[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tęsknota?
Nie, za domem, za najbliższymi, za ludzmi w ogóle tęskni się od początku. Ale tamto jest inne,
trudniejsze do określenia, jakieś bardziej pierwotne. Niepotrzebnie to chyba panu mówię.
Dlaczego. Chcę wiedzieć o tym wcześniej. Ja nie wiedziałam. Nie wyobrażałam sobie, że to
będzie właśnie tak. Czasem myślę, że chyba nie przyjechałabym tutaj, gdybym wiedziała.
A wtedy?&
Pewnie bym nie żyła. W najlepszym wypadku w wózku na kółkach.
Wtedy okropnie się tego bałam, chyba więcej niż śmierci. Wyobraża pan sobie? Patrzeć na to
wszystko, na przechodniów, inne dziewczyny, ludzi jadących do pracy i wiedzieć, że jest się poza
tym& na zawsze. Pozostanie tutaj to było jedyne wyjście. Chodzę, pracuję, czasem nawet pływam w
naszym basenie. Z tym gorzej, bo nogi mam trochę sztywne, szczególnie stopy.
Innego wyjścia nie było?
Nie. Byłam u najwybitniejszych specjalistów. Nawet na drugiej półkuli, w Europie. Mój
chłopak mnie wysłał. Odkładał na domek. Miałam wspaniałego chłopaka. Chciał się żenić, ale
Egberg przyjmuje tylko samotnych. Zresztą nie wiem, czy i tak bym za niego wyszła. To nie miało
sensu.
A jak pani tu trafiła?
Jeden z lekarzy, u którego byłam, gdy ośrodek oddechowy był już zagrożony, powiedział mi o
tym. Mówił, że lecznica Egberga to jedyny ośrodek, który mógłby się podjąć zabiegu. Zastrzegł się
przy tym, że nic mi nie radzi, po prostu informuje.
A Egberg zażądał pieniędzy?
Nie. Ta sprawa była zbyt nietypowa. Powiedział, że może się tego podjąć tylko
eksperymentalnie. Wyniku nie gwarantował. Trzeba mu przyznać, że nie robił mi wielkich nadziei.
I zgodziła się pani?
A cóż miałam robić. Przeszłam przez te wszystkie formalności, podpisałam wszystkie
upoważnienia i oświadczenia i& jestem. %7łyję, jak pan widzi.
A tamten?
Kto?
Ten w bunkrze.
Ach, Bertold. On także wszystko podpisał. Nie miał po prostu pieniędzy. U niego było tylko
serce.
Kto to był?
Elektronik. Starszy już człowiek. Kiedyś mówił mi, że pamięta jeszcze czasy, gdy obwody
elektroniczne składało się z oddzielnych tranzystorów.
I długo żył?
Kilka lat. Był już, gdy tu przyszłam. Nawet go lubiłam. Taki spokojny, małomówny człowiek,
którego prawie nie ma. Siedział w swojej pracowni i nawet nie zawsze widywałam go na obiadach.
Wtedy też nie przyszedł, a potem Josph znalazł go w bunkrze. Bertold wiedział, że wejście do środka
to dla niego śmierć.
Tak samo jak odejście zbyt daleko od instytutu? Molnar zadał to pytanie specjalnie, mimo że
odpowiedz już przewidywał.
Niezupełnie, w bunkrze pole urywa się nagle. Jest tam dobre ekranowanie& i efekt taki, jakby
serce nagle stanęło. Tak mówił Egberg, gdy kiedyś nas o tym uprzedzał. A odejście poza zasięg pola,
to powolna agonia. Natężenie zmniejsza się nieznacznie z każdym metrem.
I on wpadł do bunkra?
Widocznie zsunął się po pochylni. Tam jest taka pochylnia dodała. Zasłabł, zanim zdążył
wyjść, tak twierdzi Egberg.
A pani?
Co ja?
Co pani o tym sądzi? zobaczył, jak odruchowo spojrzała w ekran.
Ja? Cóż, zasłabł. To był stary człowiek. Chyba tak dodała ciszej. Chce się pan napić?
zapytała.
Nie, dziękuję przymknął oczy. Myślał o starym człowieku, który umarł w bunkrze, bo jego
sztuczne serce, nie otrzymało energii z pola wytwarzanego w instytucie. Sztuczne serce stanęło, tak
jak prawdziwe. Przypomniał sobie, wtedy przed bramą, upadek, którego już nie czuł, i wierzchołki
sosen, tracące kontrast, rozpływające się na tle nieba. Potem zasnął.
Po kilku dniach już chodził po pokoju od łóżka do fotela. Egberg przychodził dwa razy dziennie
razem z Dornem, swoim milczącym asystentem, którego Molnar widział wtedy po kolacji na ekranie.
Zachowywał się jak lekarz, zwykły lekarz, i mówili o temperaturze ciała Molnara, jego ciśnieniu i
oddechu. Zastanawiał się chwilami, kiedy Egberg mu wreszcie powie, że jest nowym nabytkiem jego
farmy, ale tamten oglądał szwy i odchodził. Molnar zaś czekał. Był jeszcze słaby, zbyt słaby.
Niekiedy przychodził sam Dorn, ale Mag nigdy. Molnar nie pytał o nią. Przemyślał wszelkie
możliwości i nie pytał. Jeśli jej nieobecność była wynikiem decyzji Egberga, który słyszał ich
rozmowę i uznał, że powiedziała zbyt wiele, pytanie o nią nie miało sensu. Jeśli zaś jej nieobecność
była przypadkiem, w przyszłości mogła stanowić zródło informacji, jakich nigdy nie uzyska od
Egberga czy Dorna, bo Dorn nie mówił prawie wcale. Raz tylko, gdy czerwonym ołówkiem naniósł
nowe dane na kartę choroby Molnara, odezwał się doń zupełnie niespodziewanie.
Uczyłem się kiedyś z pana podręcznika, profesorze.
NaprawdÄ™?
Z tego nowego wydania. Ukazało się, gdy byłem jeszcze studentem.
Molnar pamiętał to wydanie. Wydawca odszukał go po kilku miesiącach poszukiwań. Pamiętał
tego przedstawiciela firmy wydawniczej w ciemnym ubraniu, z czarną teczką, z której wyjął
przygotowaną umowę, siedzącego przy małym stoliku przykrytym przepalonym gdzieniegdzie
obrusem z tworzywa sztucznego. Pot ściekał mu strużkami po twarzy. Wycierał twarz raz po raz
wielką białą chustką i do końca nie był pewny, czy siedzi naprzeciw właściwego człowieka,
profesora neuroniki, którego podręcznik chce wydać jego firma. Pózniej Molnar otrzymał czek, który
w jego warunkach był już bogactwem, i kupił łódz z silnikiem. Aowił potem ryby z własnej łodzi i
mężczyzni, z którymi pracował, zazdrościli mu.
Pamiętam tę książkę powiedział Molnar. Gdy ją wydawali, uważałem, że mogliby
znalezć coś lepszego, a na pewno nowszego.
To był dobry podręcznik powiedział Dorn. Dzisiaj jest już inaczej, ale wtedy to było
zupełnie dobre. Pan też tak uważa?
Nie wiem, nie potrafię tego ocenić. Nie potrafiłbym już napisać nawet takiego podręcznika. A
co dopiero zrobić coś naprawdę.
Myślę, że tego się nie zapomina, tak jak pływania czy jazdy na rowerze. Oczywiście nie
zapominają ci, którzy robią to, bo jest to jedyna rzecz, którą w życiu chcieliby robić.
Też tak kiedyś myślałem, a od lat robię co innego powiedział Molnar. Zresztą oprócz
chęci potrzebna jest praktyka, którą się ma tylko wtedy, gdy pracuje się dzień po dniu przez miesiące
i lata.
Nie chciałem pana urazić, profesorze powiedział Dorn. Zresztą pan by to potrafił również
teraz.
Już nie. Jestem za stary. A pan jest zbyt młody, by to zrozumieć.
Mimo wszystko myślę, że mam rację.
A może po prostu pan nie ma wyboru.
Nie rozumiem?
Cóż pan może innego robić będąc obiektem na farmie Egberga.
Ja& ja nie jestem obiektem. PracujÄ™ tu tylko.
Ale mieszka pan tutaj i zawsze pan jest.
Uważam, profesorze, że każdy młody lekarz, który chce coś potem przez całe życie umieć,
powinien kilka lat pracować tak jak ja, być zawsze na miejscu, wszystko robić.
Pan jest lekarzem?! Niech pan nie kpi, młody człowieku. Jest pan eksperymentatorem,
najgorszym rodzajem eksperymentatora, jaki istniał kiedykolwiek. Eksperymentuje pan na własnym
gatunku, na ludziach, którzy mogliby być pana przyjaciółmi, rodzicami, dziećmi. Przeszczepy
mózgów, zmiany osobowości. Człowiek z dnia na dzień przestaje być sobą, drapie się za uchem albo
ma pragnienie wtedy, gdy przyciśnie pan klawisz. Odwraca się ze wstrętem od kochanej osoby lub [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- Fossum Karin Konrad Sejer 02 Nie oglądaj się
- Wiech [Wiechecki Stefan] Wiech na 102
- 2_G_zeszyt_3
- The Aquarian Conspiracy
- Hassel Sven General ss
- Elkies. .Shimura.Curve.Computations.(2000).[sharethefiles.com]
- Ja
- 01.Richards_Emilie_Romans z nieznajoma
- Markiz de Sade Zbrodnie milosci
- Camillieri Andrea cierpliwosc pajaka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- acapella.keep.pl