[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie kontuzjowane kolano i zgrzytając zębami, leżał jakiś czas bez ruchu na ziemi. Kiedy ból
zelżał, dzwignął się na nogi i wyzwolił z uprzęży. Kierując się układem gwiazd, odnalazł drogę i
ruszył do miasta, ale mocno utykał i szło mu to niesporo.
Percy Thwaite uczynił z niego nauczyciela zamieszkałego w leżącym kilka kilometrów
na zachód Eperney. Jechał właśnie auto stopem do Reims, aby odwiedzić chorego ojca. Percy
dat mu wszystkie niezbędne papiery, część, których podrobiono w pośpiechu tej samej nocy.
Dotarcie tutaj było stosunkowo łatwe. Teraz musiał odnalezć Flick. Liczył na to, że z oddziału
Bollinger ocalało przynajmniej kilku partyzantów. W Reims miał się skontaktować z
mademoiselle Lemas.
Jakiś chłopak na traktorze podrzucił go na skraj miasta, skąd pokuśtykał do śródmieścia.
Miejsce spotkania zostało zmienione, ale termin był ten sam, trzecia po południu. Zostało mu
jeszcze sporo czasu. Poszedł do  Cafe de la Gare , żeby zjeść śniadanie i sprawdzić teren, a
potem spędził cały ranek w katedrze, przysypiając podczas nabożeństw.
O wpół do drugiej wrócił do kawiarni na lunch. Przed wpół do trzeciej lokal opustoszał i
przez jakiś czas siedział w nim sam, popijając zbożową kawę.
Dokładnie o trzeciej do kawiarni weszła wysoka atrakcyjna kobieta ubrana z dyskretną
elegancją w zieloną suknię i słomkowy kapelusz. Na stopach miała pantofle nie do pary: jeden
czarny, drugi brązowy. To musiała być Bourgeoise.
Paul spodziewał się starszej kobiety, chociaż Flick właściwie nigdy mu jej nie opisała.
Zrodziło się w nim jakieś podejrzenie. Wstał i wyszedł na ulicę.
Udał się na dworzec i stojąc przy wejściu, obserwował kawiarnię. Powoli skłaniał się do
przekonania, że jednak nie jest to pułapka zastawiona przez gestapo. W polu widzenia nie było
żadnej podejrzanej osoby.
O wpół do czwartej Bourgeoise wyszła z kawiarni i zaczęta się niespiesznie oddalać.
Paul ruszył za nią. Po chwili wsiadła do małej simki cinq i zapaliła silnik. Musiał się
zdecydować. W którymś momencie trzeba podjąć ryzyko.
Podszedł do samochodu od strony pasażera i gwałtownie otworzył drzwiczki.
- Niech się pani za mnie pomodli. Zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
- Modlę się o pokój.
Paul wsiadł do samochodu.
- Jestem Danton - oznajmił stanowczo, nadając sobie stosowny pseudonim.
Bourgeoise ruszyła z miejsca.
- Dlaczego nie odezwałeś się do mnie w kawiarni?
- Chciałem się upewnić, czy to nie jest pułapka.
Zerknęła na niego.
- Słyszałeś, co się przydarzyło Helikopterowi, prawda?
- Tak, wiem. A gdzie jest ten twój przyjaciel, który go uratował? Charenton?
Jechali szybko na południe.
- Dzisiaj pracuje.
- W niedzielę? Co takiego robi?
- Jest strażakiem. Ma dyżur.
To wyjaśniało sprawę.
- Gdzie jest Helikopter?
Kobieta potrząsnęła głową.
- Nie mam pojęcia.
- Czy była jakaś wiadomość od Pantery?
- Nie.
Paul umilkł. Mijali przedmieścia. W końcu wjechali na podwórko przy wysokim domu.
- Wejdz do środka i umyj się - powiedziała Bourgeoise.
Wysiadł z samochodu. Wszystko wydawało się w porządku. Z drugiej strony Bourgeoise
nie przekazała mu żadnej użytecznej informacji. Kiedy szła przed nim do drzwi wejściowych,
dotknął drewnianej szczoteczki do zębów w kieszeni koszuli: była francuska, dlatego pozwolono
mu ją zabrać. Nagle przyszła mu do głowy pewna myśl. Gdy Bourgeoise weszła do środka,
wysunął szczoteczkę z kieszeni i upuścił ją na ziemię tuż przed drzwiami.
W domu Bourgeoise otworzyła drzwi do kuchni i puściła go przodem. Kiedy tam wszedł,
zobaczył dwóch mężczyzn w mundurach. Obaj trzymali w rękach pistolety. I oba wycelowane
były prosto w niego.
DIETEK w drodze z Paryża złapał gumę w samochodzie. W oponę wbił się wygięty
gwózdz. Zwłoka zirytowała go i chodził niespokojnie w tę i z powrotem, podczas gdy porucznik
Hesse wymieniał koło. Chciał się jak najszybciej znalezć w Reims. Zastawił pułapkę na Flick
Clairet i czuł, że powinien tam być, kiedy ona w nią wpadnie.
Kiedy hispano-suiza pomknęła dalej prostą jak strzała drogą, zaczął się również
niepokoić o kochankę. Przeklinał się za to, że wciągnął Stephanie tak głęboko w tę operację,
narażając ją na nie bezpieczeństwo. Partyzanci nie brali jeńców. Znajdując się w stanie
permanentnego zagrożenia, nie patyczkowali się z Francuzami kolaborującymi z przeciwnikiem.
Na myśl o tym, że Stephanie mogłaby zginąć, ścisnęło go w piersi. Prawie nie wyobrażał
sobie bez niej dalszego życia i to mu uzmysłowiło, że chyba ją kocha. Tym bardziej pragnął się
już znalezć w Reims przy jej boku.
Tymczasem samochód złapał drugą gumę, w oponie utkwił kolejny gwózdz. Miał ochotę
wrzeszczeć ze złości. Czy Francuzi umyślnie wysypywali stare gwozdzie na drogę, wiedząc, że
na dziesięć pojazdów dziewięć należy do sił okupacyjnych?
Hispano-suiza nie miała drugiej zapasowej opony, w związku z czym trzeba było
naprawić przebitą. Zostawili samochód i ruszyli na piechotę. Po kilku kilometrach doszli do
jakiejś farmy. Dieter zmusił farmera do zaprzężenia konia i zawiezienia ich do najbliższego
miasta, gdzie przekonali opryskliwego mechanika, by uruchomił swoją przedpotopową
ciężarówkę i pojechał z Hansem po hispano-suizę.
Dieter został w saloniku w domu mechanika. Jego żona krzątała się w kuchni.
Ponownie pomyślał o Stephanie. W przedpokoju był telefon.
- Czy mogę zadzwonić? - zapytał grzęznie, zaglądając do kuchni. - Oczywiście zapłacę.
%7łona mechanika zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem, ale kiwnęła głową.
Stephanie odebrała natychmiast, udając mademoiselle Lemas. Poczuł olbrzymią ulgę,
usłyszawszy jej głos.
- Złapałam dla ciebie kolejnego agenta, kochanie - powiedziała triumfalnym tonem.
- Dobry Boże... to wspaniale! Jak to się stało?
- Spotkałam go w  Cafe de la Gare i przywiozłam tutaj. Miałam właśnie dzwonić do
Sainte-Cecile, żeby go zabrali.
- Nie rób tego. Bardzo cię proszę. Tymczasem zamknijcie go w piwnicy. Chcę z nim
pogadać. Powinienem być u ciebie za godzinę albo dwie. Jak się czujesz?
- Jak się czuję? - Stephanie przez chwilę milczała. - Normalnie nie zadajesz mi takich
pytań.
Dieter zawahał się.
- Normalnie nie angażuję cię w operację przeciwko terrorystom. Nie chciałbym cię
stracić.
- Czuję się dobrze - odparła łagodniejszym głosem. - Nie martw się o mnie.
Po drugiej stronie linii rozległ się dziwny dzwięk. Dieter uświadomił sobie, że Stephanie
płacze. Jego samego coś dławiło w gardle.
- Już niedługo będę przy tobie - szepnął.
- Kocham cię - odparła.
Dieter zerknął na żonę mechanika. Gapiła się na niego. Niech ją diabli, pomyślał.
- Ja też cię kocham - powiedział i odłożył słuchawkę.
JAZDA z Paryża do Reims zajęła Kawkom prawie cały dzień. Bez trudu przeszły przez
kontrolę. Ich nowe dokumenty były tak samo dobrze podrobione jak stare i nikt nie zauważył, że
fotografia została podretuszowana kredką do brwi.
Ale ich pociąg wlókł się niemiłosiernie, zatrzymując się na długie godziny w szczerym
polu. Flick siedziała jak na rozżarzonych węglach w dusznym przedziale, licząc bezcenne
minuty.
Przyjechały do Reims tuż po czwartej po południu. Było za pózno na wykonanie zadania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl