewnili się, że towarzysze nie mogą ich usłyszeć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl