[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale było już za pózno.
 Pewnie  zgodził się Joe.
 Mam jakiś horror i film, o którym nic nie wiem. Co wolisz?
Joe zerknął na swoją opatrzoną już dłoń.
 Mało miałaś dzisiaj krwi?
 Jest też musical, jeśli lubisz coś zwiewnego.
 Niech będzie to nie wiadomo co, zawsze to jakaś
niespodzianka.
 Racja.
Ciekawe, co on chciał przez to powiedzieć; jakiej to
niespodzianki się spodziewa w jej przytulnym saloniku? By ukryć
zmieszanie, poprawiła opatrunek na jego dłoni.
 Chciałbym cię o coś zapytać  powiedział.
Liz zdrętwiała, a jednocześnie zalała ją fala gniewu na ojca. To
przez niego każde nawet najbardziej niewinne słowo tego
mężczyzny odbiera jako podstęp i chęć wyrządzenia krzywdy.
Uśmiechnęła się sztucznie.
 Bardzo proszę, słucham.
 Jak wiesz, za miesiąc mój brat Nick się żeni.
 Wiem, w czerwcu. To bardzo dobry miesiąc na ślub.
 Pójdziesz ze mną?
Oczy Liz zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
 Ja?
 Jesteśmy przecież przyjaciółmi. Oddałabyś mi tym wielką
przysługę.
 Jak to?
 Matka da mi spokój i przestanie się dopytywać, dlaczego
znowu przyszedłem sam. I jeszcze coś. Osłonisz mnie.
Mina Liz wyrażała więcej niż słowa, których nie mogła
wykrztusić.
 Na każde wesele  wyjaśnił jej Joe  przybywa stado panien,
które tylko patrzą, kto jeszcze został do wzięcia i przyklejają się
do niego na cały wieczór. Nie zniósłbym tego.
Liz chrząknęła.
 Masz być drużbą?  zapytała normalnym już głosem.
 Tak, i to pierwszym. Nie jest to spowodowane jakimiÅ› moimi
wyjątkowymi przymiotami, po prostu tradycyjnie tę funkcję pełni
brat pana młodego.
Liz przygryzła usta.
 No, to rzeczywiście masz kłopot.
 Dlaczego?
 Pierwszy drużba wyjątkowo rzuca się w oczy i jest bardzo
Å‚atwym celem.
 Gdybyś się zgodziła mi towarzyszyć, byłbym bezpieczny i
mógłbym beztrosko się cieszyć szczęściem brata.
 Potrzebna ci tarcza? Przez chwilę się zastanawiał.
 Można to tak nazwać. To co? Pójdziesz ze mną? Liz skinęła
głową.
 Tak, z dwóch powodów. Po pierwsze, bardzo lubię twoją
rodzinę i chętnie ich wszystkich znowu razem zobaczę. Po drugie,
po tym zmontowaniu biurka jestem twoją dłużniczką. Bardzo
chętnie ci się odwdzięczę i będę służyła za tarczę i ochronę w tym
pięknym dniu.
Joe nie krył zadowolenia.
 Dzięki.
Jeszcze raz obrzuciła jego rękę wzrokiem pielęgniarki.
 Dobrze ci siÄ™ trzyma opatrunek?
 Jest super.
 W takim razie dam ci jeszcze jednÄ… zbawiennÄ… radÄ™: staraj siÄ™
go nie zabrudzić i nie zmoczyć.
Joe spojrzał w stronę salonu.
 A czy mógłbym od ciebie zadzwonić?
 Bardzo proszÄ™.
 Przy okazji wpiszę ci datę ślubu Nicka do kalendarza. Starała
się odpędzić od siebie podejrzenia, do kogo Joe chce telefonować.
Pewnie do jakiejś kobiety... Ale przecież może sobie dzwonić do
kogo chce, jest wolnym człowiekiem. Zresztą prawdopodobnie
rozmawia z któregoś z braci. Albo mamusią... Uśmiechnęła się do
siebie ironicznie, wyprowadzona z równowagi swoją nagłą
zazdrością. Wszystko jest możliwe, ale to nie jej interes.
Joe po chwili wrócił.
 Kończymy to zmywanie i idziemy do kina  oświadczył,
zacierając ręce.
Liz włączyła wideo i usiadła na kanapie. Dopiero po chwili
uświadomiła sobie swój błąd. Nie powinna była pierwsza
zajmować miejsca i pozwolić, żeby Joe ulokował się koło niej.
Oczywiście, skorzystał z okazji i usiadł tak blisko, że ich ramiona
prawie się zetknęły.
A przecież mógł usiąść w fotelu albo na krześle. Mógł zająć
miejsce na drugim końcu kanapy, a nie tak... Teraz nie mogła
jednak wstać ani się odsunąć, bo zachowałaby się niepoważnie.
Wyprostowała się sztywno i postanowiła myśleć pozytywnie: Joe
zranił się w rękę, pomagając jej przy montażu biurka, zachował
się jak przyjaciel, ona też powinna tak się zachowywać, zamiast
sobie wmawiać, że łączy ich coś innego.
Joe przeciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™.
 W takim razie zaczynamy.
Na ekranie telewizora ukazała się czołówka. Joe usadowił się
wygodnie i objął Liz. Pewnie tak właśnie robią przyjaciele. Nie
znała się na tym. Miała już chłopaków, ale jeszcze nigdy nie miała
przyjaciela. Z wysiłkiem skupiła się na obrazkach migających na
ekranie. Po jej ciele rozlało się ciepło, ciśnienie wzrosło.
Wszystko wskazywało na to, że powtórzy się scena znad
basenu. Tylko że teraz nie było gwiazd, a Liz za nic nie chciała
wprowadzać się w podobny stan. Wiedziała, czym to grozi: znowu
mogłaby zapragnąć, by Joe ją pocałował.
Lekko zwróciła ku niemu głowę. Miał oczy zamknięte,
oddychał spokojnie i równo. Jego uścisk osłabł, całe ciało się
odprężyło. Zasnął! Spał u jej boku jak niemowlę! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl