[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie jest zamykana, bo narzędzia są stale potrzebne. Z tego korzystają dzieciaki
kierownika i rozwłóczą je nieraz po całym terenie pensjonatu. Dzisiaj porzuciły
ten młotek na schodach wejściowych.
- Pani pamięta, że to pani Zachwytowiczowa przyniosła młotek i położyła
go w hallu?
- Tak. Kiedy wracali z wycieczki.
- Pózniej cały czas młotek leżał w hallu?
- Nie pilnowałam młotka. Miałam zamiar zabrać go na dół i schować do
skrzynki, ale jakoś tak mi zeszło, że zapomniałam o tym.
- A młotek leżał na kanapce?
- Pani Zosia położyła go na kanapce.
- A kiedy go pani ostatni raz tam widziała?
Pokojówka namyślała się.
- Już wiem. Najpierw zjadłam w kuchni kolację. Potem weszłam
schodami na parter i przechodziłam przez hall, idąc do jadalni. Bo już
dochodziła siódma i trzeba było dzwonić, żeby państwo schodzili z góry. Kiedy
przechodziłam koło kanapki, młotek leżał tam ciągle. Jeszcze idąc spostrzegłam,
że zapomniałam go zanieść na dół.
- To znaczy, że w momencie kiedy pani dzwoniła na kolację, czyli o
godzinie siódmej, młotek znajdował się w hallu?
- Na pewno - zgodziła się pokojówka.
W tej chwili do jadalni weszło dwóch umundurowanych milicjantów, w
towarzystwie starszego mężczyzny, ubranego w elegancki cywilny garnitur.
Przybyły przedstawił się:
- Pułkownik Edward Lasota.
Rozdział IV
Podporucznik zerwał się od stolika, przy którym siedział i przywitał się z
pułkownikiem. Następnie polecił pani Rózi, żeby przeszła do salonu i tam,
razem z pozostałymi mieszkańcami Carltonu , oczekiwała dalszych
dyspozycji.
- Bardzo dziękuję, panie pułkowniku - tłumaczył Klimczak - za
przybycie. Nigdy bym nie śmiał przerwać panu wypoczynku, gdyby nie
pechowy zbieg okoliczności. Tak się złożyło, że akurat w całej Komendzie
Miejskiej pozostałem tylko ja - najmłodszy oficer i w dodatku niezbyt znający
tutejszy teren. Jestem dopiero od miesiąca w Zakopanem. Prosto ze Szkoły
Oficerskiej w Szczytnie.
- To bardzo ładna nominacja - uśmiechnął się pułkownik - od razu
Zakopane.
- Na moje nieszczęście - smętnie stwierdził podporucznik - od razu
poważna sprawa i ja sam ze wszystkimi trudnościami i wątpliwościami. Tylko
dlatego zwróciliśmy się do pana pułkownika z prośbą o ratunek.
- Na pewno nie jest tak zle, jak to przedstawiacie. Bardzo dziękuję za
zaproszenie mnie do śledztwa, ale od razu zaznaczam, że nie mam zamiaru
wtrącać się do pracy pana porucznika. Za jego pozwoleniem będę czymś w
rodzaju życzliwego obserwatora, służącego w razie potrzeby radą starszego i
może bardziej doświadczonego kolegi.
- Bardzo dziękuję, panie pułkowniku. Sprawa z pozoru wydawała się
bardzo prosta. Niestety, zaczęła się komplikować. Są pewne sprzeczności,
których nie umiem sobie wyjaśnić.
- Więc może zaczniemy ód początku - zaproponował pułkownik. -
Wprawdzie mój stary znajomy, kapral Leszczyński, coś mi tam tłumaczył przez
telefon o zabiciu jakiegoś jubilera i zrabowaniu biżuterii, ale niewiele z tego
zrozumiałem.
- Bardzo przepraszam pana pułkownika - podporucznik Klimczak
szczegółowo opowiedział starszemu koledze o stanie faktycznym, jaki zastali po
przybyciu do pensjonatu Carlton i o dotychczasowych ustaleniach śledztwa.
Pułkownik wysłuchał uważnie raportu, a następnie obejrzał szczegółowo
miejsce zbrodni - pokój jubilera Mieczysława Dobrozłockiego. Zainteresował
się szczególnie wybitą szybą i stojącą przy balkonie drabiną. Badał też
dokładnie szkatułkę, w której metaloplastyk przechowywał klejnoty.
- Ludzie są bardzo lekkomyślni - zauważył - sami prowokują do
przestępstwa. Pokój niczym nie zabezpieczony, zwykła metalowa szkatułka,
którą można wziąć pod pachę i wynieść, a wewnątrz fortuna. Trudno się dziwić,
że takie warunki po prostu skusiły zbrodniarza do napadu na jubilera.
- Kierownik Carltonu wyjaśniał, że Dobrozłocki pracował tutaj nad tą
biżuterią. Przygotowywał ją na wystawę.
- Doskonałe miejsce wybrał sobie w tym celu. Zakopane, które jak
magnes, ściąga nie tylko ludzi pragnących odpoczynku, ale i najrozmaitszych
niebieskich ptaszków. Czy jest przynajmniej opis tej biżuterii?
- Tu, u Dobrozłockiego, niczego podobnego nie znalezliśmy. Chyba
Jubiler w Warszawie będzie miał taki opis. Zaraz jutro poślę telefonogram do
Warszawy, żeby zdobyć opis biżuterii i posłać odpowiednie ostrzeżenie do
punktów skupu biżuterii i łomu złotego, oraz do urzędu celnego. A co do pracy
jubilera Dobrozłockiego w Carltonie , to sądzę, że w pewnym stopniu
tłumaczy go to, że nie jest to pensjonat otwarty, a tylko taki, w którym
przebywają ludzie, których uczciwość nie budziła w nim wątpliwości. Poza
małą grupką mieszkańców Carltonu nikt nie wiedział, że ten starszy pan
pracuje nad biżuterią i ma w swoim pokoju skarby wartości aż tak wielkiej.
- Ile ta biżuteria jest ostatecznie warta?
- Tego nie wiemy - odpowiedział podporucznik - kierownik pensjonatu w
rozmowie ze mną twierdził, że ponad 10 000 dolarów.
- Przy takiej wartości przedmiotów, które można bodaj ukryć w jednej
kieszeni, wszelkie normy i nasze pojęcia o uczciwości trzeba odrzucić na bok.
Wszyscy, którzy wiedzieli o pracy pana Dobrozłockiego i wszyscy, którzy
słyszeli o skarbie znajdującym się w jednym z pokojów Carltonu , muszą być
podejrzani. Przecież to jest suma, która każdego z nas urządza do końca życia.
Bez zmartwień i kłopotów. A jeżeli jeszcze do tego taką fortunę można zdobyć
jednym uderzeniem ciężkiego przedmiotu w cudzą głowę, to okoliczności
mogły skusić niejednego, który dotychczas w oczach ludzi, a nawet we własnym
sumieniu uchodził za kryształowego człowieka.
- To był młotek - wyjaśnił podporucznik - znalezliśmy ten młotek na
kanapce stojącej w hallu, tuż przy wejściu do willi. Właśnie ten młotek narobił
największego zamieszania w dotychczasowym śledztwie i skłonił nas do
zasięgnięcia pomocy pana pułkownika.
Lasota spojrzał pytającym wzrokiem na podporucznika, ten zaś ciągnął
dalej.
- Zbita szyba w drzwiach balkonowych i drabina stojÄ…ca pod domem
wyraznie wskazywały, że przestępca dostał się z zewnątrz do pokoju jubilera. Tu
zaczaił się na nieobecnego i gdy Dobrozłocki wrócił z kolacji, uderzył go czymś
ciężkim w głowę, a następnie zrabował biżuterię i zbiegł. Fakt znalezienia
metalowej kasetki po klejnotach właśnie na dworze, potwierdzałby tym bardziej
nasze rozumowanie. Ale całej tej teorii przeczy fakt, że narzędzie zbrodni - duży
ciężki młotek - znalezliśmy wewnątrz willi, na parterze, w hallu na kanapce.
Pułkownik nie odezwał się ani słowem. Jeszcze raz wyszedł na balkon i
dokładnie przyjrzał się stojącej tu drabinie. Następnie zawrócił w stronę
schodów.
Kiedy obaj oficerowie znalezli siÄ™ z powrotem w jadalni, podporucznik
Klimczak zapoznał Lasotę z zeznaniami pokojówki, pani Rózi. Pułkownik rzucił
okiem na leżący na stole młotek i stwierdził:
- Nie ulega wątpliwości, że tym narzędziem rozbito głowę jubilerowi.
- Właśnie! Ten młotek narobił nam bigosu.
Lasota uśmiechnął się.
- No tak - stwierdził - sprawa byłaby prosta - napad z zewnątrz.
Koncepcja wygodna i dla śledztwa, i dla mieszkańców Carltonu , tych, jak to
porucznik powiedział ludzi stojących poza wszelkimi podejrzeniami .
Rozpatrzmy wszelkie możliwości napadu. Wezmy najpierw pod uwagę tę
pierwszą - najprostszą. Ktoś dowiedział się o cennej zawartości szkatułki
jubilera i w czasie kolacji, kiedy wszyscy goście zgromadzeni byli w jadalni, a
kierownik i cała służba w kuchni, przystawił drabinę do balkonu i wybił szybę
drzwi, prowadzących z pokoju jubilera na balkon. Następnie czekał w ciemnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- 06. Woods Sherryl Namiętności 06 Noc księżycowego pyłu
- Leclaire Day Bracia Salvatore 03 Noc cudĂłw
- Claudia Gray Wieczna noc 03 Ucieczka
- 234. McAllister Anne Noc w Montanie
- Barbara Boswell Upalna sierpniowa noc
- Gordon R. Dickson Smok i Jerzy 4 Smok na wojnie
- Roberts_Alison_ _Jedna_szansa_na_milion
- Benjamin Franklin Autobiography of Benjamin Franklin (1996)
- Tempted 2 Raw Temptation Eve Carter
- House Of Evil
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- skromny19.pev.pl