[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żeglował w dół Rzeki, przybiła do przyjaznego brzegu. Niewielkie państewko
Sevieria zamieszkiwali w większości szesnastowieczni Anglicy, choć ich
przywódcą był Amerykanin, żyjący na przełomie osiemnastego i
dziewiętnastego wieku. John Sevier, założyciel "zaginionego kraju"
Franklina, pózniej zwanego Tennessee, serdecznie powitał Burtona i jego
towarzyszy.
Sevier i jego podwładni nie uznawali niewolnictwa i nie zatrzymywali
swych gości dłużej, niż ci mieliby ochotę. Kiedy pozwolili im napełnić
swoje rogi i pożywić się, zaprosili ich na ucztę. Obchodzono Dzień
Zmartwychwstania. Potem pokazano im chatę gościnną.
Burtona zawsze spał lekko, a teraz zaczął sypiać niespokojnie. Nim
poddał silę zmęczeniu, inni oddychali już głęboko lub chrapali. Z
niedokończonego snu wyrwał go głos, wplątany w jego wizje.
Hermann Goring pomyślał. Zabił go, ale tamten znów żyje gdzieś nad
Rzeką. Czy człowiek, który jęczał i krzyczał w sąsiedniej chacie, także
cierpiał przez Goringa, na Ziemi lub tutaj.
Burton odrzucił czarny ręcznik i wstał, szybko i bezszelestnie.
Zatrzasnął znane klamry kiltu, zapiął pas z ludzkiej skóry i upewnił się,
że w pochwie, też z ludzkiej skóry, tkwi jego krzemienny nóż. Wyszedł z
chaty trzymając w dłoni assegai, krótkie drzewce z twardego drewna
zakończonego krzemiennym grotem.
Mimo braku Księżyca było jasno, jak w czasie pełni na Ziemi. Niebo
płonęło wielkimi, kolorowymi gwiazdami i bladymi plamami kosmicznego gazu.
Chaty gościnne stały półtorej mili od Rzeki, na jednym ze wzgórz
wznoszących się przy krańcu równiny - siedem jednoizbowych, bambusowych
budowli pokrytych dachami z liści. W pewnej odległości, pod gigantycznymi
konarami żelaznych drzew, pod olbrzymimi sosnami i dębami stały chaty
miejscowych. O pół mili, na szczycie wzgórza, wznosiła się wysoka, kolista
palisada, zwana potocznie "Okrąglakiem. Tam sypiali urzędnicy Sevierii.
Co pól mili na brzegu stały wysokie bambusowe wieże. Pochodnie płonęły
na ich platformach przez całą noc, a strażnicy wypatrywali najezdzców.
Burtona zajrzał w cień pod drzewami, po czym Przeszedł kitka kroków,
dzielących go od chaty, z której dobiegały jęki i krzyki. Odsunął zasłonę
z trawy. Zwiatło gwiazd padło na śpiącego. Burton syknął ze zdumienia.
Zobaczył jasne włosy i szeroką twarz młodego mężczyzny. Rozpoznał go.
Podkradł się powoli. Zpiący jęknął, zakrył twarz ramieniem i odwrócił
się na bok. Burton stanął, by po chwili znów bezszelestnie ruszyć naprzód.
Odłożył assegai, wyjął sztylet i delikatnie przycisnął ostrze do krtani
tamtego. Zpiący opuścił ramię, otworzył oczy i spojrzał na Burtona. Ten
zakrył dłonią jego otwarte usta.
- Hermann Goring! Nie ruszaj siÄ™ i nie krzycz! ZabijÄ™ ciÄ™!
Jasnoniebieskie oczy Goringa tutaj zdawały się ciemne, lecz meso mroku
widać było, jak zbladł ze strachu. Zadrżał i spróbował usiąść, zrezygnował
jednak, gdy krzemień mocniej nakłuł mu skórę.
- Jak długo tu jesteś? - zapytał Burtona.
- Kto....? - jęknął po angielsku i jego oczy rozwarły się jeszcze
szerzej. - Richard Burton? Czy ja śnię? To ty?
Burton wyczuwał gumę snów w oddechu Goringa: Pachniała nią także
przesączona potem mata. Niemiec był o wiele chudszy niż ostatnio, kiedy go
widział.
- Nie wiem, od kiedy tu jestem - powiedział Goring. - Jaki dziś dzień?
- Pierwszy po Zwięcie Zmartwychwstania. Mniej więcej godzina do
wschodu słońca.
- Więc jestem tu już trzy dni. Mógłbym się napić wody? W ustach mam
sucho jak w sarkofagu.
- Nic dziwnego. Jesteś żywym sarkofagi, jeśli przyzwyczaję się do gumy
snów - odparł Burton, wstał i wskazał ostrzem assegai garnek z wypalonej
gliny stojący obok na bambusowym stoliku. - Możesz się napić. Ale nie
próbuj żadnych sztuczek.
Goring wstał i niepewnie podszedł do stolika.
- Jestem za słaby, żeby walczyć, nawet gdybym chciał - napił się
głośno, po czym wziął ze stołu jabłko - Co ty tu robisz? Myślałem, że się
ciebie pozbyłem.
- Najpierw ty odpowiesz na moje Pytania - oświadczył Burton. - I to
szybko. Stwarzasz problem, który mi się nie podoba.
następny
Philip Jose Farmer Gdzie wasze ciała ...
. 20 .
Goring zaczął żuć, przestał, spojrzał ponuro i zapytał:
- A właściwie dlaczego? Nie mam tu żadnej władzy, a gdybym nawet miał,
nic bym ci nie mógł zrobić. Jestem tylko gościem. Cholernie porządni
ludzie, ci tutaj; wcale się mną nie interesują. Tyle że od czasu do czasu
wpadną spytać, czy mi czegoś nie brakuje. Co prawda nie wiem, jak długo
pozwolą mi zostać, zanim każą zarabiać na swoje utrzymanie.
- Nie wychodzisz z chaty? - zdziwił się Burton. - Więc kto ładuje ci
róg - obfitości? Jak zdobyłeś tyle gumy, snów?
Goring uśmiechnął się chytrze.
- Miałem spory zapas, zebrany w miejscu, gdzie byłem ostatnio, jakieś
tysiąc mil stąd w górę Rzeki.
- Na pewno odebrany jakimś nieszczęsnym niewolnikom - stwierdził
Burton. - Ale jeżeli tak dobrze ci się tam powodziło, to czemu odjechałeś?
Goring zapłakał. Azy spływały mu po policzkach, po szyi, na pierś.
Ramiona drżały od szlochu.
- Ja... musiałem uciec. Byłem nie dość dobry. Traciłem autorytet... za
dużo czasu spędzałem na piciu, paleniu marihuany i żuciu gumy snów.
Mówili, że jestem za miękki. Zabiliby mnie, albo zrobili niewolnikiem.
Więc pewnej nocy wymknąłem się... zabrałem łódz. Udało mi się uciec i
płynąłem, aż trafiłem tutaj. Za część moich zapasów Sevier udzielił mi
schronienia na dwa tygodnie.
Burton przyjrzał mu się z zaciekawieniem.
- Przecież wiedziałeś, co cię czeka, jeśli będziesz żuł za dużo gumy -
powiedział. - Koszmary, halucynacje, złudzenia. Całkowite wyniszczenie
psychiczne i fizyczne. Musiałeś widzieć, co się dzieje z ludzmi.
- Na Ziemi byłem morfinistą - krzyknął Goring. - Walczyłem z tym i
przez długi czas wygrywałem. Potem, kiedy sprawy Trzeciej Rzeszy zaczęły
się zle układać, a moje jeszcze gorzej, kiedy Hitler się do mnie
przyczepił, znów zacząłem brać narkotyki!
- Tutaj - podjął po chwili milczenia - kiedy przebudziłem się w młodym
ciele, kiedy zdawało się, że mam przed sobą całą wieczność życia i
młodości, kiedy nie było surowego Boga w Niebiosach ani Diabła w Piekle,
by mnie powstrzymać, pomyślałem, że mogę robić wszystko, na co mam ochotę
i niczym się nie przejmować. Stałbym się większy nawet niż Fuhrer! To małe
państewko, w którym mnie znalazłeś, miało być tylko początkiem! Widziałem
już swoje imperium ciągnące się na tysiące mil w górę i w dół Rzeki, po
obu jej brzegach. Miałbym więcej poddanych, niż śniło się Hitlerowi! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl