[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lodówki, bo. . . Co ja za bzdury opowiadam! Przez was zaczynam myśleć tak jak
wy!
Reszta wszechświata twierdziła, że czas nie jest przedmiotem, tylko sposo-
bem, w jaki Natura się zabezpieczyła, aby wszystko nie działo się natychmiast,
rozumował Johnny. Pani Tachyon skomentowałaby owo twierdzenie zwięzle:  To
ci się tylko tak wydaje. . .  i robiłaby po swojemu.
Dotarli wreszcie do ogródków działkowych, przez które prowadziła ścież-
ka. Ogródki wyglądały zwyczajnie, a przypadkowo napotkane osoby  głównie
w starszym wieku  wyglądały zupełnie jak działkowicze.
Tyle że na widok wózka kolejno przestawali kopać, grabić czy podlewać, a za-
czynali w milczeniu obserwować, jak to zwykle na działkach bywa.
54
 To przez tę kurtkę Yo-lessa tak się na nas gapią  syknęła Kirsty.  Purpu-
rowo-zielono-żółta. Oczy bolą. I jest z plastyku, tak? A plastyk jest od niedawna.
Naturalnie to może być T-shirt Bigmaca: mało kto paraduje z napisem  Ciężki
wariat na sobie.
Działkowicze akurat obrabiali fasolę i ziemniaki.
Johnny jako jedyny z obecnych wiedział, że zbiorą wyłącznie odłamki. Bo tej
nocy działki obok Paradise Street zostaną zbombardowane. . .
 Nie widzę obwodnicy!  oświadczył nagle Bigmac.  Ani wieży telewi-
zyjnej.
 Za to jest sporo zapasowych kominów fabrycznych  dodał Yo-less. 
I w ogóle nie ma ruchu ulicznego. Gdzie się podziały wszystkie samochody?!
Johnny resztką zdrowego rozsądku zapanował nad sobą, by nie powiedzieć, że
poszły do wojska: w maju 1941 roku większość pojazdów faktycznie była w ar-
mii.
Przez rzekę prowadził wąski kamienny most. Gdy znalezli się w połowie dro-
gi, Johnny się obejrzał: para bardziej upartych działkowców ciągle im się przyglą-
dała. Wzgórek, z którego zeszli, miał nieco szarawy odcień, jaki zwykle przybie-
rają pola leżące w pobliżu miast, jakby wiedziały, że jedynie kwestią czasu jest,
kiedy znajdÄ… siÄ™ pod betonem.
 Pamiętam, kiedy wszystko to były budynki  mruknął do siebie.
 Co mówisz?
 Nic ważnego.
 Trochę poznaję.  Bigmac był wyjątkowo poważny.  To River Street,
a na rogu to sklep starego Patela, nie?
Ale napis na oknie informował: PAL WOODBINES J. Wilkinson (właśc.).
 Woodbines?  zdziwił się Bigmac.
 To jakiś gatunek papierosów, przecież pisze  parsknęła Kirsty.
Obok przejechał samochód. Był czarny, ale nie tak jak tamten na wzgórzu; był
pochlapany błotem i miał plamy rdzy na dodatek. Wyglądał, jakby ktoś, zamie-
rzając zrobić naprawdę duży model, mniej więcej w połowie zmienił zdanie, ale
już było trochę za pózno.
Kierowca prowadzący owo dziwadło aż odwrócił głowę, tak intensywnie im
się przyglądał.
O ludziach na ulicy trudno było coś powiedzieć poza tym, że przeważały
płaszcze w stu odcieniach nudy.
 Nie powinniśmy tak stać  stwierdziła Kirsty.  Ludzie się nam przy-
glądają. Chodzmy po gazetę, wtedy będziemy wiedzieli, kiedy jesteśmy. Ale tu
przygnębiająco!
 Może być depresja  zasugerował nieśmiało Johnny.  Mój dziadek mó-
wił, że wtedy nie było wesoło.
55
 Nie ma telewizji, wszyscy chodzÄ… w niemodnych ciuchach, nie ma uczci-
wych samochodów  podsumował Bigmac.  Nic dziwnego, że wszyscy są
w depresji.
 Bigmac, bądz uprzejmy patrzeć pod nogi. Każdy drobiazg, który tu zrobi-
my, może mieć poważne skutki w przyszłości  oznajmiła Kirsty.  To dotyczy
wszystkich. Jasne?
Bigmac na straży wózka został na chodniku, a pozostali weszli do narożnego
sklepu.
Wewnątrz było ciemno i pachniało pastą do podłogi.
Johnny był raz ze szkolną wycieczką w muzeum, w którym część ekspozycji
stanowiła rekonstrukcja ulicy i sklepów z okresu przedwojennego, czyli z daw-
nych dni. Było to całkiem interesujące, choć wszyscy usilnie się starali, żeby tego
nie okazać, bo jak człowiek przestanie się pilnować, to nauczyciele wcisną mu
następny kawałek wykształcenia. Jeden ze sklepów wyglądał zupełnie tak jak ten,
w którym się znalezli, jeśli nie liczyć kota śpiącego na worku psich biszkoptów.
I zapachu. Dominowała w nim pasta do podłogi, ale można było rozróżnić także
parafinę, gotowanie i pajęczyny.
Niewysoka niewiasta w okularach przyjrzała im się uważnie.
 Co mogę dla was zrobić, kochani?  spytała i patrząc na Yo-lessa, dodała:
 Sambo jest z wami, tak?
Rozdział szósty
Dawne dni
Guilty wygramolił się na worki i miauknął zadowolony.
Bigmac zignorował go, obserwując ruch drogowy, którego właściwie nie było.
Jakieś dwie kobiety spotkały się na środku ulicy i gadały sobie w najlepsze, nie
zwracając uwagi na resztę świata, choć jedna od czasu do czasu oglądała się na
Bigmaca.
Na wszelki wypadek skrzyżował ręce na piersiach, przysłaniając nadruk na
koszulce:  Heavy Mental .
A potem dokładnie przed nim stanął samochód. Kierowca wysiadł, obrzucił
Bigmaca przelotnym spojrzeniem i odszedł, skręcając za narożnik.
Bigmac przyjrzał się samochodowi. Dotąd podobne widział tylko w telewizji,
przeważnie w sznurowatych melodramatach, w których jeden samochód, dwie ko-
biety i trzy tuziny kapeluszy przemieszczajÄ… siÄ™ w tÄ™ i z powrotem po tym samym
kawałku ulicy, próbując wmówić widzom, że to wszystko nie dzieje się współcze-
śnie.
W stacyjce tkwiły kluczyki.
Generalnie Bigmac nie był przestępcą; przeważnie był w pobliżu, gdy prze-
stępstwa się wydarzały. Było tak przez głupotę. Głupotę innych, głównie obja-
wiającą się w projektowaniu samochodów, które w dziesięć sekund potrafiły wy-
ciągnąć sto dwadzieścia kilometrów na godzinę, i sprzedawaniu ich jeszcze głup-
szym ludziom, których interesowały jedynie takie błahostki jak to, ile wóz pali
i jakiego koloru są siedzenia. Jakby ktoś po to wymyślił samochód.
W stacyjce wciąż tkwiły kluczyki.
Bigmac uważał, że wyświadcza innym przysługę, sprawdzając, co praktycz-
nie potrafią ich samochody. Poza tym nigdy żadnego nie ukradł, bo zawsze miał
zamiar odstawić każdy egzemplarz tam, skąd go wziął. Co prawda rzadko mu się
to udawało, ale przecież miał dobre chęci. Ludzie powinni być dumni, wiedząc,
że ich samochody potrafią na obwodnicy wyciągnąć sporo ponad setkę, zamiast
narzekać.
57
Kluczyki ciągle tkwiły w stacyjce.
Zaczynało to wyglądać na prowokację. Istniały przecież miliony miejsc,
w których normalny człowiek umieściłby kluczyki do samochodu, od własnej kie-
szeni zaczynając. Ale nie  ten musiał je złośliwie zostawić w stacyjce.
Takie stare samochody prawdopodobnie i tak nie są w stanie rozwinąć żadnej
uczciwej prędkości. . .
Kluczyki uporczywie tkwiły w stacyjce, połyskując zapraszająco. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl