[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozum mogłoby z człowieka wytrząść, pomyślała. Gdybym jeszcze miała choć resztkę
rozumu. Przytuliła twarz do pleców Marca.
Nie bądz sentymentalna, idiotko, powiedziała sobie w duchu i odsunęła policzek od śliskiej
skóry jego kurtki.
Jeszcze raz zadrżała z niepokoju, że on może czytać w jej myślach.
Niedaleko Rud Marco skręcił na drogę do Baerum, ponownie w kierunku Oslo, żeby
niedługo potem znalezć się na drodze do Trondheim. Bez sensu było pchać się do
Henefoss, a potem robić wielki objazd.
Boczne drogi w tej okolicy były jednak takie marne, że Marco dał znak, by się zatrzymali.
Nataniel zjechał na pobocze.
- Myślę, że Tova teraz chętnie przesiądzie się do samochodu - rzekł z uśmiechem, a ona nie
mogła powiedzieć, że jej to nie odpowiada.
Ruszyli dalej.
- O rany! - jęknęła Tova. - Ale mnie wytrzęsło!
Wyglądała jednak na bardzo zadowoloną.
- No, a teraz opowiadaj - nakazał Nataniel.
I Tova opowiedziała o swoich przejściach.
- A zatem jest ich trzynaścioro - rzekł Nataniel w zamyśleniu. - Słyszysz, Ellen? Dokładnie
jak w angielskich kręgach czarownic.
- Ci nie sprawiają wrażenia, by mieli coś wspólnego z kręgami czarownic - sprostowała
Tova. - To są brutalni płatni mordercy. Sam prymityw. No, może jeszcze ten Bort, to znaczy
129
numer trzy, byłby w stanie od czasu do czasu sformułować jakąś myśl, ale ta reszta! Lasse
to kompletny tępak.
- A nigdy nie wymienili nazwiska numeru jeden?
- Nie. Wygląda na to, że się go śmiertelnie boją. Prawie tak samo jak szefa tego numeru
jeden, którym nie może być nikt inny tylko Tengel Zły. Mogłabym przysiąc!
- Ja również - zgodził się z nią Nataniel. - Słuchajcie, czy to nie Dorothy Sayers napisała
kryminał, w którym trzynaścioro bohaterów zostało nazwanych numer jeden, numer dwa i
tak dalej?
- Masz rację - potwierdziła Ellen. - Najwyrazniej stamtąd został zaczerpnięty ten pomysł. W
książce nie wolno im było posługiwać się nazwiskami, wyłącznie numerami. Na tym zresztą
zasadzała się główna intryga, czytelnik musiał zgadywać, który jest kim.
- My znamy przynajmniej imiona trojga z nich - powiedział Nataniel. - Dobra robota, Tovo!
Jesteś sprytniejsza, niż się spodziewaliśmy. %7łeby ich w ten sposób wygnać z samochodu!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Jakie to miłe uczucie, kiedy człowiek może się śmiać.
Wszyscy bardzo tego potrzebowali.
Numer jeden nawiązał kontakt ze swoim najbliższym człowiekiem, numerem dwa.
- Otrzymałem wiadomość, że oni jadą na północ - powiedział surowy głos, którego dwójka
bał się i zarazem nienawidził. - Porozum się z naszymi ludzmi w głębi kraju! Mam raporty od
Jego Wysokości na temat poczynań tej piątki. Wydaj rozkaz, że należy ich zatrzymać.
Wszelkimi środkami! Jego Wysokość jest zainteresowany tym, co oni ze sobą wiozą.
Rozkaż, by im to odebrano i zniszczono!
- A co zrobić z tą piątką, numerze jeden? Czy Jego Wysokość coś na ich temat powiedział?
Ale połączenie zostało przerwane. Numer jeden nie chciał odpowiadać na pytania, na które
sam nie znał odpowiedzi.
Numer dwa zwilżył wysuszone wargi. Zawsze, kiedy rozmawiał z numerem jeden, zasychało
mu w ustach. Co właściwie było w tym facecie, że tak go przerażał ponad wszelkie
wyobrażenie?
Usiadł przy telefonie i zaczął dzwonić do swoich punktów kontaktowych na wschodzie kraju.
Poszukiwani jadą na północ, to znaczy, dokąd?
A poza tym pięcioro? Przecież było ich tylko czworo! O co chodziło numerowi jeden, kiedy
mówił o pięciorgu?
130
Ku swemu wielkiemu zaniepokojeniu numer dwa zauważył, że jego ręka trzymająca listę z
nazwiskami drży i że on nie może tego drżenia opanować.
- No, to jesteśmy na drodze do Trondheim - stwierdził Nataniel.
- Pewnie jestem głupi - powiedział Gabriel. - Ale czy nie moglibyśmy polecieć samolotem,
skoro bomba została unieszkodliwiona?
- Myślałem o tym samym - rzekł Nataniel. - Doszedłem jednak do wniosku, że nie
powinniśmy tego robić. Możesz być pewien, że Fornebu jest obserwowane przez innych
członków owego kręgu czarownic. I gdybyśmy weszli do samolotu, na pewno by nam
towarzyszyli.
- Tylko że podróż samochodem zajmie nam znacznie więcej czasu - powiedziała Ellen.
- Tak. I jesteśmy bardziej narażeni na atak.
- Oni chyba nie widzieli, dokąd pojechaliśmy?
- Mam nadzieję, że nie widzieli. W każdym razie żadnego samochodu za nami nie widać.
Tova nie miała czasu na rozmowy. Wciąż nie opuszczało jej wrażenie, że siedzi na
motocyklu, a przed nią na czarno ubrany kierowca, i wciąż się bała, że go straci z oczu.
Dlatego wzięła na siebie obowiązek pilnowania, żeby od niego za daleko nie odjechali.
To zresztą nie było specjalnie trudne. Droga na Trondheim nie należy do zatłoczonych. Nie
mogli podróżować w nieskończoność, należało już zrobić przerwę. Lada moment w
pojazdach skończy się benzyna, ludzie potrzebowali jedzenia, a i krótka wyprawa do toalety
wkrótce okaże się niezbędna.
Znalezli po drodze niewielką kawiarnię, która wydała im się dość przytulna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl